wiersz przynoszę wiem że nikt go nie zechce
bo za cóż go tu kochać skoro nie o ojczyźnie wielkiej
a o spękanym chodniku przydużych sandałach
i porozbijanych dziecięcych stopach
o ptakach będących symbolem pokoju
przedkładających gołębnik nad pozorną wolność
nakrywających liszajowaty dach białym baldachimem
o pluskwach i ubóstwie pokancerowanego świata
liżącego psim językiem powojenne rany
o okruchach małego serca rzucanego wraz z ziarnem
by po latach mogły się odrodzić niskokalorycznym wierszem
białe gołębie nie boją się nocy
to od nich uczyłem się spokojnego snu
udało mi się zeskrobać resztki świateł dawnego świata
wklejone słowami w sufit i ściany
ale trudno mi się chwalić ojczyzną tak niewielką
w której szczeniak po podwórzu biega za ogonem
do kościoła jeździ się furmanką a pod przydrożną kapliczką
kobiety w chustach kładą co dzień świeże kwiaty
w podzięce za życie proste i biedne
spróbuj pokochać ten wiersz
nawet jeśli nigdy nie będzie mu dane stać się
poematem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz