niedziela, 21 czerwca 2009

Coby (zebrane) 3

Nie spał. Miał zamknięte oczy. ale sen zbliżał się dziś bardzo wolnym krokiem, jeszcze nie nadszedł. Stan czuwania, słodkiego lenistwa, rozmyślań. Cisza, nawet nie mroczna, raczej ciepła, otulała okolicę, pozwalała unosić się na fali fantazji. Usłyszał, jak cicho wyszeptała jego imię, ale nie zareagował. Pozostał w letargu. Poczuł delikatne pocałunki na powiekach, jakimi żegnała go przed wyprawą w krainę sennych łowów. Poczuł jak drobna dłoń wsunęła się w jego dłoń i tak pozostała w bezruchu. A potem usłyszał słowa... nawet nie wiedział czy to wiersz czy kołysanka... słowa zapewne same zmieniały się w nuty. Były kojące, przynosiły spokój. A ona... wiedziała, że słucha, że jeszcze nie odpłynął. Uśmiechał się.
znów uciekasz daleko myślami
na świat znowu spoglądasz z wysoka
znów tam bujasz w swoich obłokach
i radośnie trzepoczesz skrzydłami
chcę latać obok ciebie
na tym samym niebie
chcę
byśmy byli tam sami...
***

Dziś Coby wznosi róg barani napełniony do połowy czerwoną półwytrawną khwanckharą i głosi ten toast:
dwa tygodnie temu szedłem przez park, mijałem ławkę na której siedziała para młodych ludzi. mężczyzna był w tulony w piękną młodą kobietę o włosach koloru blond, pieścił ją i całował. byli szczęśliwi. tydzień temu mijałem w drodze do domu tę samą ławkę. ten sam mężczyzna był w tulony w piękną młodą kobietę, lecz już inną, o ciemnych włosach , pieścił ją i całował. byli tak samo szczęśliwi. trzy dni temu znowu szedłem tamtędy. ten sam mężczyzna był w tulony w jeszcze inną piękną młodą kobietę o włosach jak kasztany , pieścił ją i całował. darzył ją tak samo szczerym, gorącym uczuciem, jak poprzednie kobiety.
Coby wznosi więc toast za to, że świat jest tak racjonalnie i pięknie urządzony. wypijmy za stałość uczuć mężczyzn i zmienność kobiet. /355 dni temu, 15:21 (1 lipca)
***


Coby szedł brzegiem morza i przyglądał się falom. Ryczały groźnie, straszyły, parły naprzód w potwornym ryku swoich silników... Coby chciał coś zapytać znajomego, ale ryk fal zagłuszył jego słowa. Pokazał tylko pojedyńcze sylwetki opatulonych w kurtki i kaptury spacerowiczów, którzy stali frontem do morza i coś zapewne krzyczeli, bo tak to wyglądało. Znajomy odciągnął go z brzegu w stronę wydmy i tu już mogli się usłyszeć. Co oni robią. pytasz... krzyczą, tylko że my ich nie słyszymy, wielu z nich po to tylko przychodzi na brzeg w taki burzliwy dzień. Po co krzyczą, zapytał Coby, jak zawsze lekko naiwny. Taka terapia, terapia krzykiem , wiele osób potrzebuje rozładować ciśnienie goryczy, zgromadzone emocje, które wychodzą im niemal uszami. Ryczą głośniej niż fale, ale nikt ich nie słyszy, nawet z odległości kilku kroków, ryk fal wszystko przykrywa. A ty Coby, nie potrzebujesz się wykrzyczeć? Nie, Coby nie potrzebował. Przyjrzał się tym ludziom. Zapewne po powrocie z plaży, wiele osób straci głos na kilka dni, struny głosowe mają swoją wytrzymałość. Najbliżej stojąca młoda dziewczyna wykrzyczała całą swoją energię, wydało się, że zaraz bez sił osunie się na piasek. Czerwona, zgrzana, z przekrwionymi oczami, kończyła właśnie swą terapię. Odchodząc oglądał się za nią, osunęła się zmęczona na kolana. Ładna, pomyślał, ładne dziewczyny też rozmawiają z falami? Może i ja powinienem... ale nie wymyślił nic. Fascynowało go, co też ci ludzie krzyczeli w stronę morza, czy był to tylko ryk na granicy wytrzymałości, czy też coś jeszcze... Gdyby był młodą , ładną dziewczyną, może byłoby mu łatwiej się domyśleć... Ale nie był, był tylko zagubionym, strąconym z innej planety, naiwnym Cobym…
/333 dni temu, 08:13 (23 lipca)/
***


Rozgarniał nogami złote i czerwone liście, ręce wsadził głęboko, i szedł jak co dzień przez park, dobrze sobie znaną trasą. Zobaczyli go z daleka, pewnie czekali, przecież już dawno powinien się pojawić. Dzień dobry Panu Coby, powitali go jak zawsze. Dzień dobry, ładna jesień, prawda. Popatrzyli ma liście, na łysiejące drzewa, na siebie… popatrzyli beznamiętnie… zimna, odpowiedzieli.. Jeden z nich, w przecudacznym nakryciu głowy, strzepał liście z ławki, wyłożył kartonem. Pan Coby usiądzie. Usiadł, patrzył nie na nich, tylko przed siebie, na ten złoto-czerwony świat. Ten najśmielszy, najbystrzejszy zagadał… każdy ma swoją jesień, Pan Coby też ma swoja jesień? Przytaknął skinieniem głowy. Sypnie Pan Coby coś dzisiaj, by ta jesień była jeszcze ładniejsza… Dał po dwa złote, podziękowali serdecznie. Stąd dobrze widać Panie Coby, a już szczególnie przez szkło butelki. To jak magiczne okulary. Świat nabiera kolorów, jesień się bardziej zaognia, niech Pan Coby do nas tu czasem zajrzy… Wstał i podziękował. Żegnali go jak łaskawcę, więc pomachał im ręką. Wracaj do nas Panie Coby, stąd naprawdę dobrze widać. Uśmiechnął się tajemniczo...
Samolot miał awarię, lądował w oceanie, w nocy, rozbitkowie popłynęli, kto na czym mógł. Dotarli do wyspy. Rano się budzą, straszna mgła. Patrzą , sami mężczyźni. A jak mgła opadła, widzą sąsiednią wyspę, a tak pod palmami same kobiety, w sfatygowanym, szczątkowym odzieniu, które nieodgadniony kobiecy instynkt tam właśnie skierował. Z piersi mężczyzn wyrwał się wspólny ryk radości. Kobiety, uraaa... Dwudziestolatek wbiegł od razu do wody, chłopaki , tam są kobiety, lecimy… trzydziestolatek go przyhamował , spokojnie, łap się jakiejś deski, bo utoniesz… czterdziestolatek podniósł przywódczo rękę w górę, panowie, mamy czas, bez paniki, zbijmy tratwę i dopiero popłyniemy, zdążymy. A pięćdziesięciolatek… siedział dalej na ziemi, i zupełnie spokojnie zaapelował, panowie, po co ten pośpiech, stąd też dobrze widać.
Coby obejrzał się na ławkę, na której siedział przed chwilą, z której świat dobrze widać… Czy Coby ma swoją jesień? Tak, Coby miał swoją jesień. /273 dni temu, 08:31 (21 września)/
***


Coby wszedł na górę, spojrzał na rozłożone płasko w dole miasto. Dlaczego wszedł na górę? Stamtąd było lepiej widać te miesiące, które tu zostawił. Spojrzał w dół, na miasto, które go przygarnęło, które było jak matka, które nadstawiało mu własną pierś. Coby patrzył z góry jak poeta. Był poetą. Miasto osadzone na wzgórzach. Patrzył jak ptak, ostrym dziobem gotów do ataku w jego obronie. Troszkę inne, niż polskie miasta. Rano spało, długo nie było słychać odgłosów życia, nie było ludzi na ulicach. Pojawiali się około 10.00. A wieczorem miasto nie chciało zasnąć. Można było wszystko kupić w niezliczonej ilości małych sklepików, prawie do północy. Miasto żywe, kolorowe, gwarne… gdzie spacerowały, po Prospekcie Rustaweli śliczne, niemal anorektyczce (niestety) księżniczki. Coby patrzył z góry i się żegnał z tym miastem. A miał w tym wprawę, robił to już wiele razy, w wielu zakątkach świata, a w każdym zostawiał zawsze kawałek własnego serca. Bo Coby miał własne serce. I jego własne serce żyło własnym życiem. Było to serce zaprawione w boju, ale mimo wszystko miękkie i elastyczne, można było z nim wszystko wyczyniać, kształtować je w różne formy.
Czy Coby był frajerem? Niekoniecznie, jeżeli już musimy go bronić, był jednym z wielu poetów, o tym dziwnym, elastycznym sercu, które wymagało specjalnej opieki i troski tam, gdzie inne, bardziej twarde serca same się broniły. Coby był jak obraz z mgły, który w każdej chwili mógł się rozpłynąć.
No właśnie, po co Coby wszedł na tę górę? Bo może akurat w tym miejscu jego serce, jak wiecie elastyczne i miękkie, rozpływało się. Tak samo z siebie. Poeci tak mają, zresztą płacą za to jakąś tam cenę. Coby pozdrawia Was z góry, zanim zamilknie... /248 dni temu, 18:56 (16 października)/
***


Coby zdmuchnął świeczkę, jasna smużka dymu zatańczyła kokieteryjnie. Cofnął się myślami do tamtego dnia, równo rok wcześniej… W poczcie znalazł spam, informację o miniblogu Pinger.pl. Zajrzał, załogował się odruchowo, i pomyślał co dalej... wyszukał jeden z wierszy Agnieszki Osieckiej, będący pod ręką i zrobił pierwszy wpis…
…Oto szczęście: słońce na balkonie,
Ciepłe złoto w oczach przymkniętych.
Wszystko inne w nocach utonie,
Zawieruszy się w dniach niepojętych.
Agnieszkę podziwiał za magię, która sprawiała, że słowa w jej wierszach były zaczarowane i magnetyczne, że przyciągały z tajemną mocą, że wracał do nich jak do własnych pokręconych snów. Zanurzał się w jej wiersze jak w odradzające błotniste kąpiele i wychodził z nich przez jasną bramę do innego świata. Karmił się jej słowami i podświadomie zazdrościł, sam chciał wytwarzać taki pokarm dla duszy. Wkrótce potem zamieścił drugi wpis, zaczynający się od słów:
Pragnę smakować twoją skórę
Po białych udach piąć się w górę…
Tak, to był jego pierwszy własny wiersz, grzeszny owoc tej zazdrości. Coby już nie pamięta skąd ten wiersz się wziął, zapewne z chwili jakiejś słabości i zwątpienia. Zapewne tak było, skoro dalej napisał:
…Majowe słońce w twych jasnych włosach
Ja już we wrzosach
Ja już wśród złotych liści schowany
Ja już przegrany...
Może było tak, że nieco wcześniej, może tego właśnie dnia, może poprzedniego, Coby przyglądał się jakiejś ślicznej, przechodzącej młodej dziewczynie i niepokój podrapał go w serce. Odczuł, że żar jeszcze się tli, że ten wieczny, święty ogień ciągle jeszcze podgrzewa krew w jego ciele, i poczuł wtedy zapewne żal do losu, że piękne młode dziewczyny już nigdy nie będą dla niego… tak zapewne było. Swój smuteczek zamienił w strofy, popił gruzińskim winem… i ta smutna i refleksyjna chwila okazała się brzemienna w skutkach, bo potem, poza strofami Agnieszki, coraz częściej zamieszczał własne wiersze. Zmysłowe erotyki i smutne, ciężkie strofy o samotności i tęsknocie. Coraz mniej radosnych, coraz więcej smutnych… Ale skrzydlatych i kolorowych, jak dusza Cobyego. Zapewne tylko kilka osób pamięta, że przez pierwsze tygodnie Coby był aniołem, ale pewnego dnia Rada Aniołów odebrała mu skrzydła. Za wysoko latał, nie słuchał przestróg. A jego nagie ciało wypełniało obraz tła. Rada Aniołów wydała wyrok, Coby został strącony, teraz się błąka i próbuje się dostosować do planety, na której wylądował.
Zapatrzył się tańczącą przed nim smużkę dymu i… o dziwo, uśmiechnął się.
Trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Ważnych dni, ważnych i pięknych. Czy były między nimi dni szczególnie piękne, tego nie chce powiedzieć, tylko się tajemniczo uśmiecha.
Hej, Coby, nie jesteś już aniołem, ale Piotrusiem Panem też na pewno nie. Chcesz to lataj, skoro ci odbija… /190 dni temu, 00:56 (13 grudnia)/
***

Brak komentarzy: