zebrało
ci się
na
wieczny odpoczynek
teraz
kiedy
mnie brak już sił
by
być dla świata kariatydą
podtrzymać
to
co
pozostawiłeś
gdy
sam już nie dałeś rady
niby
sama
a
przecież nie sama
uczepiłam
się ciebie jak rzep
czyszczę
lastryko
rozmawiam
ze zniczem
oszukuję
rzeczywistość
inaczej
już nie potrafię
to
wszystko takie dziwne
gdy
patrzę w lustro widzę za sobą
twoje
dobrotliwe spojrzenie
co
to się z ludźmi robi
po
latach chodzenia za rękę
co
się robi z oczami
z
myślami
z
bezradnością kolan
i
stawów
co
się dzieje ze światem
tak
trudnym teraz do obracania
i
udźwignięcia
co
z zaciemnionym poboczem listopada
tylko
z pozoru podświetlonym
chryzantemami