drzewa ku niebu wybujałe
okna ku słońcu rozchylone
tęsknoty nocne niedojrzałe
chcę spijać słońce
kiedy wschodzi
chcę tego światła tak jak one
chcę dzień odebrać
gdy się rodzi
chcę wdychać ranek mgłą spowity
jak zmartwychwstania powiew świeży
nicią poświaty srebrnej szyty
pragnę się kąpać w tej poświacie
pragnę ten świt do końca przeżyć
dopóki w złocie
i w szkarłacie
pragnę niewiele a tak wiele
zachłysnąć się zapachem lata
nim rdzą zbutwieje świeża zieleń
nim stracę pewność że wciąż chce się
nim we mgle zniknie brać skrzydlata
i przyjdzie czas powitać jesień
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz