pocałunki
niemal bolą, lecz ten ból nie jest bólem,
przedśmiertne
konwulsje nie są jeszcze śmiercią.
mój
język przekomarza się z twoim, wpycha go
z
powrotem do ust, oswaja, zawłaszcza, uzależnia.
uczę
się nocy, uczę się dotykiem, wiem już, że to
nie
oddech mnie otula, tylko spojrzenie zmatowiałe
bliskością.
pozbawiam cię zbędnego już imienia,
sobie
też go odbieram, zostawiam zaledwie kilka liter,
które
na nowo ugniatam w najprostsze ze słów.
pocałunki
niemal zabijają, polują na spragnionych
śmierci,
których wielu plącze się po nocy, łudząc się
obiecaną
przez poetów wizją nieśmiertelności,
a
kiedy już, kiedy już... oswajają dla nich tę śmierć,
tak
na chwilę, wymarzoną chwilę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz