pozwólmy oczom
porozmawiać w milczeniu
świat gdzieś daleko
wpatrzony w siebie
wpatrzony w słowo
wpatrzony w czas
w szept przenoszony
magiczną mową
odległych gwiazd
w to co już było
w to co nadejdzie
co właśnie trwa
w zieloność przeczuć
w mroczną podczerwień
krótkiego JA
czasu nie ma
są tylko godziny
jutra nie ma
jest tylko czekanie
nie ma dnia
tylko świt bladosiny
wędrujący zmęczeniem
po ścianie
pamięć boli
zbyt długo krzyczała
zdarła gardło
i struny głosowe
wiersze milczą
ich czar też nie działa
w bezsilności litery
i słowa
wciąż zapadasz się
w przestrzeń
zawiłą
w nadmiar whisky
w noce niedospane
w przekonanie
że wszystko już było
wierz mi proszę
głupie przekonanie
w tym śnie
bez rozkładu jazdy i numeru
ruszającym z bezimiennego
przystanku
pośród upchanych aż do bólu cieni
zawłaszczyłem miejsce przy oknie
kłamiąc z determinacją
że to drugie obok
też jest zajęte
nie wierzyli
odpierałem gniewne spojrzenia
trudno się dziwić
sam też zacząłem wątpić
ale wierzcie mi
od wielu wielu nocy
było naprawdę zajęte
bezkarnie młoda
piękna bezkarnie
w zielonym zamyśleniu
ustąpiła mi miejsca w autobusie
wbijając życzliwość
aż po bogato inkrustowaną
rękojeść
bezkarnie
bez świadomości zadanej
rany
pierwsza kropla
spłynie dopiero nocą
ból pojawi się nad ranem
że zawsze pragnęłaś
ja też tego chciałem
rozum
pogodzić z sercem
duszę
zbratać z ciałem
łzy deszczowe na szybie
dobarwić witrażem
lecz znowu
szepczesz ciche
jeszcze nie tym razem
gdy jutro
pojutrze
tu
tam
w tej lub sąsiedniej
galaktyce
obudzę się przy innej
schody do nieba
też będą inne
schody do piekła
te same
w chorym śnie
w którym drzwi okazują się ścianą
czekam na spojrzenie naciskające klamkę
na mrugnięcie rozszczelniające okno
znak życia w bezruchu firanek
karmię łaknienie
oszukuję głód
spijam łyczkami fantomowe szczęście
ach głupi głupi głupi
jak można przy doprawianiu smaków
pomylić cukier z solą
i nawet tego nie zauważyć
przysłaniająca wszystko biel pleców
nie jest tu wystarczającym wytłumaczeniem
ich bezruch to niewiara
chłód to lęk i bezsilność
nie tracę nadziei
zjawię się na każde wezwanie
skrzypiących okiennic
nawet na cichą skargę
tych przymkniętych
to nieprawda
że nieopatrznie sformatowaliśmy czas
i wszystko zaczyna się od nowa
tamte spojrzenia i słowa istniały
a to znaczy
że istnieją dalej
tamte noce wpisują się
w zarys nocy obecnych
znaczy to
że nadały im duszę
a tym samym również i ciało
tamten dzień
stał się kluczem pod wycieraczką
czekającym na dłoń
która ją podniesie
wciąż błądzimy zastanawiając się
czy to ma być twoja
czy moja dłoń
nie potrafimy odszukać
zgubionego gdzieś po drodze
słowa n a s z a