Pył słoneczny popieli wierchy i doliny,
ciebie też, stojącego na pochyłej grani.
Gdy spoglądasz na skalne, dymiące kominy,
niebo lustrem się zdaje, zaciągniętym mgłami.
Rozstępują się wierchy korozją rzeźbione,
rdzawy błękit Popradu dalszy szlak wytycza,
w powrotną o tej porze kieruje już stronę,
delikatnie ją wspiera nieśmiałość księżyca.
Mgła wpisane w pejzaże zawiesza się w kroplach.
Zerkasz na jasne smugi po przelotach orlich,
po które się tu wspiąłeś po kamiennych stopniach,
Wspominasz to, co kiedyś ktoś ci już przytoczył:
- człowiek górom podobny, hardy, lecz pokorny,
patrząc w oczy natury, patrzy w swoje oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz