nie pierwszy raz lustro odgradza się ode mnie
cienkimi mackami pajęczyny
straszy znakami zapytania które potem
demonstracyjnie usuwa
a ja uciekam zapominając o goleniu
w autobusie dziewczyny ustępują mi miejsca
zbyt piękne by nie było w tej uprzejmości ostrza
zbyt młode żeby zabić
potem to wszystko wraca w rozkołysaną noc
która rozciąga się jak guma zaczepiona o księżyc
a obok na białym posłaniu przysiada czas
ten sam co zagląda w moje lustro
nigdy nie byłem i nie będę dla niego partnerem
ani też przeciwnikiem
choć byłoby to jakieś wyjście
ciągnie mnie na uwięzi ruchem jednostajnie
przyśpieszonym i nie jest to nawet wyścig
bo nie staram się go dogonić
nie jemu ulegam nie z nim toczę walkę
z samym sobą ją toczę ale żadna to walka
żadna to nawet uległość
w dopalających się włosach znów poczuję nad ranem
kocie kroki twoich palców
uśmiechniesz się nie otwierając oczu
nic nie powiesz nie musisz
to zwykle wystarcza
żebym wrócił pogodzić się z lustrem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz