wtorek, 14 maja 2019

SŁOWO O JÓZEFIE K.


w pożółkłej umierającej kopercie
pośród papierów nazw i dat stara fotografia
u niego biała koszula oficerki czarne włosy zaczesane do góry
a u niej radosna zapowiedź że wkrótce będzie matką

nie ma już Wiszenki Małej ani sąsiednich osad
zaoranych po wojnie pod największy w Europie poligon
pobliski Lwów wprawdzie ocalał ale...

Czerwony Krzyż zaczynał swoje listy od “z żalem informujemy”
a po latach słodko gorzkie odkrycie że jednak żyją
w nowych rodzinach przy nowych partnerach i dzieciach
że on ma syna którego może poznać jeśli wybierze się do Niemiec

a te papiery to krwistoczerwone pieczęcie
wrzesień 1939 dworzec w Kołomyji
czerwone gwiazdy zamiast swastyk na drodze ucieczki
więzienne prycze na lwowskich Brygidkach
a potem w Stanisławowie Cherzonie Charkowie
wyrąb lasów w łagrze na uralskim Iwdelu
syberyjski Szerbakul przywołujący skurcz pustego żołądka
sześciotygodniowa powrotna podróż wymrożonym pociągiem
z miejscem przybycia i datą Poznań 1946

w niewielkiej piwnicy na warszawskiej Ochocie jesienniały później
worki ziemniaków i cebuli łagodzące traumatyczny strach
i choć wiotczały już w grudniu opłacał nimi życiodajny spokój

najmłodszy z licznego rodzeństwa odszedł jako ostatni
siada przy mnie czasem na ławeczce bródnowskiego cmentarza
tamci – a było ich ośmioro - zostali po drugiej stronie Bugu

(nie mylić ze Styksem)


Brak komentarzy: