niedziela, 21 czerwca 2009

Coby (zebrane) 6

Coby mijał pogubione serca, leżące przy drodze, a było ich sporo. Niektóre mało używane, prawie jak nowe, inne lekko porysowane a jeszcze inne z wyraźnymi śladami pęknięć. Smutny to był widok. Coby miał szacunek dla serc, uważał, żeby na któreś nie nadepnąć, nie kopnąć niechcący, nie trącić chociażby nogą. Pomyślał, że mógłby je zbierać do koszyczka jak grzyby. No tak, przecież był maj, była wiosna, grzyby zbiera się jesienią a serca właśnie wiosną. Szedł więc przejęty nieco, wpatrzony pod nogi, gdy nagle zobaczył coś znajomego. Zatrzymał się, schylił. Tak, to było dobrze mu znane Jej serce. Nie mógł go zapomnieć, znał je zbyt dobrze, niemal jak własne. Podniósł je i schronił w klatce dłoni, ciepłej i bezpiecznej. Trzepotało lekko z zimna. Było pęknięte. I Cobyemu zrobiło się przykro. Takie serca nie powinny się gubić, są zbyt delikatne. Postanowił, że je odda, że zrobi w ten sposób dobry uczynek, że to serce mu to zapamięta, że się uspokoi, przestanie drżeć. Wrócił natychmiast pod Jej dom.
Pełen dobrych myśli zapukał do Jej drzwi, trzymając zgubę przed sobą jak drogocenny prezent. Uśmiechnęła się, gdy go zobaczyła. Właściwie to uśmiechnęły się tylko jej oczy, ale nie wymagał więcej. Gdy pokazał przyniesioną zgubę, uśmiechnęły się i dobrze mu znane usta. I Coby też się uśmiechnął. – Znalazłem, oddaję…
I wtedy Jej uśmiech zgasł. Posmutniała. Wzrokiem poprosiła by powtórzył te słowa. Więc powtórzył. – Chciałem Ci oddać przysługę. Znalazłem pęknięte, zagubione, więc przyniosłem. Proszę, jest Twoje.
Posmutniała jeszcze bardziej. Więc dodał w panice: – Wiem, pęknięte, ale ja nie umiem go naprawić, nie znam się na tym. Może znajdziesz kogoś, kto potrafi…
Wzięła, ruchem tak jakby niechętnym. – Nie trzeba było, mogłeś go sobie zostawić, może u Ciebie byłoby mu lepiej. Ale skoro go nie chcesz…
Gdy odchodził, stała jeszcze z sercem w dłoni. Coby słyszał już z daleka, jak głośno zaczęło bić, z jakim łomotem. Wystraszył się, bo przecież było pęknięte. Pomyślał, że pęknięcie może się powiększyć. A przecież chciał tylko zrobić dobry uczynek. I znów wyszło jak zawsze… /4 dni temu, 23:14 (17 czerwca)
***


Sąsiad wszedł nieśmiało, gdyby miał na głowie czapkę pewnie w tej chwili by ją zdjął i zacząłby miętosić nerwowo - Dużo tu książek – wyksztusił cicho jak w kościele, jak w miejscu świętym. Przyjrzał się i dodał – dużo wierszy. Podobno Ty Coby też piszesz wiersze… - Podobno. - Dlaczego… to znaczy po co? – i nagle zaczął sam odpowiadać, sam układać w głowie to co wiedział o poezji – Przenosisz się do innego świata, karmisz duchowe potrzeby, spełniasz się intelektualnie… - Coby słuchał i uszom nie wierzył, nie znał go z tej strony - Czyni Cię to lepszym? Nie obraź się Coby, nie jesteś już młody
- Nawet gdybym był bardzo stary – Coby się nieco otworzył. Podobał mu się błysk w oku rozmówcy, autentycznie zainteresowanie, chęć rozmowy. Pogrzebał na półce, poczytaj powiedział i odnalazł właściwą stronę, może Włodzimierz Słobodnik ci to lepiej wytłumaczy.
„czytam poetę, tak się światło czyta
tak śnieg się czyta, tak się czyta ciszę
jego literom w nocy towarzyszę
w nich świerszcz się w mroku o gwiazd drżenie pyta (….)
czytam poetę, co jest bardzo stary
i zapominam jak zbyteczne rzeczy
i jego słowo mnie w ciemności leczy
szarą zwyczajność przemieniając w czary”
- Nawet… to co z tego? - Coby przestał obserwować reakcje w niemych oczach czytającego, wrócił do tematu. Uśmiechnął się, zmniejszył dystans, wytracił nadmiar nieufności – Coś to zmienia? Ciało się starzeje, umysł się starzeje, serce się starzeje… wydaje mi się że tylko głód serca się nie starzeje. Można się z nim oswoić, ale pozostaje.
- Co to jest głód serca? To to samo co głód życia?
Coby pokręcił przecząco głową. Nie, nie to samo. Głód życia też zamiera, to nie to samo. Wyjął butelkę. To moja wena, wyjaśnił i puścił oko. Oczy przybysza zaświeciły się, jesteś moim najukochańszym sąsiadem mówiły, ale dalej był zdezorientowany, a Coby zaśmiał się szczerze. - Czy to ma coś wspólnego z głodem serca? – usłyszał. Kto wie, może ma, ale to nie to… po prostu zaczynała się kroić męska rozmowa, potrzebowała rozjaśniacza, utrwalacza męskiej przyjaźni. Nawet tej półgodzinnej. Nie, to nie był jeszcze ten głód.
- Głód serca, mój drogi, to coś, co przedłuża życie, co daje ci szansę w starciu z tym co nieuniknione, co sprawia że upływający czas nie jest taki groźny… trzeba go karmić uczuciami. A lubi dobre posiłki, nie cierpi diety. Wiersze też lubi.
Wypili. Świat się zaróżowił. Sąsiad zerkał na zebrane wokół książki z coraz większym zainteresowaniem. - Zgłodniałem – dało się słyszeć ciche wyznanie, tak ciche, że Coby pomyślał, że to pewnie nie sąsiad mówił, tylko jego serce.
/8 dni temu, 15:16 (13 czerwca)
***



Coby zajrzał we własne Serducho. Ucieszyło się, zrobiło drwiącą minkę. Proszę, proszę, co się stało, co za miła niespodzianka. A Coby nie ukrywał, że przyjrzał się ostatnio innym, obcym sercom i lekko się wystraszył tym co zobaczył. Dlatego tu zajrzał. I też się ucieszył ze spotkania ze swoim sercem, z jego dobrego samopoczucia. Znaczy, wszystko w porządku…
- A jaki mam wybór – Serducho było złośliwe – sam mi wystawiałeś certyfikat, nikt go nie odwołał, przeczytaj jak nie pamiętasz. „Serce mam pojemne, przyjmie wielu uciekinierów”. Tak, Serducho miało rację, musiało być w dobrej formie by móc się wywiązywać z powierzonej misji. Przyjmowało tych uciekinierów, dawało im ciepłe schronienie. Robiło kawał dobrej roboty. I Coby poczuł, że jest z niego dumny. - Dobrze, że Cię mam – powiedział. Potem dopiero przyszła myśl, że to prawda, że przecież mógł mieć inne serce, mógł nie mieć go wcale. Niektórzy tak żyją i nawet tego nie zauważają. A Serducho dalej było sarkastyczne, choć widać było że odebrało komplement nie bez przyjemności.
- No, no… pewnie coś chcesz ode mnie, nie sądzę żebyś był bezinteresowny w tym co mówisz. Pewnie chcesz, żebym Ci zafundowało ten dreszczyk, który tak lubisz. Wokół tyle pięknych, ponętnych kobiet. Kusi, prawda…
-Nie kombinuj, moje małe, nie kombinuj – uciął krótko Coby, ale nieudolnie skrywany uśmiech mówił wszystko. Aż za dobrze. Ej Serducho, Serducho, pomyślał.
A serce folgowało sobie bezczelnie dalej; lubisz Coby certyfikaty, zapisy, tak lekko Ci przychodzą. Mnie wyznaczyłeś zadanie, swojemu synowi też kazałeś coś zapisać, pamiętasz co… udajesz, że zapomniałeś, ale pamiętasz, tylko nie wiesz jak się teraz z tego wycofać. Coś kojarzę, niewyraźnie odpowiedział Coby, a Serducho aż zarechotało. Kazałeś mu zapisać, że gdy kiedyś nadejdzie taki dzień, kiedy nie będziesz już mógł pociupciać ani wypić, ma Cię dać do uśpienia. Kazałeś, by zapisał też, gdzie ma rozsypać potem Twoje prochy. Łudzisz się, że tego nie pamięta, żebyś się tylko nie zdziwił.
- Jedziemy na jednym wózku, moje ty Serducho, nie ciesz się tak z góry. Na szczęście jeszcze nieprędko. Jakieś skargi?
- A na co ja się mogę skarżyć. Może tylko na kiepską współpracę z Twoją Fantazją, stara się utrudniać mi życie, jest niepoważna i niedorosła. Mógłbyś ją przykrócić.
Coby przemilczał uwagę.
- A jakieś prośby, skoro już tu jestem?
Tym razem Serducho przedobrzyło z tym złośliwym uśmiechem. Mogło sobie go darować…
- Prośby? Może tylko jedną. Żebyś nareszcie zmądrzał, i tobie i mnie wyjdzie to na dobre.
Ech Serducho, Serducho… zawsze próbowałeś wchodzić w kompetencje Rozumu. Ale gdybyś naprawdę było Rozumem wiedziałobyś, że Sercu nigdy taki awans się nie uda. Serce nie jest od myślenia.
/2 dni temu, 23:09 (19 czerwca)/
***

Brak komentarzy: