poniedziałek, 27 maja 2019

Wyspy nieodkryte

ż

Nie musiałaś nic mówić. Nie musiałem pytać.
Sformowały się słowa w milczące szeregi.
Podniosłem świat do góry - poddałem go szczytom,
pozwoliłem się słońcu przez skorupę przebić.

To było jeszcze zanim. Wszystko było zanim.
Słońce krążyło wtedy dookoła Ziemi,
wytracając spiralę dniami i nocami.
Zastygając materią, wśród której żyjemy.

Sfrunęliśmy, niesieni powietrzem rozgrzanym
na jednej parze skrzydeł bardzo już zmęczonych,
z tej najdalszej, najdzikszej z dostępnych nam planet,
w szarość ulic, w codzienność, w jałowe balkony.

Cóż ci mogę obiecać? Choćby to, że właśnie
rozmyślam nad kolejną wyspą nieodkrytą
Zbudzimy, co uśpione. Zanim znowu zaśniesz,
podniosę świat do góry, Znów poddam cię szczytom.



ZAGUBIENIE / (LOST)

zagubieni w gąszczu spamów
nie potrafimy się odnaleźć
wyciągamy ręce
ważne słowa odkładamy
do przeczytanych

skype oddala nas od siebie
z każdym dniem coraz dalej
choć miał przybliżać

wykasuję w skrzynce wszystko
co bezużyteczne
w oczekiwaniu na ten jeden
najważniejszy komunikat

masz jedną nową wiadomość
tę na którą czekasz
o zapachu atramentu
papieru
dawnych kopert
kaligrafowanych ręcznie liter

jeśli przeoczyłaś adres
zapisz

tęsknota małpa serce kropka com

---


Lost

Lost in the jumble of spams
we cannot find each other
we stretch our hands
Important words are put away
as read
Skype keeps us apart
with each passing day
Though it was supposed 
to make us closer
I will delete 
from my mailbox
what’s useless
In waiting for the one
most important 
annoumcement
You have one new message
the one you are waiting for
With the smell of ink
paper
old envelopes
hand-written letters
If you’ve lost the address
write it down
longing at heart dot com



***




mamo
miałam koszmary
świat się gdzieś obsuwał
spadałam nie spadając
osiadłam na skałach

nie wiedziałam gdzie jesteś
szukałam cię w chmurach

przytul mamo
wróciłam

znów na mnie czekałaś



wtorek, 14 maja 2019

SŁOWO O JÓZEFIE K.


w pożółkłej umierającej kopercie
pośród papierów nazw i dat stara fotografia
u niego biała koszula oficerki czarne włosy zaczesane do góry
a u niej radosna zapowiedź że wkrótce będzie matką

nie ma już Wiszenki Małej ani sąsiednich osad
zaoranych po wojnie pod największy w Europie poligon
pobliski Lwów wprawdzie ocalał ale...

Czerwony Krzyż zaczynał swoje listy od “z żalem informujemy”
a po latach słodko gorzkie odkrycie że jednak żyją
w nowych rodzinach przy nowych partnerach i dzieciach
że on ma syna którego może poznać jeśli wybierze się do Niemiec

a te papiery to krwistoczerwone pieczęcie
wrzesień 1939 dworzec w Kołomyji
czerwone gwiazdy zamiast swastyk na drodze ucieczki
więzienne prycze na lwowskich Brygidkach
a potem w Stanisławowie Cherzonie Charkowie
wyrąb lasów w łagrze na uralskim Iwdelu
syberyjski Szerbakul przywołujący skurcz pustego żołądka
sześciotygodniowa powrotna podróż wymrożonym pociągiem
z miejscem przybycia i datą Poznań 1946

w niewielkiej piwnicy na warszawskiej Ochocie jesienniały później
worki ziemniaków i cebuli łagodzące traumatyczny strach
i choć wiotczały już w grudniu opłacał nimi życiodajny spokój

najmłodszy z licznego rodzeństwa odszedł jako ostatni
siada przy mnie czasem na ławeczce bródnowskiego cmentarza
tamci – a było ich ośmioro - zostali po drugiej stronie Bugu

(nie mylić ze Styksem)


Pochyłość



zsuwam się światłem po ścianie
po doniczki w ramionach porannych godzin
po ulice z resztkami snu w spojrzeniach
po firanki wolno otwierające się na wiatr
po szybę  zaperloną kroplami

zsuwam się wolno z pochyłości snu
wciąż jeszcze myśląc o tym
czy to na pewno jabłko było tym grzechem
który zaważył na losach świata
a mój grzech czemu w snach tylko
i dlaczego tak się spóźnia

zsuwam się w kolejny dzień
skazany na niepoprawną poprawność
dla takich jak ja
skasowano pociągi byle jakie
a pozostawiono dbałość o bagaż
minuty liczby kilometry
bilety

zsuwam się
po pochyłości zwodzonego mostu
starając się pamiętać
w jakim kierunku otwiera się droga
a w jakim przepastna głębina

szukam oparcia dla błądzących stóp
wciąż z tym samym nierealnym postanowieniem
ocalenia gorącego oddechu nocy
przed niedogrzanym dotykiem dnia



***




***
to co pękło
stwardniało
oberwane płatki już nigdy nie odrosły
złamana łodyga 
pochyliła się ku ziemi

gdybyś tak jak inni
nauczył się mojego ogrodu
wiedziałbyś jak sięgać po kwiaty
czym potrafią być dla ludzi
ale odgrodziło cię ode mnie
kilkaset lat ciemnej historii
musiałeś przeciskać rękę
zza kolczastego ogrodzenia
za którym pozwoliłeś się zamknąć

gdybyś znalazł się
w prawdziwym rodzinnym  domu
wiedziałbyś
czym jest płacz dziecka nad ranem
jego rozgrzane czoło
poranny pocałunek

byłam kwiatem
dopóki nie złamałeś mnie na pół
zachłannym ruchem
przez kraty ogrodzenia
zostawiając na kolczastym drucie
strzęp czarnego sukna
czerwone krople
które nie krzepną
w przedwcześnie dorosłych snach
bolesne echo słów
tylko nie mów nikomu