Chciałem być ptakiem. Jestem ptakiem.
Inne pisklęta również chciały
zakreślać w nieboskłonie znaki
lotnością piór srebrzystobiałych.
Dziś, gdy tak frunę ze spokojem
nad Wisłą i nad praskim brzegiem,
wspominam czas, gdy ślady wojen
wpisane były w każdą z cegieł.
Wspominam dni, gdy dzieckiem byłem,
a los bezduszny, wręcz pijany,
wypychał nas z tych gniazd na siłę
na bruk uliczny, w praskie bramy.
I gdy jak inne ptaki małe,
nieopierzeni przyjaciele,
w spękanych murach gniazd szukałem,
nie wymagając nazbyt wiele.
Gdy mocą dobrodusznej siły
poczułem na swych piórach dłonie,
które podniosły, nakarmiły,
w rodzinnym zagnieździły gronie.
*
Ciociu, dziękuję za dzieciństwo.
Dziadku, dziękuję za dorosłość.
Za to, co dało nam Ognisko.
Za skrzydła, które wciąż nas niosą
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz