talent
to coś
co Salvadorowi dali
to skrzydła
drogowskazy
zaplecione pod nosem
skierowane ku niebu
ocierające się
po drodze
o czoło
talent
to coś
co Salvadorowi dali
to skrzydła
drogowskazy
zaplecione pod nosem
skierowane ku niebu
ocierające się
po drodze
o czoło
skrzydlata radość
skrzydlate chwile
one nad ziemią
a ja
na ziemi
wirują ptaki
w pętli zawiłej
podrywam serce
tańczę
wraz z nimi
sceną jezioro
muzyką świerszcze
na scenie balet
w zamgleniu bladym
przymykam oczy
otwieram
wnętrze
skrzydlate chwile
skrzydlata radość
czas
wcale nam się nie dłuży
koła się toczą powoli
nie boję się
tej podróży
ty przy mnie
też się nie boisz
mijamy
stację za stacją
w dalekobieżnym wagonie
bez lęku
że tę ostatnią
zapowie tabliczka
k o n i e c
byle w spełnieniu oboje
i twoja ręka
wciąż w mojej
powiedziałaś
chciałabym się z tobą
zestarzeć
pomyślałem
świat zwariował
ty zwariowałaś
ja zwariowałem
wszystko było zwariowane
jak tamta wiosna
i jej podatne na spękanie
kasztany
jak roześmiane
aż do rozbryzgu kałuże
gdy nie udało się ich przeskoczyć
jak wyczuwalne to coś
trzepoczące w brzuchu
białymi skrzydełkami
a teraz
sam nie wiem
ja się zestarzałem
ty nie dotrzymałaś słowa
w ciągłej beztrosce
oswojona z tym
że wszystko ci
wybaczam
nie trzyj tak powiek
to nic groźnego
to tylko nadmiar soli
odchodząc
nie próbuj rozliczać
ofiarowanych mi
godzin
nie wygaszaj
nadmiaru świateł
schody do nieba
to schody do szczęścia
powiedziała Miłość
wal się
warknęła Nienawiść
zawaliły się
dwie wieże
fruniesz
a przecież nigdy wcześniej
być może teraz już zawsze
przypilnuję
żeby niebo
wychodziło nam na przeciw
być może
skrzydła tu niepotrzebne
wystarczy żagiel mojej koszuli
i to coś pod
co trzepocząc
wyrywa się
z klatki
tak
ręce też mam na myśli
ręce też
teraz już wiem
świat to sieć ulic ścieżek dróg
otwartych i zamkniętych drzwi
otwartych i zamkniętych serc
teraz już wiem
życie to siła uczuć
oczekiwań przeczuć spełnień
cierpliwości w otwieraniu tego
co zamknięte
czekałaś