w wiecznej wędrówce
przez bezludne wyspy
i w zniewoleniu
stwardniałym jak skała
szukałem światła
innego niż wszystkie
gapiąc się w niebo
gdzieś istnieć musiało
ze świadomością
samobójczej jazdy
goniąc komety
w zwariowanym pędzie
zawsze szukałem
tej jedynej gwiazdy
z cichą nadzieją
że to ty nią będziesz
i nagle jakby
otworzył się czas
szczeliną
którą wywróżyły karty
i nagle pożar
ogień
światło
blask
i nagle diament
popiołom wydarty
wpadłem w ten płomień
jak bezwolna ćma
świeciłaś dla mnie
jaśniej od księżyca
dziwią się gwiazdy
czemu właśnie ja
ty nie chcesz mówić
a ja nie śmiem pytać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz