wpadłem w ten płomień
jak bezwolna ćma
świeciłaś dla mnie
jaśniej od księżyca
dziwią się gwiazdy
czemu właśnie ja
ty nie chcesz mówić
a ja nie śmiem pytać
wpadłem w ten płomień
jak bezwolna ćma
świeciłaś dla mnie
jaśniej od księżyca
dziwią się gwiazdy
czemu właśnie ja
ty nie chcesz mówić
a ja nie śmiem pytać
Ten sen wydaje się groteską,
pozornie błachą i niczyją.
Lipcowe usta plują pestką,
jesienne oczy zazdrość czują.
TY - ścigająca się z motylem,
JA - uciekinier z końca września,
straszący oldskulowym stylem,
słyszący ciągle “pan tu nie stał”.
Pokusę grzechu zbywam dumą,
choć gdzieś tam w środku aż się pocę.
Tak bardzo chciałbym pestką splunąć,
by się zderzyła z twoją w locie.
JA - tlący się bezgłośną pieśnią,
TY - pełna soków i wilgoci,
poczęstowałaś mnie czereśnią.
Wybacz. O więcej nie śmiem prosić.
Tamta lampa, tak bajecznie naftowa,
tamte schody, tak cudownie drewniane,
zadziwienie klekoczącym bocianem,
zawieszona gdzieś nad drzwiami podkowa,
głos zegara, trzask wiekowej sprężyny,
stary winyl pełen westchnień i szumów,
fotografie podbierane z albumów,
zaplątane w sieć firanek godziny,
jakieś kartki zapisane niedbale,
tuż przy drzwiach lampa, pióro, kałamarz,
nibypamięć, która z kurzem się zmaga,
po poecie tak samotnym jak palec,
próg w asyście natarczywych chryzantem,
mroczny strych, pełen różnych tajemnic,
biały sad, tak kwieciście wiosenny…
Jeszcze ja wśród czereśni. Też tamten.