zachłanność jednostki zderza się
ze skompresowaną zachłannością ulicy
mijam nieznane mi oczy
w poczuciu bezkarności wchodzę w ich wersy
z rutyną maniakalnego bibliofila
trącam stopą pogubione przecinki i litery
bo nurt wartki a zapis gęsty
i czytam
czytam
w chorobliwym amoku brnę w wolność literówek
w resztki księżycowego pyłu
w metaforyczne pokusy i pragnienia
w poetycką klepsydrę wspomaganą wbrew logice
sekundnikiem i kurantem w tonacji e-moll
i czytam
czytam
niezbyt czytelny w nich początek
za to wyraźna i rutynowa wizja zakończenia
wstęp kilka rozdziałów posłowie
szablonowy spis treści
podziękowanie dla sponsora
czytam
także moje własne spojrzenie
prowokujące inwersjami w witrynie wystawy
w które zajrzałem tylko przelotnie
nie szukając w nich ani pytań ani odpowiedzi
no dobrze
wypada tu wspomnieć jeszcze o tamtych oczach
za którymi bezwiednie zawróciłem
i wciąż podążam prowadzony instynktem grzechu
zanim umkną bezpowrotnie w popłochu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz