bańka mydlana
z wdziękiem osiadła na włosach
nieważny był jej krótki żywot
ulotna chwila wystarczyła
pozostawiła po sobie tęczowy uśmiech
zagajnik wrzosów
pokłonił się bezgłośnie nieświadom tego
że potrafię czytać jego purpurowe znaki
że zamieniam je w strofy
samotne smutne drzewo
którego oko łzawiło żywicą
przytuliło mnie rozdzierając koszulę
nie miałem żalu
też je pozdrowiłem
wierzba rozpostarła parasol
sprawiła że poczułem się ważny
podziękowałem zawracając w deszcz
z nim najbardziej lubiłem rozmawiać
a później jeszcze ten człowiek
portfel w kieszeni marynarki
skutecznie tłumiący bicie serca
dużo słów
zbędnych słów
i spojrzenie chorego ptaka
nie podejmujące rozmowy
akurat on
miał mi najmniej do powiedzenia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz