Mogłaś rozmyć się w tłumie
sunącym ulicą,
nieuchwytna dla oczu
pośród innych duchów,
lub mignąć w snach porannych
i wtopić się w nicość,
tak jak senne obłoki
rozwiane podmuchem.
W codziennym zniewoleniu,
w goniących nas sprawach,
coraz trudniej dziś dostrzec kogoś,
kto jest obok,
coraz rzadziej schowani
w letnich gęstych trawach
strącamy chciwym wzrokiem
taki właśnie obłok.
Mogłaś przebiec, przepłynąć,
przefrunąć, przeskoczyć,
w głównym nurcie wszechświata
albo gdzieś tam z boku
i minąć mnie jak listek
poddany niemocy,
zagubiony w kanałach
kosmicznych rynsztoków.
Mogłaś, lecz nie przemknęłaś.
Los nam to uprościł,
zderzył ciała błądzące
w podniebnym chaosie,
wzbogacił przyciąganie
teorią względności
i prawem ludzkich tęsknot
krążących w kosmosie.
Nie jesteśmy księżycem.
Słońcem też, niestety,
zaledwie czymś na miarę
materii promiennej.
Nawet jeśli to tylko
namiastka komety,
rozjaśniamy ciemności.
Jak liście jesienne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz