wtorek, 30 kwietnia 2024

* * *

 

trudno grzesznemu

być stróżem dla anioła

nie tak być miało



czwartek, 25 kwietnia 2024

* * *

 

samotność w tłumie

z biletem bez powrotu

na mlecznej drodze



* * *

 wszystko zachodzi

słońce nie jest wyjątkiem

ty też nie byłeś



sobota, 20 kwietnia 2024

* * *

 chowam się przed deszczem

być może spadnie

być może nie

chmurka tak dziwnie

i przyjaźnie się uśmiecha


chowam się pod wierszem

który dopiero napiszę

być może

kto wie

przynajmniej spróbuję


tak naprawdę

to on

jeszcze nieopierzony

bardziej potrzebuje

schronienia

choć wbrew logice

nie zamierza unikać deszczu




środa, 17 kwietnia 2024

TO NIE TAK

 to nie tak

że za wszystko

można teraz obwiniać niewidzialną ćmę

której wystarczył taniec świecy

odbity w pełnym szkle

by żywioł osmalił jej skrzydła


i też nie tak

że właśnie akurat ta świeca

ten żywioł

pełne szkło

nieprzewidywalność niewidzialnego

czy może raczej niewidzialność

nieprzewidywalnego


to nie tak

że twoja silna wola

ma drżenie dzikiego ptaka

którego tak łatwo spłoszyć dotykiem


to nie tak


bo w udach masz moc

i w biodrach masz moc

a w pierzastej niemocy

której pisana uległość

moc się kryje

największa



ROZMOWY

 

bańka mydlana

z wdziękiem osiadła na włosach

nieważny był jej krótki żywot

ulotna chwila wystarczyła

pozostawiła po sobie tęczowy uśmiech


zagajnik wrzosów

pokłonił się bezgłośnie nieświadom tego

że potrafię czytać jego purpurowe znaki

że zamieniam je w strofy


samotne smutne  drzewo

którego oko łzawiło żywicą

przytuliło mnie rozdzierając koszulę

nie miałem żalu

też je pozdrowiłem


wierzba rozpostarła parasol

sprawiła że poczułem się ważny

podziękowałem zawracając w deszcz

z nim najbardziej lubiłem rozmawiać


a później jeszcze ten człowiek

portfel w kieszeni marynarki

skutecznie tłumiący bicie serca

dużo słów

zbędnych słów

i spojrzenie chorego ptaka

nie podejmujące rozmowy


akurat on

miał mi najmniej do powiedzenia



sobota, 13 kwietnia 2024

STAIRWAY TO HEAVEN

 nie jestem dobrym wspinaczem

pokonuję niewielkie dystanse

dwa trzy piętra zaledwie

w dół też wcale nie lepiej

nie te nogi

nie to serce

nie to ciało


moje spojrzenia ku górze

po innych błądzą obłokach

a w tle

gitarowe schody

prowadzące akordami do nieba


w swojej drodze

kieruję się światłem

nie muszę go szukać

samo wychodzi na spotkanie

kieruję się baldachimem

zachrypniętych basowych strun

chroniącym przed niepożądaną

świętością


*

woda święcona

nie leci nigdy z nieba

ptaki to wiedzą