Muzyka to wolność, wolność to muzyka. Lewitujące nuty,
to ulotność chwili. Westchnienie zegara. Nurt wczorajszej
rzeki. Dziwię się, ile prawd może przekazać zasłuchana
wierzba. Mogłaby się wyprostować, ale nie chce. Ile treści
kryje w sobie mgła, której dajemy się otulać. Nawet jeśli
słowo mgła wydaje się tu zbytnim uproszczeniem.
Żeby słuchać, potrzebna jest wspólnota bólu.
Cóżeś nam potomnym uczynił, Cyprianie, że tak często
wracają do nas te słowa? Nie muzykę miałeś na myśli,
nie tylko, bo tyle tego zasłuchania wokół... Tyle śmiechu
i płaczu, szeptu i krzyków, nut i wystrzałów. I tylko
niewzruszona wieczność sprawia, że roztrzaskana klawiatura
zastyga kamieniem, że przy pomniku Fryderyka,
pochylona wierzba wciąż łzawi przeczuciem deszczu.
Bo muzyka, to lewitowanie wśród jesiennych liści.
A jeśli nawet nie deszcz, to chociażby Preludium Deszczowe,
ono także nawilża powieki.
A to kolorowe, na poduszce pod głową, to sny. Odpryski
nieograniczonego kosmosu. Pocztówki z deszczowych
mgławic i minionych światów, przechowywane w pudełku
po czekoladkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz