niedziela, 6 września 2009

Ławeczki Cobyego

Jak to jest z tą ławeczką – spytał przyjaciel – z tą twoją ławeczką, Coby. Jak to jest?
Coby wzruszył ramionami, a gest ten oznaczał, że to nic, nic wielkiego. Mam kilka ławeczek, odpowiedział. Ale po co, usłyszał, co to za historia, po co ci one? Więc popatrzył na sąsiada swoim odległym spojrzeniem i zbierał myśli. I uśmiechał się. Po co? Siadam i patrzę, z nich dużo widać. Ale co, co takiego z nich widać? Uśmiech Cobyego stężał, myśli natrafiły na jakieś obrazy z przeszłości, wzrok znieruchomiał. Na przykład widzę z nich Niebieskie Góry, powiedział.  

Nie miał chęci wdawać się w dyskusję, nie powiedział, że to on wymyślił ławeczkę, bo zabrzmiałoby to zbyt idiotycznie. Wymyślił ją nie dla siebie. Wymyślił dla Oksanki, kiedyś tam przed laty, jeszcze w innej bajce, w innej krainie. Kraina niezbyt odległa, po prostu jedna ze stolic za wschodnią granicą, gdzie los rzucił Cobyego, a Oksanka pracowała tam jako tłumaczka. Była dziwnym zjawiskiem. Przede wszystkim była przewodniczką po stolicy i zawód ten miała we krwi. Lubiła oprowadzać, opowiadać. A Coby lubił zwiedzać. I tak się zaczęło. Gdy zaproponowała, ze okaże przebywającym tam Polakom miasto, chętnych nie brakowało, a Coby zawsze się zgłaszał, chciał poznawać wszystko. Więc przy każdej kolejnej wycieczce informowała go gdzie i kiedy, a po pewnym czasie zabierała go już w wiele miejsc, gdzie jeździła prywatnie, tak jakby pomijanie Cobyego było czymś niepoprawnym. Tak oto Coby zaprzyjaźnił się z Oksanką, poznał jej rodzinę, przyjaciół, miejsca które odwiedzała. Była jednym z najlepszych kumpli, jakich w życiu poznał. Śmiesznie brzmi, to prawda, ale tak było. Tylko na początku Cobyemu chodziło po głowie, czy nie zdyskontować sytuacji i tych wspólnych, częstych spotkań, i nie sprawdzić jak to robią ogniste dziewczyny ze wschodu, zresztą śliczne. Ale Oksanka była zakochana, niemal szaleńczo, miłością szaloną. Bo Oksanka cała była szalona. Coby często słyszał z jej ust „moja kochana Natasza”, „jak ci przedstawię Nataszkę, zobaczysz jaka śliczna i cudowna” i podobne przykłady uwielbienia. Oksanka miała swoją Nataszę. Pewnego dnia zawiozła do niej Cobyego, i ta śliczna ognistowłosa dziewczyna pozostanie już na zawsze w jego pamięci. Nieziemska uroda. I tak oto Oksanka pozostała dla Cobyego tylko wspaniałą kumpelą, pogodził się z tym spokojnie i bez bólu.
A co z tą ławeczką? Jak już wiadomo, Oksanka była szalona, brała życie w szalonym tempie, jeszcze nigdy Coby nie spotkał kogoś tak zakręconego, z takim entuzjazmem i radością życia, kto zamiast chodzić tak szybko biegał. Z trudem za nią nadążał. I po pewnym czasie wymyślił dla niej ławeczkę. Gdy przelatywali gdzieś w zawrotnym tempie przez miasto, a na drodze pojawiała się ławka, Coby łapał za rękaw Oksankę i siłą sadzał na ławce. Wyrywała się, broniła, kłóciła, ale Coby był jak surowy lekarz. Posiedź przez chwilę, bez słowa bez ruchu, policz do trzydziestu… Nie pozwalał jej wstać. Jeśli nie zwolnisz tempa życia, choćby w tak dziwnej formie, długo nie pożyjesz. To dla Ciebie forma samoobrony, uzdrawiania. Więc ulegała, siadała, po chwili goniła dalej. Zawsze pełna entuzjazmu, pomysłów, swoją drogą zawsze głodna i zawsze bez grosza. Taka natura.
Coby wyjechał, powrócił do kraju. I wkrótce przekonał się, że tryb życia zrobił z niego takiego samego pędziwiatra, ze już nie potrafił wolno chodzić, tylko poddawał się żywiołowi, który go popychał, przewracał… i nadszedł ten dzień, który nadejść musiał, kiedy Coby powiedział do siebie: jeśli chcesz jeszcze trochę pożyć szalony człowieku, wiesz co masz zrobić. I tak, w trakcie narzuconej sobie ławeczkowej kuracji, pośród wielu przypadkowych ławeczek, wyłoniły się te ulubione.

A Niebieskie Góry? Kiedyś Oksanka zaprosiła Cobyego na wycieczkę za miasto, gdzie odwiedzała na daczy swojego ojca. Pojedź ze mną, prosiła, tam jest cudownie, piękne jezioro, zobaczysz bajkowe Niebieskie Góry. Więc pojechał, a podróż była jedną z przygód życia Cobyego. Pojechali „elektryczką”, reliktem z innego świata, dwadzieścia kilometrów pokonali w dwie godziny. Kolejka na każdej stacji robiła długie przerwy. Ludzie jedli, pili, matki przewijały dzieci, ktoś grał na harmonii, ktoś się dowiedział że Coby jest z Polski i momentalnie zebrało się wokół niego grono nowopoznanych przyjaciół, częstujących go mętnym samogonem. Ale przeżył. Coby zawsze kochał twórczość Jerofiejewa, a tego dnia czuł się tak, jakby znalazł się na opisanej przez niego trasie Moskwa-Pietuszki. W krainie ludzi szczęśliwych, szczęśliwych inaczej. Poczuł się nawet tak, jakby zawsze mieszkał w tej bajce. A gdy dotarli do stacji docelowej, poszli jeszcze jakiś czas przez pola i łąki. I nagle Oksanka chwyciła go za rękę i wskazała przed siebie. Spójrz, krzyknęła w zachwycie, Niebieskie Góry, czy nie śliczne… Coby długo wpatrywał się we wskazany punkt. Na horyzoncie, w mętnym, niemal szarym od jakiejś zadymionej mgły miejscu, dostrzegł coś jak hałdy kopalniane, ciemne, bure bez uroku, wręcz przygnębiające. Wznosiły się ponad linią pól, nawet nie wysoko. Widok smutny i zniechęcający. Usiadł przy drodze i patrzył, ale więcej zerkał na szczęśliwą, pełną radości życia i entuzjazmu Oksankę, na jej szczęśliwą minę. Piękne, prawda, widzisz jakie niebieskie… dopytywała. Wpatrywał się w to bure nieszczęście, w ten kolor, który nie był żadnym kolorem, aż uwierzył, ze jest to kolor niebieski. Chyba wtedy pokochał jej entuzjazm, wtedy jej pozazdrościł, być może wtedy właśnie szare życie i dla niego nabrało barw. Piękne, odpowiedział…piękne, takie niebieskie…
I teraz , gdy zdradził sąsiadowi co można dostrzec z takiej ławeczki, na pewno nie kłamał. Teraz już umiał zobaczyć wszystko. Oksanka nauczyła go widzieć niebieskie góry. A opisywać je, uczył się już sam.


2 komentarze:

Fotografie fotofanki - magda.h-m pisze...

Opisywać Coby nauczył się pięknie, posługuje się słowem jak mieczem, broni słowem i zadaje ciosy słowem, wszystko Coby potrafi zrobić tym swoim słowem, ale jak to jest z tą ławeczką????????
Tu nie będę wnikać bo podejrzewam, ze dla innych Coby znajdzie ławeczkę, żeby przysiedli, o ile zależy Coby-emu na tych innych, ale swoją ławeczkę zawsze oszczędza, pewnie nie chce żeby się zniszczyła....

Anonimowy pisze...

600grammojegożycia Dzisiaj napisałam wiersz o ławeczce Tuwima przechodziłam koło niej, przeczucie, być może? Zapraszam na tę ławeczkę, nos do potarcia na szczęście, Tuwim by się uśmiał, gdyby przypuszczał...ozłocony nos
szalony pomysł, śmieje się w nos temu szczęściu z obłoków... :)Zapomniałabym, mój syn wg babci przyniósł sobie w dniu urodzin imię Julian, 19 sierpnia , ma tak na drugie imię :)