poniedziałek, 7 grudnia 2020

BALLADA O WIEDZY NABYTEJ

 

Spotkali się kiedyś, wśród bzów i platanów

i poszli Wrzosową, Zamorską, Ułanów,

gdzie wieczór ich kusił,

gdzie młodość ich wiodła,

gdzie ławka wśród starych kasztanów.

 

Gdy szli Jaśminową, zajrzała mu w oczy,

tak bardzo pragnęła na biodrze dłoń poczuć,

a on opowiadał

o płazach i gadach,

o dziwnej budowie osoczy.

 

Na rogu Matejki myślała że może…

i pierś falowała, mój Boże, mój Boże,

a on wykład robił

o cieczach i gazach

i wzory nożem rył w korze.

 

Na Polnej myślała, że jednak to miłość,

a on jej tłumaczył jak drzewiej to było.

Sarmaci , Polanie

Galowie, Spartanie,

i całą ich losów zawiłość.

 

Na Twardej wziął oddech, lecz twarz mu płonęła,

więc lico zbliżyła, powieki zamknęła.

Kapitał jął streszczać,

jak tylko odpoczął,

i inne ważne dzieła.

 

Na rogu Tuwima i Bolka Chrobrego

drżąc niczym osika czekała ust jego,

a on aż się spocił,

gdy pędził przez stepy

z konnicą Budionnego.

 

Gdy nagle zniknęła, pomyślał, ach, szkoda,

bo park był już blisko, a noc była młoda,

bo jeszcze w zanadrzu

miał wiele tematów,

bo coś o różniczkach chciał dodać.

 

A księżyc … a księżyc tak pięknie dziś świecił

i srebrną poświatą zarzucał swe sieci,

a chłopak pot otarł,

bo wieczór z dziewczyną

tak bardzo biedaka podniecił.

 

Dziewczyna odchodząc ulicą Dantego,

raz jeszcze z goryczą zerknęła na niego.

Chłód nocy wystudzał

gorączkę jej ciała.

Cóż… szkoła nie uczy wszystkiego.





Brak komentarzy: