posypały
się kasztany na warszawski bruk
nasączyły
się zapachem mokrych traw
tak
jak zawsze w stronę Wisły schodzę wolno w dół
tak
jak zawsze lecz tym razem idę sam
nie
zaglądam ludziom w oczy drażni mnie ich śmiech
w
swoje nie chcę też zaglądać no bo nie
zostawiłem
w przechowalni swój wczorajszy dzień
przysłoniłem
okiennice czarnym snem
ref.
coś
tli się wciąż coś się dopala
na
zgliszczach łatwopalnych dni
a
popiół ten jest zwykłym żalem
wydartym
z wnętrza aż po krzyk
a
popiół ten jest zwykłym żalem
wydartym
z wnętrza aż po krzyk
chłopak
ściska swą dziewczynę gdy mijają mnie
śmiechem
bramy jej otwiera w inny świat
sięga
uczuć na wysokość mazowieckich drzew
i
wypełnia własnym wiatrem jakoś tak
wzrok
odwracam i przemykam tak jak bym się bał
lecz
po chwili powstrzymuję ślepy bieg
jakaś
siła za łeb ciągnie żeby wrócić tam
i
przypomnieć własne wczoraj na ich tle
ref.
coś
tli się wciąż i coś dogasa
opóźnia
się kolejny świt
gapi
się z lustra pysk Judasza
co
uparł się w milczeniu pić
gapi
się z lustra pysk Judasza
co
uparł
się w milczeniu pić