A potem przyjdzie starość. Nie wystrasz się, że brzydka,
w znoszonym starym płaszczu, z wiechą spłowiałych włosów.
Spójrz na nią jak na kogoś, kto patrzy wzrokiem matki,
kto za serdeczny uśmiech odpłacić łzą jest gotów.
A potem zje w pośpiechu to, czym ją poczęstujesz,
przyśnie na krótką chwilę w kącie, opodal pieca.
Oszczędna w swej wdzięczności, w milczeniu drzwi poszuka,
przemyci promyk światła w zmęczonych szarych oczach.
A potem raz ostatni siądziecie pod Rysami,
zaczeka aż pomilczysz na postrzępionej skale
i razem pożegnacie koronę górskich grani,
by nowym czarnym szlakiem podążyć wolno dalej.
A potem ci daruje drżenie bezradnej dłoni,
zabierze cię nad rzekę, gdzie czeka łódź drewniana,
spróbuje wyprostować zgarbione, kruche plecy,
zaczeka aż z nią wsiądziesz, bo nie chce być tam sama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz