przemęczony anioł śpi
nawet nie wie że znów dnieje
żółkną wysuszone dni
z drzew spadają jak nadzieja
w lustrze zapomniana twarz
nieruchomych oczu szyba
zagęszczony spływa czas
gęsta lawa już zastyga
ufność kruszy się zmurszała
z chłodu i nadmiaru soli
nie otwierasz się już cała
przeciąg szkodzi
przeciąg boli
chciałaś wyrwać się ze snu
jak z pomieszczeń niewietrzonych
przebić zagrzybiony mur
przez spękane skoczyć schody
desperacko cofnąć czas
zazielenić znów nadzieje
i zaufać jeszcze raz
zanim jesień zbursztynieje
jeszcze pośród piasków złotych
móc beztrosko deptać fale
brodzić po nich sercem bosym
bez rozsądku
bez umiaru
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz