„Oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł:
„Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; ” (Mt 2, 13-15).
*
Tak dawno nic nie pił. Słowo nic każdej nocy zmienia się
w kostkę lodu, podobnie jak palce Maryi, jak jej białe dłonie
z kruchej porcelany. Biel mętnieje czerwienią. Dziecko
nie zamierza gardzić wodą z kałuży, podaną w bolesnym,
narażonym na popękanie skostnieniu. To nic, że mętna.
Józef otacza plecy syna zmęczonymi skrzydłami, wszystkim
co miał. Bierze na siebie bolesny dotyk zmrożonej trawy.
Mamo, tato, czy my musimy wiecznie uciekać,
czy nie ma dla nas żadnej stajenki...
Nie ma odpowiedzi. Coś jakby spazm. Nie znają tej religii,
nikt jej dotąd nie poznał. Objawia się zapewne tylko w dniach,
gdy Ziemia Święta traci pozory świętości, a człowiek resztki
człowieczeństwa. Gdy pojawiają się kapłani, którzy zamiast
sianka oferują zachłanność białowieskich bagien i kolce niczym
z madejowego łoża. Przyszło ci urodzić się męczennikiem,
drogi Jeszua. Tylko czy twoja śmierć zbawi innych?
Mamo, tato. Oni tam stoją. Patrzą na nas. Czy oni mają dzieci?
Jeśli ta śmierć jest konieczna i potrzebna, dlaczego razem z Jeszuą
umierają Aland, Armas i Arin? Dlaczego umiera to, co powinno
być nieśmiertelne? Zanim odejdą, wytłumaczcie im, proszę,
co to takiego racja stanu. Przecież wzywała was ziemia obiecana.
Mówiliście im, że gdy dziecko nie wraca tu z lasu na noc,
setki poszukiwaczy ruszają tyralierą, nad lasem reflektory
unoszą się niczym świetliki. Odnajdują tu każdą zagubioną
istotkę, dumni z tego, że każde życie jest u nich świętością.
Mamo, tato. Nie mam czucia w palcach, wymasujcie mi dłonie.
Może Herod wcale nie jest gorszy? Może niepotrzebnie właśnie tu
uciekaliście? Spójrzcie tam, to chyba gwiazda betlejemska
ukazała się, by wskazać… Ach, nie, to znowu helikopter.
Wciąż ten sam sen, którego nie daje się przebudzić.
Mamo, tato, dlaczego nic nie mówicie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz