Wszystkiemu winna cisza,
pewnie ją pamiętasz.
Ta sama, co czekała
w zielonych ogrodach,
gdy brnęliśmy przed laty
w jej dzikość,
w jej świętość,
we wszystko czym kusiła noc
niebiańsko młoda.
Zapragnąłem ożywić to,
co już kostniało,
obmyć duszę i ciało
celebrują dotyk.
Durny, stary romantyk.
Nie wiem, czego chciałem,
osiadłem
pierwszą strofą na liściach
jak motyl.
Kołowałem w przestrzeni
rozmytych obrazów,
szukając słów ukrytych
pod senną powieką,
by zawiesić je
pośród wczorajszych kasztanów,
nim w mgłę się przeistoczą
rozpłyną jak mleko.
Miał być wiersz o ogrodach,
kasztanach w zieleni.
Zasnąłem,
wybacz proszę.
Winna ławka w cieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz