piątek, 30 sierpnia 2019

PÓŁCIENIE

zatrzymujemy się w pół drogi
w pół kroku
w pół zdania

pod półksiężycem
zawieszamy półprawdy
półsłowa

nie obwiniamy księżyca
jego cykl jest prosty
i szczery

my swojego
dopiero się

uczymy


wtorek, 27 sierpnia 2019

ZE SNU SIĘ BUDZĄC



/Cyprianowi Kamilowi Norwidowi/

kroczę po tych samych kamieniach
po wykruszonych przez ciebie bliznach
odnajduję wysuszony cierń
z zaczepionym strzępkiem czegoś
co wczoraj pulsowało życiem
a dziś skurczem upiera się przy swoim
że Ojczyzna to wielki zbiorowy obowiązek

i myślę na przekór tobie a czasami i sobie
że duszą poety nie musi być cierpienie
piękno niekoniecznie jest kształtem miłości
ideały nie zawsze sięgają bruku
a muzyka nie umiera wraz z instrumentem
który wcześniej podarował jej życie

ze snu się budząc wróćmy znów do snu
w zespoleniu dotykiem tych samych kamieni
nicią czarną która zawsze i wszędzie
pod sklepieniem niekończącej się nocy

budzi się we mnie mały chłopiec
który nie wszystko potrafi zrozumieć
wkleja nosek w zawilgoconą szybę
uśmiecha sie do mrugającej latarni
szuka klucza do myśli zapisanych
piórem pawim umaczanym w niebie

noc kolejna odchodzi nie odchodząc
nie oglądając się na pytające spojrzenie dziecka
na jego małą bezrozumność
bo najpierw sama musi przyswoić prawdę że
przeszłość to jest dziś
tylko cokolwiek dalej

środa, 21 sierpnia 2019

MODLITWY Z PRZEDSIONKA PIEKŁA



w moich modłach
chaos i nerwowość
a w grzechach
wciąż ta sama słodycz

whisky w szklance od herbaty
pogubione dni tygodnia
skrzypiąca do rana
niezmieniona płyta

w moim modłach brak krwiobiegu
i tkanki kostnej
tętno niewyczuwalne
bo jakże inaczej

w moich modłach
pomylone w tańcu kroki
brak kontaktu z adresatem
popękane lustro
po rzuconej musztardówce

rozsypane szkło
przed którym klęczę 

ta oznaka pokory
musi na razie wystarczyć

WIECZORNIENIE



ten wieczór tak naprawdę
nic nie obiecuje
nawet nie wiesz na pewno
czy jest już wieczorem
w alejce świeci lustro
przez deszcz wyrzeźbione
podchodzisz żeby spojrzeć
w oczy drzew i w swoje

liść przecina kałużę
pod zwiniętym żaglem
dryfuje pchany słońcem
zakręca pod lipą
gdzieś tu stała tabliczka
nie deptać trawników
jak latarnie na skałach
pośród fal i wiatrów

ten półmrok od zachodu
nic jeszcze nie wróży
przychodzi bo przyjść musi
zgodnie z ruchem planet
wkracza wolno dostojnie
on tu przecież panem
przysiada się na chwilę
zostaje na dłużej


BEZ WIELKICH SŁÓW

Wiatr wykrusza gałęzie, ogród się nie gniewa,
czas to wszystko wysprząta i uleczy rany,
psim językiem zaliże kruchość ran szarpanych,
resztę zmyje z alejek najbliższa ulewa.
Tu cisza jest muzyką, tą od Beethowena.
Szary beton zazdrośnie podchodzi pod bramy,
zarasta ciemną korą grot wyrytej strzały.
Serca już nie rozpoznasz. Imion też już nie ma.

Głód życia we mnie wielki, jak u młodych saren,
śpiew duszy też zapewne znany tylko ptakom.
Wciąż wyję do księżyca, z wdzięczności za lato,
i spijam dzikość wina. Rozmawiam z kasztanem.
Szelest wyznań nas łączy i wzajemne noce,
poranne picie rosy, nocne światłogranie...

Ja oparty o drzewo, drzewo wsparte na mnie,
cicha przyjaźń bez wielkich słów i zauroczeń.

ŻEGNAJ, SMUTKU


Mój smutek nie jest bezimienny. To imię wymyśliłem zanim się
jeszcze pojawił. Czekało na pierwszego napotkanego,
a pojawił się on. Nie zamierzam zdradzić tego imienia.
Traktuję to jako zobowiązanie w imię przyjaźni i długotrwałej
zażyłości. Lubi jak się tak do niego zwracam.
Rozmawiamy ze sobą.

Czy smutek może nie być smutny? No właśnie... to akurat jedno
z moich przypadkowych odkryć. Siada ze mną do porannej kawy.
Ma jeszcze inne imiona, ale nie lubi, gdy mu je przypominam.
Wspólna kawa, owszem. Nawet film wieczorem. Tylko do łóżka
go nie dopuszczam, bo by się za bardzo znarowił. Łóżko nie jest
dla niego. Dla kogo, nie pytajcie. On też nie pyta.

Lubimy żartować. Nie uwierzycie... śmiejący się smutek.
Gdy pytam, czy obejrzy ze mną Witaj smutku, wie, że to żart.
Myślę, że zna ten film. Ale żeby nie było nam za wesoło,
napisałem wiersz Żegnaj smutku. Przeżył to bardziej, niż myślałem,
bo wbrew pozorom ma romantyczną duszę i skrytą gdzieś głęboko
wrażliwość. Bardzo przeżył. Być może nawet boi sie tego wiersza,
bo rzadko ostatnio do mnie zagląda. A ja już nie potrafię
napisać innego, coś się we mnie zacięło. Nie potrafię i już.

Żegnaj, smutku.





niedziela, 11 sierpnia 2019

NIE CHCE MI SIĘ ODEJŚĆ



siadamy w gościnie
sosny karłowatej
nie chce mi się odejść
pachniesz tamtym kwiatem


tak trudno odchodzić
tak trudno się zbierać
pachniesz tak jak wczoraj
patrzysz jak już nieraz


a ja nic nie muszę
wrastam w senną trawę
bo to ty odejdziesz
masz w tym wielką wprawę


poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Nic nowego




wczoraj był pożar w kosmosie
rozsypały się iskry
zamieniły w pochodnie
tak ci się przynajmniej wydawało
nie wiesz nawet czy trafnie

rozumiem

więc może to na ziemi
działy się rzeczy różne i dziwne
przewróciła sie góra
zrzuciła z siebie rzekę
potrąciła psa idącego drogą
nie nic nie mówię

słucham

ta eksplozja mogła nastąpić w tobie
przestawiły się ściany
pospadały utrwalone obrazy
porysowały wartości przysypane odłamkami
rozlały się słone krople z pękniętych naczyń

być może

posiedź teraz przez chwilę
oddychaj wolno
to nic nowego
nie ty to wymyśliłeś
będziesz żył