Ty nawet nie wiesz, mój drogi poeto,
że też na piersiach rozrywam koszulę,
twoja bezsilność moją dziś, niestety.
Uczę się bólu, co był twoim bólem.
I wciąż powtarzam: jeszcze nie tym razem.
Mam tę chorobę, co i ty, Norwidzie.
Chcę być kamieniem. Twardym, ślepym głazem.
Pośród bezwstydnych nie myśleć o wstydzie.
A jeśli umrzeć, to za coś, nie za nic,
bo czarne dziury i czerwone karły
to tylko kosmos pozbawiony granic,
obcy nam wszystkim, za życia już martwym.
Po twoich śladach, za twoim podszeptem,
kroczę bezwolnie jak ślepiec za ślepcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz