Wracam , wiedziony tym co już mija,
po oczyszczenie z nadmiaru soli,
chcę szepnąć murom, że jeszcze żyją
- kruchym, zmurszałym, lecz ciągle moim.
Bo mnie prowadzą kapliczki w kwiatach,
złocone słońcem wczorajsze śniegi,
pałac w Oborach, ścieżki w Kabatach
i ciepły piasek na praskim brzegu.
Bo mnie prowadzi durny sentyment,
krtań przesuszona i łezka w oku,
niezmienna pamięć dłoni matczynej
- spokój i zieleń,
zieleń i spokój.
Po historyczne świdermajery.
Po okna, w których czas zawieszony
utrwalił zarys starej kobiety,
wsłuchanej w senne niedzielne dzwony.
Bo we mnie bije serce człowiecze,
w kierunku Narwi wskazuje drogę
i w stronę Bugu, co starorzeczem
wabi, więc idę, dopóki mogę.
Bo mnie prowadzą lasy Mazowsza,
których tu wokół naprawdę wiele,
po coś, co czeka na mnie od zawsze
- zieleń i spokój,
spokój i zieleń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz