poniedziałek, 14 czerwca 2021

Szron

 

mój ogród jesiennieje. nie potrafię uchronić wczorajszych

dni przed natrętnym szronem. włosom też już go nie odbiorę.

masz w nim stałe miejsce, tamta ławka czeka tu na ciebie,

zapewne pamięta, jak łatwo wybaczaliśmy jej chłód dotyku.


ciało obrasta korą, kora śnieży bielą. nie jestem jeszcze brzozą,

chcę tylko czuć się przytulany, oddawać w zamian energię,

tlen, nadwątlone nadzieje, zmysłowy dotyk rozdeszczonych liści.


sen też już zmienia barwy, resztkami wilgoci broni się przed

wykruszeniem. nie wiem, czy to z tobą dziś się w nim kochałem.

twarz skrywała ciemność, ale włosy były twoje. twoje były dłonie

i świąteczność degustacji, której uczyłaś mnie etapami,

gdy twarda ławka zastępowała nam suto zastawione łoże.


ja tu, ty gdzieś daleko, ale wciąż jeszcze przytulamy się,

przeplatamy gałązkami, zrastamy najprościej, najciszej.

wybielamy korę, oswajamy mech obrastający stopy.

Uparcie zakrzywiamy czasoprzestrzeń. nasze em ce kwadrat

równa się dziś znakowi nieskończoności. bo ta nieskończoność,

to ciągle jeszcze mleczna droga i parkowa ławka.



Brak komentarzy: