zapomniałeś
biedaku
spójrz to ludzkie serce
a w nim otwór po kuli
krew
co z niego cieknie
ty spogladasz
jak w tarczę
ja oczami dziecka
mnie
kojarzy się matka
tobie
broń strzelecka
zapomniałeś
biedaku
spójrz to ludzkie serce
a w nim otwór po kuli
krew
co z niego cieknie
ty spogladasz
jak w tarczę
ja oczami dziecka
mnie
kojarzy się matka
tobie
broń strzelecka
A młody Tado, discoludek,
księgę wyciągnął z półki wspomnień,
tytuł objawił mu się cudem
- o fajnie, ktoś pomyślał o mnie.
Otworzył. Wyglądało blado.
Te strofy dziwnie niedzisiejsze...
To ja już wolę, westchnął Tado,
u Pana Zenka jakieś wiersze.
Bo kiedy kot jest zakochany
kręci się wkoło, jak pijany,
bywa, że nawet się przewraca,
miseczką mleczka leczy kaca.
Bo kiedy kot jest zakochany,
marzeniem liże swoje rany,
planuje dalsze długie życie,
na kocią łapę z jakąś kicią.
A kiedy kot się odkochuje,
samotnie się po dachach snuje
i myśli, po co mi to było,
ten durny kac, ta kocia miłość.
*
Gdy mnie się trafi miłość owa,
to taka, bym się mógł marcować
i wtulać się w swej ukochanej
miękkie futerko, gdzieś nad ranem.
---
(z inspiracji wierszem Ewy Lipskiej pt.
„Bo kiedy kot jest zakochany”
nadlecę
krążąc niczym motyl
przyniosę nagość
księżycową
skoro tak bardzo
mnie nie prosisz
skoro się kryjesz
bardzo obok
zaklęty w nicość
i niedosyt
tak przecudownie
umiesz nie chcieć
chowasz się w cieniu
z głodem bosym
w którym jagody
i czereśnie
a ja wbrew sobie
wbrew logice
dam ci tę nagość
dam coś więcej
skoro tak pięknie
umiesz dziczeć
skoro tak dziko
umiesz pięknieć
Chciałem być ptakiem. Jestem ptakiem.
Inne pisklęta również chciały
zakreślać w nieboskłonie znaki
lotnością piór srebrzystobiałych.
Dziś, gdy tak frunę ze spokojem
nad Wisłą i nad praskim brzegiem,
wspominam czas, gdy ślady wojen
wpisane były w każdą z cegieł.
Wspominam dni, gdy dzieckiem byłem,
a los bezduszny, wręcz pijany,
wypychał nas z tych gniazd na siłę
na bruk uliczny, w praskie bramy.
I gdy jak inne ptaki małe,
nieopierzeni przyjaciele,
w spękanych murach gniazd szukałem,
nie wymagając nazbyt wiele.
Gdy mocą dobrodusznej siły
poczułem na swych piórach dłonie,
które podniosły, nakarmiły,
w rodzinnym zagnieździły gronie.
*
Ciociu, dziękuję za dzieciństwo.
Dziadku, dziękuję za dorosłość.
Za to, co dało nam Ognisko.
Za skrzydła, które wciąż nas niosą
samotność
to dar
to przywilej
to rozmowa z zegarem
jak równy z równym
to wolność
to marzenie
by stać się
niewolnikiem
nie starcza nam to
co już mamy
co znamy
co wiemy
co chcemy
w zamknięte
wkradamy się bramy
by poczuć
doświadczyć
odmienić
nie warto niczego
odwlekać
co kryje się w chwilach
najprostszych
gdy człowiek się uczy
człowieka
gdy nagość się uczy
nagości
pamiętasz...
zwykły dzień lipcowy
perlistośc traw
pod bosą stopą
skrzydła wolności
gdzieś wysoko
mew rozszalałych
dziki skowyt
fala prócz stóp
obmyła duszę
i inny już
ruszyłeś w drogę
poczułeś nagle
- nic nie muszę
wmówiłeś sobie
- wszystko mogę
*
to
o czym marzysz nieraz
skrycie
raz jest daleko
a raz bliżej
jak trawa
która stopy liże
w żmudnej wędrówce
poprzez życie
nie znałem cię
nie wiedziałem
jak wyglądasz
dopóki nie zgasiłem
światła
dotykiem uwolniłem szept
księżycem nagość
nagością bliskość
bliskością oddech
oddechem
uwięzionego w ciemności
anioła
dostrzegłem
po raz pierwszy
tak naprawdę