Umierała
we śnie, bez bólu. Być może we śnie. Być może
bez
bólu. A może to tylko poprawność walczyła do końca
o
pozostawiony wizerunek? Rano przyjdzie Kate, spojrzy
w
tężejącą twarz, i taką już zapamięta na zawsze. No tak,
być
może poprawność. Być może dbałość. Czy mogłaby sobie
coś
zarzucić? No, już dobrze, To
wszystko tak mało istotne.
Emma
umierała pięknie. Cóż to znaczy umierać pięknie?
Dożywotnim
wyrokiem skazana na skrupulatność, bez prawa
odwołania,
przyswajała piękno na miarę własnych pojęć.
Zawieszona
na granicy światów, patrzyła z góry na starannie
wygładzoną
pościeli, regularnie myte okna, śnieżną biel
koronkowej
serwety, stojący na niej kryształ, figurki ustawione
pod
świętym obrazem. Może to życie nie do końca było piękne.
Śmierć
tak.
Tylko
czy sama poprawność wystarczy, by umierać pięknie?
Czy
wystarcza, by pięknie żyć? Z młodością bez szaleństw,
z
dojrzałością w sukniach zapiętych pod szyję, ze starością
nie
radzącą sobie ze schodami. Z poczuciem czegoś własnego.
Tak
bardzo własnego, jak codziennie podlewane kwiaty i poranny
różaniec.
Z uczuciem niedosytu i głodu, maleńkiego takiego,
z
którym da się jakoś żyć. Czegoś, kogoś, z twarzą, bez twarzy?
Nieważne.
Darujmy to teraz sobie.
Emma
umierała pięknie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz