poniedziałek, 28 czerwca 2021

PRZEBUDZENIE

 

pokochałem co kochać się dało

kosmyk włosów targany w powiewie

cztery piegi i grymas nieśmiały

jedną zmarszczkę

o której nic nie wiesz


pokochałem ten ruch

gdy spod włosów

wyłoniła się szyja z ukrycia

lubię brnąć przez jej biel

odurzony

balsamicznym zapachem życia


pokochałem dziewczęcą wstydliwość

kiedy księżyc podświetlał ją nocą

tiulem srebrnej poświaty przykrywał

jak sierotę bezbronną i bosą


pokochałem spojrzenie namiętne

kątem oka rzucane z ukosa

przezroczystą skrzydlatą sukienkę

wiatr majowy co osiadł we włosach


zatracony bezbronny szalony.

zagubiony w rewirach nieznanych

pokochałem to wszystko bez planów


zaślepiony

bezbronny

pijany


*


wystraszony rachunkiem za życie

z lękiem serca że zbyt mocno bije

już nie kocham

nie tonę

nie spadam

nie oddycham

nie myślę


nie żyję






środa, 23 czerwca 2021

Gołębnik

 

Jestem gołębiem, częścią kosmosu,

w rutynie niskiego lotu.

Dziobię jak pokarm okruchy pokus,

odbite od parapetów.


A może tylko cieniem gołębia,

który to niebo oznaczył?

A może tylko jaskółczą pętlą,

a może jeszcze inaczej…


I nawet jeśli skrzydła nie takie,

to choćby taniec motyli,

i okruch życia kuszący smakiem,

po który warto się schylić.


To moje niebo i moja ziemia,

ptaki łączące się w stada,

dachy, gołębnik i każda cegła,

którą mój ojciec układał.



środa, 16 czerwca 2021

* * *

 

pytasz czemu nie lata a chwile

przebudzenie palące jak piołun

lot ku słońcu na skrzydłach motylich

tak bezwolnych w obliczu żywiołów


pytasz o krótkie życie uniesień

liście które spadają w poszumie

gdy po wiośnie pojawia się jesień


nie rozumiesz


ja też nie rozumiem



poniedziałek, 14 czerwca 2021

Szron

 

mój ogród jesiennieje. nie potrafię uchronić wczorajszych

dni przed natrętnym szronem. włosom też już go nie odbiorę.

masz w nim stałe miejsce, tamta ławka czeka tu na ciebie,

zapewne pamięta, jak łatwo wybaczaliśmy jej chłód dotyku.


ciało obrasta korą, kora śnieży bielą. nie jestem jeszcze brzozą,

chcę tylko czuć się przytulany, oddawać w zamian energię,

tlen, nadwątlone nadzieje, zmysłowy dotyk rozdeszczonych liści.


sen też już zmienia barwy, resztkami wilgoci broni się przed

wykruszeniem. nie wiem, czy to z tobą dziś się w nim kochałem.

twarz skrywała ciemność, ale włosy były twoje. twoje były dłonie

i świąteczność degustacji, której uczyłaś mnie etapami,

gdy twarda ławka zastępowała nam suto zastawione łoże.


ja tu, ty gdzieś daleko, ale wciąż jeszcze przytulamy się,

przeplatamy gałązkami, zrastamy najprościej, najciszej.

wybielamy korę, oswajamy mech obrastający stopy.

Uparcie zakrzywiamy czasoprzestrzeń. nasze em ce kwadrat

równa się dziś znakowi nieskończoności. bo ta nieskończoność,

to ciągle jeszcze mleczna droga i parkowa ławka.