sobota, 30 października 2021
Rutyna znaczeń
czwartek, 21 października 2021
Jesienny
to nie ja przeglądam się w kałuży
to ona moimi oczami
przegląda się we mnie
poznaję opadającą powiekę
i piwny kolor zwątpienia
zadomowiony przez zasiedzenie
ze statusem niewyleczalnej gradówki
poznaję dłoń która dotyka powiek
to wciąż moja dłoń
tylko skóra jakby już inna
bardziej pomarszczona
wysuszona jak listopad
po którym stąpam
pośród liści sam jestem liściem
może to normalne
może nie
na pewno półwytrawne
z wyczuwalną nutą dojrzałego grona
a to kolorowe
na poduszce
pod głową
to sny
ich szelest wciąż jeszcze lipcowy
Serce 1945
chuchasz na szybę i wychłodzone okno staje się lustrem,
zachodzi mgłą, zaciera kontury wychudzonej twarzy.
z przymkniętych powiek wycofują się zapadnięte oczy,
nos wygasza falliczny kształt. bronią się jeszcze tylko
usta ułożone w kształt serca, gdy dotykasz nimi do
zmrożonego lustrzanego odbicia i zostawiasz odcisk ciepła
na podświetlonym księżycem muślinie zamglenia.
w gruzach, w których mościsz swoje powojene gniazdo,
mróz tak bardzo nie boli, stara się być nawet przyjazny,
haftuje lodowe witraże, rozrzuca białe pióra na teksturze
błękitnej zmarzliny. staruszek ojciec poszedł przeszukać
piwnicę, świeca pomaga odnaleźć ocalałe resztki węgla.
kaflowy piec cudem wybronił się z drapieżnych łap pożogi.
mgła powoli zamarza, odgradza szarość ruin i popiołów.
jest jeszcze księżyc, a jakby go nie było, wciąż boi się
ludzi. zarys serca odciśnięty na szybie dotykiem ust
przywraca mu wiarę. głód i chłód nie są najgorszym
doświadczeniem, które może spotkać człowieka,
to tylko etap przejściowy. krzyczy o tym serce będące
ustami, pulsują o tym usta, które przez chwilę stają się
sercem. pompowany w zmrożoną szybę oddech
oznacza dalsze życie, zmartwychwstanie. lada chwila
pojawią się obok inne serca i zafalują wspólnotą.
czerwień przemieni się w zieleń, cisza zachłyśnie się
śmiechem i słowem. bo jeśli czerwony zarys serca
uwierzy w moc bycia ustami, spróbuje pierwszych
szeptów. zapomni na chwilę o krzyku.
STRĄŻYSKĄ SUNĄ LUDZIE
Obłoki płyną z wiatrem jak rozdęty żagiel,
szczyty mgłą otulone zerkają dostojnie,
wyginają konary tancerki półnagie.
Strążyską suną ludzie. Szczęśliwi i wolni.
Idziesz z nimi, z nadzieją, że jej duch tu czeka.
Zza drzew głowę wychyla, albo patrzy z góry,
jak stąpasz po kamieniach, zbliżasz się z daleka,
jak wolno ku niej zmierzasz tym szlakiem, na którym
dwie planety przed laty scaliły orbity,
wypluwając rozbitków pod jednym księżycem.
Później razem już szliście, gdzie czekały szczyty,
gdzie czekały wyzwania, dzieci, wspólne życie.
Córka kroczy przy tobie z pogodnym obliczem.
“To tu poznałeś mamę? W tej górskiej dolinie? ”
Uśmiecha się. Zna wszystkie wasze tajemnice.
W plecaku dźwiga w góry wspomnienia matczyne.
Ciągle tęskni za matką. Dzielisz z nią tęsknotę.
Rozstępują się sosny odebrane śniegom.
Strążyską suną ludzie. Odporni na słotę,
Idziesz z nimi. Po przeszłość. Po siebie samego.
poniedziałek, 18 października 2021
Nie śmiem pytać
Pod stopą liście i żołędzie,
przede mną przyszłość mgłą spowita.
Ile mnie jest? Ile mnie będzie?
Ile mnie było? Nie śmiem pytać.
Bezlistne drzewa liżą rany,
spłukane życiodajnym deszczem.
W trawie słonecznią się kasztany,
ja się słonecznię. Coś tam jeszcze.
czwartek, 14 października 2021
* * *
To nic, że już nadeszła jesień,
że rdzą pokryła świeżą zieleń,
ważne, że wciąż tak samo chce się,
że tego chcenia ciągle wiele.
Zanurz w nią kartkę, niczym sito,
przecedź co sypkie i co liche,
z dna podnieś słowo nierozmyte.
Pełnym powitaj je kielichem.