piątek, 28 sierpnia 2020

Tryptyk o białym zadumaniu 1

 


O świcie staję w oknie i kłaniam się górom.

Jest w tym zwykła uprzejmość, jest też miłowanie.

Potem w progu zastygam, podparty kosturem

gotów wyruszyć w drogę, zanim słońce wstanie.


Niecierpliwość, powiecie. Dyć to świnto prowda.

Tak to już jest z górami, ze mną też tak bywa.

Muszę wcześnie wyruszyć, żeby Rysom sprostać,

potem zadba już o mnie opatrzność szczęśliwa.


Zanim czerwień zachodu trawy wyszkarłaci

i nim kamień pod stopą w szarości się schowa,

zejdę z gór, otoczony przez wędrownych braci,

bezpieczny i zmęczony. Gotów pójść tam znowu.


Oglądam się za siebie, gdzie na skalnej ścianie

zapisałem na wieczność białe zadumanie.





Brak komentarzy: