niedziela, 6 września 2009

Ocalić od zapomnienia

Cofam się pamięcią do tych dni sprzed roku. Butny Gruzin obudził śpiącego wielkiego niedźwiedzia, rozpętało sie piekło. Mieszkałem w Tbilisi, w miejscu o tyle niewygodnym, że w sąsiedztwie samych najważniejszych instytucji. Po 8 sierpnia małe, niemal prowincjonalne uliczki Tbilisi opustoszały, tylko we wszystkich sklepikach rozkręcone na cały regulator głośniki radiowe informowały o bieżącej sytuacji. Na obiekty strategiczne wokół miasta spadają rosyjskie bomby, trwa sukcesywna ewakuacja wszystkich Polaków do Armenii, gdzie przylatują po nich samoloty. Dociera informacja, że wkrótce celem dla bombowców stanie się dzielnica w której przebywam, instytucje rządowe, Parlament... i wieża telewizyjna, stojąca na wzgórzu Mtsminde, u stóp której mieszkam, na którą patrzę każdego dnia z okna po przebudzeniu. Krytycznego dnia władze zarządzają ewakuację swoich urzędów, ale wieczorem ją odwołują. Nasłuchujemy każdego szumu silników, każdego samolotu, czy to już... polski ksiądz mieszkający w Gori potwierdza nam przez telefon, że Rosjanie już są w okolicach stolicy. Wiadomości sprzeczne, nie wszystkie sprawdzone. Ambasada polska gotowa do ewakuacji, wyewakuowała już wszystkich, którzy zgłosili gotowość, nie tylko naszych rodaków, teraz czas na nią. Przyglądam się rodakom, którzy korzystaja z możliwości ewakuacji, czy to na pewno Polacy, nie poznaję ich. Tacy cisi, pokorni, nikt nie zgłasza żadnych pretensji, każdy jest wdzięczny... po kilku dniach wszyscy mailują, dziękują... gdybyśmy zawsze tacy byli. Ale wtedy Coby też czuje spacerującą po plecach wielką niepewność, nie powinno się budzić śpiącego niedźwiedzia, nikt jeszcze nie wie co to oznacza...
Zaglądam teraz na blog, jak to wyglądało u Coobusa. Cisza. Tylko tamten wiersz, jak krzyk rozpaczy, tylko potem wpis, świadczący o tym jak bardzo życie uczy nas czasem pokory. Nie były to dni dobre do pisania, nie pora na to. Zacytuję ten wpis z 14 sierpnia:


"Coby miał sen, z tych męczących, koszmarnych snów. śniły mu się samoloty. śniło mu się, że leżał w nocy w łóżku i nasłuchiwał w ciszy, w przeraźliwej tym razem ciszy, czy nie pojawia się groźny pomruk , rodzący się z początku niewinnie, jak ledwo słyszalny oddech. śniło mu się, że rano się goli i słyszy ten rosnący pomruk, biegnie do kuchni i... ulga, to tylko czajnik kończy swą poranna służbę. śniło mu się, że za oknem zawibrowało niebo, ale to tylko klimatyzator okazywał swoje zmęczenie głosniejszą pracą. śniło mu się, że wreszcie groźny, nasilający sie pomruk zagościł pod wieczór na niebie, że biegnie na balkon i patrzy w niebo... pomruk głośny, ciężki... widzi siebie na tym balkonie, rozgląda się, samolotów nie widać, za to na wszystkich balkonach wokół i we wszystkich oknach widać ludzi śledzących z niepokojem stalowe niebo, jak widzowie w loży teatru... A potem się obudził, prześnił ten sen, choć nie wie, czy tak naprawde do końca... Prześnil, i odetchnął, i postanowił pozbyć się tego snu, zapomnieć o nim, wymazać go ze swojej pamięci i nie wracać już do niego. i wtedy przypomniał mu się wielki mistrz Konstanty, który pisał magiczne strofy dla swojej Natalii, pięknej kobiety gruzińskiego pochodzenia, przypomniała mu się matka leśniczego, która stanęła w drzwiach lesniczówki Pranie, zalękniona, ze swym chmurnym obliczem... Zatroskana, zatroskana, cała w cieniach od zgryzoty. Mówi: "Znowu proszę pana, słychać w chmurach samoloty. Ja się, proszę pana, nie znam, ale to wielka maszyna. Ja wiem, ze to nic, a jednak groźny czas się przypomina."...
podobno uczymy się całe życie, Coby uczy się powtarzać na nowo słowa ocalonych od zapomnienia pieśni. Sny często wracają, ale ten prześni się do końca. Coby w to wierzy. " . 

/29 dni temu, 12:34 (8 sierpnia)

***

Brak komentarzy: