chuchasz na szybę i wychłodzone okno staje się lustrem,
zachodzi mgłą, zaciera kontury wychudzonej twarzy.
z przymkniętych powiek wycofują się zapadnięte oczy,
nos wygasza falliczny kształt. bronią się jeszcze tylko
usta ułożone w kształt serca, gdy dotykasz nimi do
zmrożonego lustrzanego odbicia i zostawiasz odcisk ciepła
na podświetlonym księżycem muślinie zamglenia.
w gruzach, w których mościsz swoje powojene gniazdo,
mróz tak bardzo nie boli, stara się być nawet przyjazny,
haftuje lodowe witraże, rozrzuca białe pióra na teksturze
błękitnej zmarzliny. staruszek ojciec poszedł przeszukać
piwnicę, świeca pomaga odnaleźć ocalałe resztki węgla.
kaflowy piec cudem wybronił się z drapieżnych łap pożogi.
mgła powoli zamarza, odgradza szarość ruin i popiołów.
jest jeszcze księżyc, a jakby go nie było, wciąż boi się
ludzi. zarys serca odciśnięty na szybie dotykiem ust
przywraca mu wiarę. głód i chłód nie są najgorszym
doświadczeniem, które może spotkać człowieka,
to tylko etap przejściowy. krzyczy o tym serce będące
ustami, pulsują o tym usta, które przez chwilę stają się
sercem. pompowany w zmrożoną szybę oddech
oznacza dalsze życie, zmartwychwstanie. lada chwila
pojawią się obok inne serca i zafalują wspólnotą.
czerwień przemieni się w zieleń, cisza zachłyśnie się
śmiechem i słowem. bo jeśli czerwony zarys serca
uwierzy w moc bycia ustami, spróbuje pierwszych
szeptów. zapomni na chwilę o krzyku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz