wtorek, 30 listopada 2021

* * *

 

gwiazda nie wzeszła

puste miejsce przy stole

kolczaste progi





* * *

 

wiara nadzieja

cień po skrzydłach anioła

miała być miłość



* * *

 białe ogrody


na bezlistnej gałęzi


śmierć znaczy życie




* * *

 

na młodych ciałach

markowe ciuchy

władców przestworzy


a ty wciąż w spodniach

noszących ślady

chronicznej biedy


twoim bogactwem chwila

gdy znowu

drzwi ci otworzy


i zajrzysz w oczy

piękne i dumne

takie jak wtedy




piątek, 26 listopada 2021

* * *

 


zatrzepotały płoche mury

kominy pospadały z dachów

na parapecie ptak się skulił


to nic nowego

znasz to ptaku


już to widziałeś

to już było

nie pierwszy raz tak świat

zapłonął


zanim ich ciemność przytuliła

zanim się skryli za zasłoną



czwartek, 18 listopada 2021

BRZEG NIEZNANEJ WYSPY

 nie potrafię się modlić

modlitwę zastępuję wierszem

głosem serca

w który sam też się wsłuchuję


nie przychodzę się smucić

chcę dotknąć chwili

w której czas miniony

skrapla się w płomykach świec


zniczem zawieszam poświatę

nakładam obrazy

jasne i pogodne twarze kryję

warstwą czasu i dymu


twoją skórę pokrywam werniksem

oczy dobarwiam ultramaryną

w zarysie ust zawieszam

dobrze mi znane słowa


w cieniu białych włosów

skrywam brzeg wyspy nieznanej

ku której ja również dryfuję 


*


nie potrafię się modlić

potrafię wykrzyczeć milczenie

z taką samą siłą 

z jaką milczy się słowo

m  a  t  k  a



Przed podróżą

 

niewiele tego w mojej szufladzie

pożółkłe kartki pozaginane fotografie

jakiś kluczyk pastylki na pamięć

o których nie wiedzieć czemu

zupełnie zapomniałem

nie przydadzą się w ostatniej podróży

niech już lepiej tam pozostaną


wiersz o kocie pozostawię psu

tak pięknie przytula go śpiącego

ciężką puchatą łapą

to nic że niepiśmienny

uważnie czyta z ruchu warg

czasami wydaje mi się

że rozumie więcej ode mnie


książki

niech pozostaną tak jak są

przechodziły z pokolenia na pokolenie

ja też nie byłem już w stanie zaglądać

do większości z nich

raz do roku usuwam z nich kurz

i może akurat to pozwoli mi zachować

namiastkę czystego sumienia


dla Ciebie Dobry Boże

zabrałbym w prezencie moje okulary

boski wzrok też już nie ten

nawet gorszy od mojego

ale nie zabiorę

raczej się nie spotkamy


ziemi zostawię własne ciało

już mi nie będzie potrzebne




poniedziałek, 15 listopada 2021

Szlakiem gazowych latarni

 noc w srebrnych butach stąpa po balkonach

trąca w ogródkach podsuszone płatki


mruży już okna Sadyba uśpiona

śnią chryzantemy sen swój przedostatni


tamtych latarni niewiele zostało

złotą poświatą mierzą się z obłokiem


gdzieś pośród ciszy dziecko zapłakało

świat zatroskany garnie się do okien




piątek, 12 listopada 2021

* * *

 

lekkość

lekkość

lekkość błoga

miękkość ścian i kruchość krat

gdzieś odpłynął nagle świat

tylko ty

i mleczna droga


i ta wolność

właśnie ta

jakby ptasia lub motyla

szkoda

że tylko chwila

tylko chwila


c h w i l o    t r w a j

wtorek, 9 listopada 2021

Krogulcze szpony

 

to ja byłem tym dmuchawcem

za którym frunęłaś

a chwilę później wilkiem który chciał cię rozszarpać

to wszystko ja

wybacz krogulcze szpony

uwolniłaś się z ich uchwytu dopiero nad ranem

z odrazą i fascynacją

z obrzydzeniem i pożądaniem

z bólem podbrzusza


po rozgwieżdżonym suficie

wciąż jeszcze spływa

krew ślina i ludzkie nasienie

ocknęłaś się mokra

a może tylko wilgotna

I na pewno jeszcze niegotowa

na podszepty zegara


bo są takie noce

niekoniecznie sierpniowe

kiedy za sprawą słów co jak dotyk

albo dotykiem co jak słowa

stajemy się perseidą

pozornie nieproszoną

a tak bardzo wyczekiwaną







piątek, 5 listopada 2021

POST SCRIPTUM

 Mówiłaś…

jeśli nie możesz być ptakiem, bądź człowiekiem,

nie przesadzaj z nauką latania. Nie szukaj wysokich skał i dachów.

W świecie drzew i wysokiej trawy, każdy upadek będzie

bolesny, ale próbuj. Nie uwolnisz się od marzeń. Musisz przejść

przez stłuczenie kolan, podobnie jak przez pierwszy erotyczny sen.

Tylko tak uda ci się wyjść z Nibylandii i Stumilowego Lasu.


Mowiłaś…

rośnij i bądź. Oswajaj to, co nieoswojone, zbieraj napotykane

prawdy jak muszelki, z czasem nauczysz się oddzielać ziarno

od plewów. Jeśli skaleczą i zaboli, popij wódką, trudno,

tylko pamiętaj, z jakim skutkiem robił to ojciec. Wykrzycz gniew

morskiej fali. I nie dziw się, że wilk ucieka na widok człowieka,

drzewa karnie ustawiają się przed ludźmi w szpalery, a rzeka

na ich żądanie zmienia koryto. Tym, którzy wiedzą wszystko,

nie ufaj. Słowa wszystko, nic, zawsze i nigdy, to wielka mistyfikacja. 


Mowiłaś…

odkładaj w sercu chwile dobre i chwile złe, wyznacz dla nich

osobne półki. Kiedyś powrócisz do lektury. Jesienne liście,

które zachłystują się nadmiarem złota, to martwe liście. Człowiek

w niewoli bogactwa to martwy człowiek. Ten biedny jest

bardziej szczery, ale to zapewne na razie zbyt trudne dla ciebie.

Zrozumiesz to, zanim jeszcze życie wystawi ci rachunek

za smutki i radości, za mądrość i głupotę, za to czego zrobić

nie zdążyłeś, i za to, co zrobiłeś bez świadomości końcowego

rachunku sumienia.


Mówiłaś, patrząc w doniczkowe okna, w bezbarwność ścian,

w biel szpitalnej pościeli. Wtedy, gdy uczyłem się chodzić,

gdy spadłem z roweru, gdy po raz pierwszy rzuciła mnie dziewczyna.

Mówiłaś przekonana, że kierujesz te słowa do mnie.

Płomyk znicza odbity od chryzantem potrafi dziś wiele wyjaśnić.

Patrząc w niewidoczne lustro, kierowałaś je również do siebie samej.




czwartek, 4 listopada 2021

* * *

 

zostawiłeś mi swój

dotyk

zaplątany w kolczyk złoty

w pustej rynnie

po warkoczach

w wypalonych solą oczach


zostawiłeś też

celowo

to magiczne

jedno słowo

nowe życie w starej

szafie


a ja nie chcę

nie potrafię



ŹRÓDŁO

 zanurzasz się w aksamitną miękkość oczekiwań

jak w tamten zapamiętany z dzieciństwa fartuch 

bezrozumnymi oczami dziecka trafiasz

na pulsującą pamięć przypominającą kroki

których stukot powraca wyludnioną ulicą


ręka głodna dotyku sama jest dotykiem

zainfekowana odruchem cofania nie potrafi

odróżnić wyciągniętych przyjaznych dłoni

od tych niosących krzywdę i ból


zmęczony wędrówką  przysiadasz w cieniu

rozszczelnionej źródłem skały

a twoja pamięć i enigmatyczny dotyk stają się

kroplami sączącego się strumienia

w atramentowej nocy odciskasz ślad stóp

potem przytulasz się do popękanego kamienia 

tak jak twoja matka przytulała się do brzozy

biała naskalna kora otula siwymi włosami

ofiarowując ufność i spokój 


obraz matki towarzyszy ci w trudnych chwilach

ale nosisz w sobie przekonanie że życiodajnym

źródłem jest też każda mała i wielka ojczyzna

w których podatne na pęknięcia serca

hartowane są bliskością nieba

na orbitach własnego układu planet



poniedziałek, 1 listopada 2021

* * *


płoną dziś krzyże

nie bój się 

to pamięć


światło

łączące to

co rozdzielone


łączysz się z nimi

w zadumie cmentarnej


łączą się cienie

w blasku kropli słonej