gwiazda polarna przyjaźnie mruga w geście figlarnym,
spogląda ku niej świetlista smuga morskiej latarni,
noc tak życzliwa o jakiej skrycie zwykło się marzyć,
w cichym poszumie usypia życie na pustej plaży.
wiatr poufale zaczepia, trąca i bryzga pianą,
dygoczesz z zimna, skulona, śpiąca, na mych kolanach,
bryza na twarzy osiada rosą, pięknymi łzami,
fale z daleka krzyk ptaków niosą, a my tu sami.
w szalonym tańcu, gdzieś nad głowami, kołują ptaki,
krzyki ich wchodzą w serce szpilami, bolesne takie,
morze skowytem w płacz rzewny zmienia ich dzikie głosy,
czuję jak z wiatrem wiruje ziemia i twoje włosy.
morze wśród nocy jak czarna smoła pod srebrnym niebem,
jakaś syrena z oddali woła, uwodzi śpiewem,
jak dziki tabun fale dziś niosą, jak dzikie konie,
piasek klepsydrą spłynął po włosach na senne dłonie.
i drży jak struny, brzmi jak muzyka, gdy go przesuwam,
zaglądam w gwiazdy, nieba dotykam , sprawdzam czy czuwa,
tulę cię mocno, nie czuję chłodu w gorączce cały,
a księżyc zimny, jak kostka lodu, jak okruch skały.
przed jego chłodem, przed chłodem nocy, dzielnie cię bronię,
wchodzę zachłannie w rozwiane włosy, nakrywam dłonią,
i tak pilnuję tego przykrycia, by wiatr nie zrzucił,
siedzę i czuwam, aż głodna życia z zaświatów wrócisz.
gdy pierwszym dźwiękiem zabrzmi z ukrycia poranny koncert,
wtedy przywrócę cię znów do życia dotykiem drżącym,
z oddali szeptem wita nas zorza, statek w żegludze,
gdy kula ognia wypłynie z morza,
wtedy cię zbudzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz