pszeniczny warkocz
na kolanach podróżna torba
wystający biały koci pyszczek
wyobrażalnie blisko
a jednocześnie niewyobrażalnie daleko
dwadzieścia cztery lata
myślę że na pewno dwadzieścia cztery
ta cyfra sama opuściła stratosferę
na niebiesko-żółtych skrzydłach
nie widzę cię mówiły jej oczy
to prawda nie mogła widzieć
bo nie miała oczu
tylko popękane lustro zmętniałe nadmiarem soli
nawet jeśli nie zapisał się w nim dotyk morza
tylko biały piasek znad Dniepru
i spłukiwane przez fale odciśnięte ślady życia
w ucieczce która nie do końca była ucieczką
bo to co zostawiła za sobą uciekało wraz z nią
mocno wczepione resztkami ciał i murów
to z tym lustrem starałem się rozmawiać
podsłuchać skarżące się milczenie
tobie dobrze ty żyjesz wykrzyczało i zamilkło
czy słyszeliście kiedyś jak krzyczy z bólu lustro
jak głuchą zostawia po sobie ciszę
ja nie słyszałem choć przeżyłem już wiele
*
mam siedemdziesiąt cztery lata
opłakuję
prowadzonych na rzeź
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz