ulice wieczornieją wygaszaniem spojrzeń
zleżałe oczekiwania trzeszczą pod butami
opadam na grunt utwardzony przez czas
omijam słońce dogasające w kałużach
bo to już nawet nie boli
w świecie tak odległym od słońca
pomiędzy rozwagą a niewiarą
narzucam jasną koszulę
na duszę koloru ziemi
w powiosennej beztrosce
samorodnych prawd
i w podbiegunowych podmuchach lęków
przypominam
przyswajam
dotykam
bo to już nawet
nie ciąży
uwolnionym liściom i snom
nie przeszkadza lewitować
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz