Mój
smutek nie jest bezimienny. To imię wymyśliłem zanim się
jeszcze
pojawił. Czekało na pierwszego napotkanego,
a
pojawił się on. Nie zamierzam zdradzić tego imienia.
Traktuję
to jako zobowiązanie w imię przyjaźni i długotrwałej
zażyłości.
Lubi jak się tak do niego zwracam.
Rozmawiamy
ze sobą.
Czy
smutek może nie być smutny? No właśnie... to akurat jedno
z
moich przypadkowych odkryć. Siada ze mną do porannej kawy.
Ma
jeszcze inne imiona, ale nie lubi, gdy mu je przypominam.
Wspólna
kawa, owszem. Nawet film wieczorem. Tylko do łóżka
go
nie dopuszczam, bo by się za bardzo znarowił. Łóżko nie
jest
dla
niego. Dla kogo, nie pytajcie. On też nie pyta.
Lubimy
żartować. Nie uwierzycie... śmiejący się smutek.
Gdy
pytam, czy obejrzy ze mną Witaj smutku,
wie, że to żart.
Myślę,
że zna ten film. Ale żeby nie było nam za wesoło,
napisałem
wiersz Żegnaj smutku. Przeżył to
bardziej, niż myślałem,
bo
wbrew pozorom ma romantyczną duszę i skrytą gdzieś głęboko
wrażliwość.
Bardzo przeżył. Być może nawet boi sie tego wiersza,
bo
rzadko ostatnio do mnie zagląda. A ja już nie potrafię
napisać
innego, coś się we mnie zacięło. Nie potrafię i już.
Żegnaj,
smutku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz