Czasem coś mnie unosi
ponad linię Tatr,
pięciopalczasta lekkość
odrywa od ziemi,
wtedy płynę z chmurami,
z wiatrem lub pod wiatr,
z księżycem przechwyconym
zaborczością źrenic.
Gubię pióro. Kołuje.
Po to się unoszę,
żeby dać mu możliwość
swobodnego lotu,
żeby słowem osiadło,
wzrosło złotym kłosem,
żeby strofą zakwitło...
Chyba właśnie po to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz