nie pytajcie gdzie kroczyłem i po co
ani kto wyznaczał trasę
los Bóg czy też może zmęczenie
ocierające się o moje nogi
z potulnym i lękliwym spojrzeniem
okaleczonego psa
przede mną szło drzewo
szeleszcząc starością
nie śmiałem wymijać
modliłem się ciszą
zatrzymała nas rzeka
czas ścigał się z jaskółką
pomachałem zamyśleniem
odpłacił rozgwieżdzoną perłą
osadzoną w krysztale kałuży
jaskółka zajęta własnym zapętleniem
zignorowała pętlę czasu
zakołowała nad na łomżyńskią skarpą
kłaniając się przygarbionym macebom
schodzącym w wieczystym marszu śmierci
w stronę rzeki obiecanej
jaką stała się dla nich Narew
dostojna rzeka
oswojona z bliskością starego cmentarza
zajęta regulacją własnego nurtu
nie przejęła się zbytnio upływem czasu
śmiało sięgnęła
po wydzielony kęs księżycowej kremówki
zesłany z niebios
na anielskich skrzydłach
białych ptaków
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz