czwartek, 27 czerwca 2024

* * *

 one w górze

ponad światem

gdzieś nade mną


u nich skrzydła

u nich światło

u mnie ciemność


u mnie zazdrość

z ciasnej klatki

uwolniona


chcę być więcej

chcę być bardziej

chcę być ponad



niedziela, 23 czerwca 2024

Peron

 w moim czekaniu

moje niedoczekanie

moja wiara

moja nadzieja

moje wszystko

moje nic


ciemność

też jakby

moja


i to wyczekiwane

skryte w niej

coś


wciąż jeszcze

nie moje



sobota, 22 czerwca 2024

Brakuje słów, brakuje łez

 jeśli pytasz odpowiem

mój dom ma ściany

schody

okna


bo te gruzy

kilka schodków

okruchy szyb

pośród pyłu i kamieni

to wciąż mój dom


siostra pochowana na podwórku

ojciec w  stepowym dole

przysłonięte dymem niebo

to wciąż ja


słowo dziś

bez szans na transplantację

słowo jutro

z ułudą reanimacji

słowo wczoraj

z uszkodzonym kręgosłupem

to wciąż ja


wciąż jeszcze mój dom



piątek, 21 czerwca 2024

* * *

 noc świętojańska

świadectwo dojrzałości

sam ci wystawię



środa, 19 czerwca 2024

Kamienne niebo

 

blask chryzantem nie ułatwia rozstania

jest ledwie pigułką łagodzącą ból przed snem

w którym jestem jaszczurką i jednocześnie

nadlatującym z góry jastrzębiem 

zmagam się z fantomowym bólem skrzydeł

szponami wbijanymi we własny kark 

w gęstych i mętnych otchłaniach czegoś

co ludzie zwykli nazywać niebem


najchętniej położyłabym się obok ciebie mamo

na podświetlonym zniczami marmurze

wystarczyłoby mi twoje milczenie

i umiejętność słuchania

potrzebuję tych rozmów


moja córka ma twoje oczy

taką samą determinację i pewność siebie

cieszę się z tego i jednocześnie boję

ty też się o mnie bałaś

brakuje jej babcinego wsparcia

jeszcze bardziej ojcowskiego szeptu i pocałunku

osiadającym na czole z cichym dobranoc

ojcowskiej dłoni serca głosu nawet gniewu

nic na to nie poradzę tak zarządził los

tak zarządził on

tak zarządziłam ja sama


wiele zrozumiałam i dalej mało rozumiem

dojrzałam a wciąż czuję się niedojrzała

uparcie sama wyznaczam drogę i wciąż błądzę

kurczowo trzymając się przekonania

że moją największą miłością jest życie

nawet jeśli nie potrafi okazać wzajemności

zawsze będę to na własny użytek tłumaczyła

wrodzoną nieśmiałością


nie wiem czy naprawdę mnie słuchasz mamo

kiedy żyłaś

byłaś bardziej rozmowna



Przetrwanie

 

nie obserwuję zaćmień księżyca

wolę gdy jest nadęty i zarozumiały

zaćmienie przychodzi gdy przymykam powieki

i gubię ledowe światło przejmujące władzę

nad kurczącym się światem obrysowanym

ścieżkami pomiędzy Lidlem Biedronką

i Rossmannem


wmawiam sobie że ucieczka to przetrwanie

a przetrwanie to wciąż tylko ucieczka


gdy pada deszcz szeroko zamykam oczy

słucham muzyki drzew

psim węchem wyłapuję zapach rzeki

kocim zmysłem odkrywam urok życia

wprawiona w ruch opróżniona butelka 

nieruchomiejąc wyznacza kierunek

potem już tylko peron naiwnej nadziei

i pociągi  nie mające pojęcia

że choć przez chwilę

mogłyby być dla mnie byle jakie


przetrwanie to ucieczka

ucieczka to przetrwanie


obejmują mnie ramieniem zakola rzeki

lewitujące w zielonym  zakręceniu

a za nami ufnie kroczy las

bez mapy i bez lęku

że pomylę drogę