poniedziałek, 3 września 2018

Emma




Umierała we śnie, bez bólu. Być może we śnie. Być może
bez bólu. A może to tylko poprawność walczyła do końca
o pozostawiony wizerunek? Rano przyjdzie Kate, spojrzy
w tężejącą twarz, i taką już zapamięta na zawsze. No tak,
być może poprawność. Być może dbałość. Czy mogłaby sobie
coś zarzucić? No, już dobrze, To wszystko tak mało istotne.

Emma umierała pięknie. Cóż to znaczy umierać pięknie?
Dożywotnim wyrokiem skazana na skrupulatność, bez prawa
odwołania, przyswajała piękno na miarę własnych pojęć.
Zawieszona na granicy światów, patrzyła z góry na starannie
wygładzoną pościeli, regularnie myte okna, śnieżną biel
koronkowej serwety, stojący na niej kryształ, figurki ustawione
pod świętym obrazem. Może to życie nie do końca było piękne.
Śmierć tak.

Tylko czy sama poprawność wystarczy, by umierać pięknie?
Czy wystarcza, by pięknie żyć? Z młodością bez szaleństw,
z dojrzałością w sukniach zapiętych pod szyję, ze starością
nie radzącą sobie ze schodami. Z poczuciem czegoś własnego.
Tak bardzo własnego, jak codziennie podlewane kwiaty i poranny
różaniec. Z uczuciem niedosytu i głodu, maleńkiego takiego,
z którym da się jakoś żyć. Czegoś, kogoś, z twarzą, bez twarzy?
Nieważne. Darujmy to teraz sobie.


Emma umierała pięknie


Brak komentarzy: