niedziela, 21 czerwca 2009
Coby (zebrane) 6
Pełen dobrych myśli zapukał do Jej drzwi, trzymając zgubę przed sobą jak drogocenny prezent. Uśmiechnęła się, gdy go zobaczyła. Właściwie to uśmiechnęły się tylko jej oczy, ale nie wymagał więcej. Gdy pokazał przyniesioną zgubę, uśmiechnęły się i dobrze mu znane usta. I Coby też się uśmiechnął. – Znalazłem, oddaję…
I wtedy Jej uśmiech zgasł. Posmutniała. Wzrokiem poprosiła by powtórzył te słowa. Więc powtórzył. – Chciałem Ci oddać przysługę. Znalazłem pęknięte, zagubione, więc przyniosłem. Proszę, jest Twoje.
Posmutniała jeszcze bardziej. Więc dodał w panice: – Wiem, pęknięte, ale ja nie umiem go naprawić, nie znam się na tym. Może znajdziesz kogoś, kto potrafi…
Wzięła, ruchem tak jakby niechętnym. – Nie trzeba było, mogłeś go sobie zostawić, może u Ciebie byłoby mu lepiej. Ale skoro go nie chcesz…
Gdy odchodził, stała jeszcze z sercem w dłoni. Coby słyszał już z daleka, jak głośno zaczęło bić, z jakim łomotem. Wystraszył się, bo przecież było pęknięte. Pomyślał, że pęknięcie może się powiększyć. A przecież chciał tylko zrobić dobry uczynek. I znów wyszło jak zawsze… /4 dni temu, 23:14 (17 czerwca)
***
Sąsiad wszedł nieśmiało, gdyby miał na głowie czapkę pewnie w tej chwili by ją zdjął i zacząłby miętosić nerwowo - Dużo tu książek – wyksztusił cicho jak w kościele, jak w miejscu świętym. Przyjrzał się i dodał – dużo wierszy. Podobno Ty Coby też piszesz wiersze… - Podobno. - Dlaczego… to znaczy po co? – i nagle zaczął sam odpowiadać, sam układać w głowie to co wiedział o poezji – Przenosisz się do innego świata, karmisz duchowe potrzeby, spełniasz się intelektualnie… - Coby słuchał i uszom nie wierzył, nie znał go z tej strony - Czyni Cię to lepszym? Nie obraź się Coby, nie jesteś już młody
- Nawet gdybym był bardzo stary – Coby się nieco otworzył. Podobał mu się błysk w oku rozmówcy, autentycznie zainteresowanie, chęć rozmowy. Pogrzebał na półce, poczytaj powiedział i odnalazł właściwą stronę, może Włodzimierz Słobodnik ci to lepiej wytłumaczy.
„czytam poetę, tak się światło czyta
tak śnieg się czyta, tak się czyta ciszę
jego literom w nocy towarzyszę
w nich świerszcz się w mroku o gwiazd drżenie pyta (….)
czytam poetę, co jest bardzo stary
i zapominam jak zbyteczne rzeczy
i jego słowo mnie w ciemności leczy
szarą zwyczajność przemieniając w czary”
- Nawet… to co z tego? - Coby przestał obserwować reakcje w niemych oczach czytającego, wrócił do tematu. Uśmiechnął się, zmniejszył dystans, wytracił nadmiar nieufności – Coś to zmienia? Ciało się starzeje, umysł się starzeje, serce się starzeje… wydaje mi się że tylko głód serca się nie starzeje. Można się z nim oswoić, ale pozostaje.
- Co to jest głód serca? To to samo co głód życia?
Coby pokręcił przecząco głową. Nie, nie to samo. Głód życia też zamiera, to nie to samo. Wyjął butelkę. To moja wena, wyjaśnił i puścił oko. Oczy przybysza zaświeciły się, jesteś moim najukochańszym sąsiadem mówiły, ale dalej był zdezorientowany, a Coby zaśmiał się szczerze. - Czy to ma coś wspólnego z głodem serca? – usłyszał. Kto wie, może ma, ale to nie to… po prostu zaczynała się kroić męska rozmowa, potrzebowała rozjaśniacza, utrwalacza męskiej przyjaźni. Nawet tej półgodzinnej. Nie, to nie był jeszcze ten głód.
- Głód serca, mój drogi, to coś, co przedłuża życie, co daje ci szansę w starciu z tym co nieuniknione, co sprawia że upływający czas nie jest taki groźny… trzeba go karmić uczuciami. A lubi dobre posiłki, nie cierpi diety. Wiersze też lubi.
Wypili. Świat się zaróżowił. Sąsiad zerkał na zebrane wokół książki z coraz większym zainteresowaniem. - Zgłodniałem – dało się słyszeć ciche wyznanie, tak ciche, że Coby pomyślał, że to pewnie nie sąsiad mówił, tylko jego serce.
/8 dni temu, 15:16 (13 czerwca)
***
Coby zajrzał we własne Serducho. Ucieszyło się, zrobiło drwiącą minkę. Proszę, proszę, co się stało, co za miła niespodzianka. A Coby nie ukrywał, że przyjrzał się ostatnio innym, obcym sercom i lekko się wystraszył tym co zobaczył. Dlatego tu zajrzał. I też się ucieszył ze spotkania ze swoim sercem, z jego dobrego samopoczucia. Znaczy, wszystko w porządku…
- A jaki mam wybór – Serducho było złośliwe – sam mi wystawiałeś certyfikat, nikt go nie odwołał, przeczytaj jak nie pamiętasz. „Serce mam pojemne, przyjmie wielu uciekinierów”. Tak, Serducho miało rację, musiało być w dobrej formie by móc się wywiązywać z powierzonej misji. Przyjmowało tych uciekinierów, dawało im ciepłe schronienie. Robiło kawał dobrej roboty. I Coby poczuł, że jest z niego dumny. - Dobrze, że Cię mam – powiedział. Potem dopiero przyszła myśl, że to prawda, że przecież mógł mieć inne serce, mógł nie mieć go wcale. Niektórzy tak żyją i nawet tego nie zauważają. A Serducho dalej było sarkastyczne, choć widać było że odebrało komplement nie bez przyjemności.
- No, no… pewnie coś chcesz ode mnie, nie sądzę żebyś był bezinteresowny w tym co mówisz. Pewnie chcesz, żebym Ci zafundowało ten dreszczyk, który tak lubisz. Wokół tyle pięknych, ponętnych kobiet. Kusi, prawda…
-Nie kombinuj, moje małe, nie kombinuj – uciął krótko Coby, ale nieudolnie skrywany uśmiech mówił wszystko. Aż za dobrze. Ej Serducho, Serducho, pomyślał.
A serce folgowało sobie bezczelnie dalej; lubisz Coby certyfikaty, zapisy, tak lekko Ci przychodzą. Mnie wyznaczyłeś zadanie, swojemu synowi też kazałeś coś zapisać, pamiętasz co… udajesz, że zapomniałeś, ale pamiętasz, tylko nie wiesz jak się teraz z tego wycofać. Coś kojarzę, niewyraźnie odpowiedział Coby, a Serducho aż zarechotało. Kazałeś mu zapisać, że gdy kiedyś nadejdzie taki dzień, kiedy nie będziesz już mógł pociupciać ani wypić, ma Cię dać do uśpienia. Kazałeś, by zapisał też, gdzie ma rozsypać potem Twoje prochy. Łudzisz się, że tego nie pamięta, żebyś się tylko nie zdziwił.
- Jedziemy na jednym wózku, moje ty Serducho, nie ciesz się tak z góry. Na szczęście jeszcze nieprędko. Jakieś skargi?
- A na co ja się mogę skarżyć. Może tylko na kiepską współpracę z Twoją Fantazją, stara się utrudniać mi życie, jest niepoważna i niedorosła. Mógłbyś ją przykrócić.
Coby przemilczał uwagę.
- A jakieś prośby, skoro już tu jestem?
Tym razem Serducho przedobrzyło z tym złośliwym uśmiechem. Mogło sobie go darować…
- Prośby? Może tylko jedną. Żebyś nareszcie zmądrzał, i tobie i mnie wyjdzie to na dobre.
Ech Serducho, Serducho… zawsze próbowałeś wchodzić w kompetencje Rozumu. Ale gdybyś naprawdę było Rozumem wiedziałobyś, że Sercu nigdy taki awans się nie uda. Serce nie jest od myślenia.
/2 dni temu, 23:09 (19 czerwca)/
***
Coby (zebrane) 5
„Badania potwierdzają, że romantyczna miłość jest jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu człowieka, nie ma też chyba osoby, która choć raz w życiu nie zaznałaby tego ekscytującego uczucia. Jednak badania psychologiczne dowodzą, że statystycznie miłość trwa nie dłużej niż cztery lata... ma wszelkie znamiona choroby umysłowej... za zjawisko miłości odpowiadają konkretne reakcje biochemiczne w mózgu. Zauroczenie jest spowodowane substancją zwaną fenyloetyloaminą (PEA), która nas odurza, powoduje euforię i podniecenie. Badania dowodzą też, że zakochaniu towarzyszy też zwiększone wydzielanie się dopaminy (jednego z hormonów szczęścia) oraz spadek stężenia serotoniny. Za powstanie dojrzałej miłości odpowiadają dwa inne hormony: oksytocyna i wazopresyna, które odpowiadają za bliskość i przywiązanie pomiędzy partnerami...”
Prosiaczku, nie chcesz słuchać? Dlaczego? Że miłość przerobiona przez analityków smakuje jak pizza z mikrofali... Ech Prosiaczku, są chwilę kiedy się cieszę, że jesteś istotą o bardzo małym rozumku. /127 dni temu, 14:39 (14 lutego)
***
Coby rozejrzał się, ktoś w pobliżu podobnie jak on okazywał radość, majowo-deszczową radość. Nie jestem sam na tej planecie, pomyślał. Ale nie było to odkrywcze, już od dawna wiedział, że na planecie, na której się znalazł w swojej wędrówce w czasie i przestrzeni, są istoty podobne do niego. Jakby ich przybywało, jakby było coraz więcej. Rozejrzał się, ale tym razem głos był anonimowy. ...maju trwaj, deszczu padaj, bylebyś tylko deszczu niczego nie rozplatał...!!!... Było to o tyle nierzeczywiste, surrealistyczne, że deszczu nie było, i to nie było od wielu dni. Było to więc tylko oczekiwanie, to samo oczekiwanie co u Cobyego. Paranoiczne ale i telepatyczne. Mam z kim czekać na ten deszcz, ucieszył się. Jeśli ktoś kiedyś postanowi wyczyścić świat ze zboczonych miłośników deszczu, nie będzie sam, surowa miotła będzie musiała wymieść wiele osób. Uśmiech pojawił się na twarzy Cobyego, nooo... może jeszcze nie uśmiech triumfu, ale zawsze uśmiech. A ten głos jakby znał, jakby go już słyszał...
Zapisał szybko, żeby mu nie uciekło:
...maju trwaj
deszczu padaj
krople w perły zmieniaj
tylko nic nie rozplataj
co splotły pragnienia... /52 dni temu, 12:26 (30 kwietnia)
***
Siedzisz Coby na swojej ławeczce, dumasz nad czymś, czekasz… na co czekasz? Te wieczory już dobrze znasz, zawsze z tego miejsca obserwujesz jak o zmierzchu płonie horyzont, jak czerwień się rozlewa, słuchasz jak gwar wieczorem się nasila zamiast przycichać, jak życie przenosi się z domów na place i do parków. Nic nowego Coby już nie zobaczysz, to długi serial, ma wiele odcinków, wątek będzie się powtarzał. Czekasz na wiosenny deszcz?
Rozbłysło i przygasło
Rozbłysło i zagrzmiało
Rozbłysło i majowym
wieczorem zapachniało…
A co w nim takiego… może i pachnie po nim powietrze, może i strzelają pąki na drzewach jak szrapnele, ale trzeba chyba być zbokiem, żeby cieszyć się deszczem. A w ręce znowu ściskasz pustą białą kartkę… no właśnie… ciągle coś notujesz.. Dzieci się do Ciebie garną, przychodzą z Tobą pogadać, kobiety też zaczepiasz… zaglądają w twoje bazgroły, uśmiechają się... trzeba będzie Ci się przyjrzeć, powiadomić kogo trzeba. Niech ktoś sprawdzi co tam notujesz… i ten Twój głupawy uśmiech… jakbyś miał dostęp do tego, czego nie znają inni. Czy wiesz na przykład coś więcej o tym deszczu? Nie sądzę. Chcesz, to zapisuj, jak nie masz innych zajęć… /53 dni temu, 00:07 (29 kwietnia)
***
Niebo było czyste, gwiazdy jak iskry rozproszone , dookoła cisza. Majowa, niemal pachnąca cisza. Patrząc w te gwiazdy Coby przypomniał sobie pewną lipcową noc, gdy gwiazdy spadły mu na głowę. Wtedy jeszcze nie wiedział, co to było, przez godzinę gapił się z otwartymi ustami, jak oniemiały. Gwiazdy spadały jedna po drugiej, niemal przecinały swoje strzeliste ślady... noc była szczególna, i miejsce też. Było to obóz młodzieżowy i Cobyemu przypadła warta od drugiej w nocy. Było to w pobliżu Pilska, na stromym zboczu, gdzie rozbito namioty. Coby oparł się o drzewo i gapił się w niebo, jeszcze nie widział takich gwiazd, jak tam w górach. I wtedy zaczęło się to szaleństwo. To były perseidy...
...a gdzieś nad głową perseidy
tańczą swój taniec
na czystym niebie cuda i dziwy
jak na ekranie...
Dopiero po wielu latach wyczytał o perseidach, że jest taka jedna noc w roku, w lipcu. Wyczytał o kimś, kto się wybierał w góry obserwować to zjawisko, i... Coby nie mógł uwierzyć... ten ktoś wybierał się właśnie tam, bo tam to zjawisko podobno najlepiej obserwować. I padła nazwa Sopotni Wielkiej. Właśnie tamtej, nad potokiem zwanym Cebulką. Niesamowite... Trudno w to uwierzyć.
Coby przypomniał sobie tamtą magiczną noc, i pomyślał, że ma żal do losu. Dlaczego to była noc obozowej warty, dlaczego nie była to noc miłości... dlaczego... /49 dni temu, 22:40 (3 maja)/
***
Ech, Coby – powiedział przyjaciel, patrząc z politowaniem - wiosna w przyrodzie, wiosna w sercach, nowe szaleńcze miłości w przepięknej scenerii, człowiek człowiekowi ...sercem i otwartą dłonią... rośnie radość, rośnie ciśnienie, rosną dzieci i my rośniemy, albo przynajmniej tak się nam wydaje... a Ty tu takie nostalgiczne refleksje...
i takie cmentarzem zalatujące podsumowania... Jest wiosna, napisz jak budzimy się do życia, napisz o pierwszym uczuciu a nie ostatnim. Przypomnij sobie.
- Sądzisz, że potrafię?
- Potrafisz. Zamknij oczy. Wróć do tamtych dni, czujesz coś?
Coby zamknął oczy. Coś chyba czuł...
...przedsionek szczęścia
przypływ pierwszej fali
nieznane ciepło jak pierwsze promienie...
-Chyba czuję... miękkie ciało, miękkie nogi, miękki umysł, twarde podbrzusze...
Twarz przyjaciela rozjaśnił, uśmiech. No właśnie Coby, a jednak, witaj na pokładzie.
/43 dni temu, 01:05 (9 maja)/
***
Ładną masz żonę Coby – powiedział, patrząc za znikającą w bramie kobietą. – Siądziesz na chwilę? No, no… nie uciekaj, siadaj Coby, dawno nie rozmawialiśmy. Pewnie cały czas ją kochasz?
Coby pokiwał głową, dostojnie, tak żeby niewidoczna korona nie zsunęła mu się z głowy, i zarazem tak, by pozostawić sąsiadowi pole do domysłu. Taaak…
- Szczęściarz jesteś. Pewnie często jej to mówisz?
Coby nie odpowiedział. To znaczy nie od razu. Ale w końcu wyszło to z niego. Pokręcił przecząco głową.
- Nie mówisz jej, że ją kochasz? – tu sąsiad aż niemal wszedł na niego, tak blisko się przysunął – Dlaczego?
Dlaczego, dlaczego, ona też o to nieraz pyta, odpowiedź przerabiał nie raz. Podzielił się nią z sąsiadem.
- Co ty Coby, poważnie? Wolisz to okazywać zamiast mówić? No nie, tak mi zawsze wyglądasz na jakiegoś dziwaka… Patrz, ja swojej nie kocham, ni cholery, a przecież regularnie mówię jej te dwa słowa. Jest moją żona, to nic że nieudaną, należy się jej. Ty wiesz jaką jej sprawiam radość? Dlaczego jesteś taki uparty, twojej też się należy.
- Cyba tak, ona też tak mówi, sam nie wiem… - przyjrzał się uważniej sąsiadowi – mówisz Pan, że nie kochasz swojej? Macie tyle dzieci… to jak wy żyjecie?
Facet uśmiechnął się sam do siebie, tak spokojnie i filozoficznie, sięgnął po papierosa.
- Długo by mówić… taka mi się trafiła, taka jest. Ale kawał zarazy. Dba o mnie, dba o dzieci owszem, ale szczęścia to ja muszę szukać poza domem. Ty Coby pewnie tego nie zrozumiesz, ty to co innego. Nie ma co mówić…
Teraz Coby przysunął się do niego, a jednak zaintrygowało go coś.
- Jakby nie było, to jednak kłamstwo, mówić jej o miłości skoro jej nie kochasz. Ma to sens?
- Nie obraź się Coby, ale jesteś taki na jakiego wyglądasz. Mało kumaty. Jeszcze się musisz uczyć życia, choć masz już siwe włosy. Ma to wielki sens. Niby to kłamstwo, ale piękne kłamstwo, słodkie kłamstwo, jak cukierek. Każdy lubi cukierki. I każda kobieta chce słuchać tych słów. Jeśli nie słyszą ich, są nieszczęśliwe. Być może twoja też, tylko nie chcesz tego dostrzec. Widzisz Coby, pewnie niejedna chciałaby, żeby znalazł się ktoś, kto obdarzy ją takim pięknym kłamstwem. Bo piękne kłamstwa nie bolą, są potrzebne, nikomu nie szkodzą. Oj Coby, Coby, naprawdę mało kumasz…
Wieczorem Coby zapytał żonę, czy chce cukierka. Spojrzała mocno zdziwiona, jakby wietrzyła jakąś prowokację. – Co ci przyszło do głowy, wiesz ze nie jadam słodyczy… - Ja już nic nie wiem - odpowiedział. Ale widząc jego nieszczęśliwą minę, uśmiechnęła się ciepło i wskazała na miejsce koło siebie – Wiesz, nie oszukuj, wiesz co lubię. No, chodź, siadaj tu ze mną, przytul się, posiedzimy troszkę razem…
I Coby znów się rozchmurzył. /19 dni temu, 18:05 (2 czerwca)/
***
Coby (zebrane) 4
Coby (zebrane) 3
znów uciekasz daleko myślami
na świat znowu spoglądasz z wysoka
znów tam bujasz w swoich obłokach
i radośnie trzepoczesz skrzydłami
chcę latać obok ciebie
na tym samym niebie
chcę
byśmy byli tam sami...
***
Dziś Coby wznosi róg barani napełniony do połowy czerwoną półwytrawną khwanckharą i głosi ten toast:
dwa tygodnie temu szedłem przez park, mijałem ławkę na której siedziała para młodych ludzi. mężczyzna był w tulony w piękną młodą kobietę o włosach koloru blond, pieścił ją i całował. byli szczęśliwi. tydzień temu mijałem w drodze do domu tę samą ławkę. ten sam mężczyzna był w tulony w piękną młodą kobietę, lecz już inną, o ciemnych włosach , pieścił ją i całował. byli tak samo szczęśliwi. trzy dni temu znowu szedłem tamtędy. ten sam mężczyzna był w tulony w jeszcze inną piękną młodą kobietę o włosach jak kasztany , pieścił ją i całował. darzył ją tak samo szczerym, gorącym uczuciem, jak poprzednie kobiety.
Coby wznosi więc toast za to, że świat jest tak racjonalnie i pięknie urządzony. wypijmy za stałość uczuć mężczyzn i zmienność kobiet. /355 dni temu, 15:21 (1 lipca)
***
Coby szedł brzegiem morza i przyglądał się falom. Ryczały groźnie, straszyły, parły naprzód w potwornym ryku swoich silników... Coby chciał coś zapytać znajomego, ale ryk fal zagłuszył jego słowa. Pokazał tylko pojedyńcze sylwetki opatulonych w kurtki i kaptury spacerowiczów, którzy stali frontem do morza i coś zapewne krzyczeli, bo tak to wyglądało. Znajomy odciągnął go z brzegu w stronę wydmy i tu już mogli się usłyszeć. Co oni robią. pytasz... krzyczą, tylko że my ich nie słyszymy, wielu z nich po to tylko przychodzi na brzeg w taki burzliwy dzień. Po co krzyczą, zapytał Coby, jak zawsze lekko naiwny. Taka terapia, terapia krzykiem , wiele osób potrzebuje rozładować ciśnienie goryczy, zgromadzone emocje, które wychodzą im niemal uszami. Ryczą głośniej niż fale, ale nikt ich nie słyszy, nawet z odległości kilku kroków, ryk fal wszystko przykrywa. A ty Coby, nie potrzebujesz się wykrzyczeć? Nie, Coby nie potrzebował. Przyjrzał się tym ludziom. Zapewne po powrocie z plaży, wiele osób straci głos na kilka dni, struny głosowe mają swoją wytrzymałość. Najbliżej stojąca młoda dziewczyna wykrzyczała całą swoją energię, wydało się, że zaraz bez sił osunie się na piasek. Czerwona, zgrzana, z przekrwionymi oczami, kończyła właśnie swą terapię. Odchodząc oglądał się za nią, osunęła się zmęczona na kolana. Ładna, pomyślał, ładne dziewczyny też rozmawiają z falami? Może i ja powinienem... ale nie wymyślił nic. Fascynowało go, co też ci ludzie krzyczeli w stronę morza, czy był to tylko ryk na granicy wytrzymałości, czy też coś jeszcze... Gdyby był młodą , ładną dziewczyną, może byłoby mu łatwiej się domyśleć... Ale nie był, był tylko zagubionym, strąconym z innej planety, naiwnym Cobym…
/333 dni temu, 08:13 (23 lipca)/
***
Rozgarniał nogami złote i czerwone liście, ręce wsadził głęboko, i szedł jak co dzień przez park, dobrze sobie znaną trasą. Zobaczyli go z daleka, pewnie czekali, przecież już dawno powinien się pojawić. Dzień dobry Panu Coby, powitali go jak zawsze. Dzień dobry, ładna jesień, prawda. Popatrzyli ma liście, na łysiejące drzewa, na siebie… popatrzyli beznamiętnie… zimna, odpowiedzieli.. Jeden z nich, w przecudacznym nakryciu głowy, strzepał liście z ławki, wyłożył kartonem. Pan Coby usiądzie. Usiadł, patrzył nie na nich, tylko przed siebie, na ten złoto-czerwony świat. Ten najśmielszy, najbystrzejszy zagadał… każdy ma swoją jesień, Pan Coby też ma swoja jesień? Przytaknął skinieniem głowy. Sypnie Pan Coby coś dzisiaj, by ta jesień była jeszcze ładniejsza… Dał po dwa złote, podziękowali serdecznie. Stąd dobrze widać Panie Coby, a już szczególnie przez szkło butelki. To jak magiczne okulary. Świat nabiera kolorów, jesień się bardziej zaognia, niech Pan Coby do nas tu czasem zajrzy… Wstał i podziękował. Żegnali go jak łaskawcę, więc pomachał im ręką. Wracaj do nas Panie Coby, stąd naprawdę dobrze widać. Uśmiechnął się tajemniczo...
Samolot miał awarię, lądował w oceanie, w nocy, rozbitkowie popłynęli, kto na czym mógł. Dotarli do wyspy. Rano się budzą, straszna mgła. Patrzą , sami mężczyźni. A jak mgła opadła, widzą sąsiednią wyspę, a tak pod palmami same kobiety, w sfatygowanym, szczątkowym odzieniu, które nieodgadniony kobiecy instynkt tam właśnie skierował. Z piersi mężczyzn wyrwał się wspólny ryk radości. Kobiety, uraaa... Dwudziestolatek wbiegł od razu do wody, chłopaki , tam są kobiety, lecimy… trzydziestolatek go przyhamował , spokojnie, łap się jakiejś deski, bo utoniesz… czterdziestolatek podniósł przywódczo rękę w górę, panowie, mamy czas, bez paniki, zbijmy tratwę i dopiero popłyniemy, zdążymy. A pięćdziesięciolatek… siedział dalej na ziemi, i zupełnie spokojnie zaapelował, panowie, po co ten pośpiech, stąd też dobrze widać.
Coby obejrzał się na ławkę, na której siedział przed chwilą, z której świat dobrze widać… Czy Coby ma swoją jesień? Tak, Coby miał swoją jesień. /273 dni temu, 08:31 (21 września)/
***
Coby wszedł na górę, spojrzał na rozłożone płasko w dole miasto. Dlaczego wszedł na górę? Stamtąd było lepiej widać te miesiące, które tu zostawił. Spojrzał w dół, na miasto, które go przygarnęło, które było jak matka, które nadstawiało mu własną pierś. Coby patrzył z góry jak poeta. Był poetą. Miasto osadzone na wzgórzach. Patrzył jak ptak, ostrym dziobem gotów do ataku w jego obronie. Troszkę inne, niż polskie miasta. Rano spało, długo nie było słychać odgłosów życia, nie było ludzi na ulicach. Pojawiali się około 10.00. A wieczorem miasto nie chciało zasnąć. Można było wszystko kupić w niezliczonej ilości małych sklepików, prawie do północy. Miasto żywe, kolorowe, gwarne… gdzie spacerowały, po Prospekcie Rustaweli śliczne, niemal anorektyczce (niestety) księżniczki. Coby patrzył z góry i się żegnał z tym miastem. A miał w tym wprawę, robił to już wiele razy, w wielu zakątkach świata, a w każdym zostawiał zawsze kawałek własnego serca. Bo Coby miał własne serce. I jego własne serce żyło własnym życiem. Było to serce zaprawione w boju, ale mimo wszystko miękkie i elastyczne, można było z nim wszystko wyczyniać, kształtować je w różne formy.
Czy Coby był frajerem? Niekoniecznie, jeżeli już musimy go bronić, był jednym z wielu poetów, o tym dziwnym, elastycznym sercu, które wymagało specjalnej opieki i troski tam, gdzie inne, bardziej twarde serca same się broniły. Coby był jak obraz z mgły, który w każdej chwili mógł się rozpłynąć.
No właśnie, po co Coby wszedł na tę górę? Bo może akurat w tym miejscu jego serce, jak wiecie elastyczne i miękkie, rozpływało się. Tak samo z siebie. Poeci tak mają, zresztą płacą za to jakąś tam cenę. Coby pozdrawia Was z góry, zanim zamilknie... /248 dni temu, 18:56 (16 października)/
***
Coby zdmuchnął świeczkę, jasna smużka dymu zatańczyła kokieteryjnie. Cofnął się myślami do tamtego dnia, równo rok wcześniej… W poczcie znalazł spam, informację o miniblogu Pinger.pl. Zajrzał, załogował się odruchowo, i pomyślał co dalej... wyszukał jeden z wierszy Agnieszki Osieckiej, będący pod ręką i zrobił pierwszy wpis…
…Oto szczęście: słońce na balkonie,
Ciepłe złoto w oczach przymkniętych.
Wszystko inne w nocach utonie,
Zawieruszy się w dniach niepojętych.
Agnieszkę podziwiał za magię, która sprawiała, że słowa w jej wierszach były zaczarowane i magnetyczne, że przyciągały z tajemną mocą, że wracał do nich jak do własnych pokręconych snów. Zanurzał się w jej wiersze jak w odradzające błotniste kąpiele i wychodził z nich przez jasną bramę do innego świata. Karmił się jej słowami i podświadomie zazdrościł, sam chciał wytwarzać taki pokarm dla duszy. Wkrótce potem zamieścił drugi wpis, zaczynający się od słów:
Pragnę smakować twoją skórę
Po białych udach piąć się w górę…
Tak, to był jego pierwszy własny wiersz, grzeszny owoc tej zazdrości. Coby już nie pamięta skąd ten wiersz się wziął, zapewne z chwili jakiejś słabości i zwątpienia. Zapewne tak było, skoro dalej napisał:
…Majowe słońce w twych jasnych włosach
Ja już we wrzosach
Ja już wśród złotych liści schowany
Ja już przegrany...
Może było tak, że nieco wcześniej, może tego właśnie dnia, może poprzedniego, Coby przyglądał się jakiejś ślicznej, przechodzącej młodej dziewczynie i niepokój podrapał go w serce. Odczuł, że żar jeszcze się tli, że ten wieczny, święty ogień ciągle jeszcze podgrzewa krew w jego ciele, i poczuł wtedy zapewne żal do losu, że piękne młode dziewczyny już nigdy nie będą dla niego… tak zapewne było. Swój smuteczek zamienił w strofy, popił gruzińskim winem… i ta smutna i refleksyjna chwila okazała się brzemienna w skutkach, bo potem, poza strofami Agnieszki, coraz częściej zamieszczał własne wiersze. Zmysłowe erotyki i smutne, ciężkie strofy o samotności i tęsknocie. Coraz mniej radosnych, coraz więcej smutnych… Ale skrzydlatych i kolorowych, jak dusza Cobyego. Zapewne tylko kilka osób pamięta, że przez pierwsze tygodnie Coby był aniołem, ale pewnego dnia Rada Aniołów odebrała mu skrzydła. Za wysoko latał, nie słuchał przestróg. A jego nagie ciało wypełniało obraz tła. Rada Aniołów wydała wyrok, Coby został strącony, teraz się błąka i próbuje się dostosować do planety, na której wylądował.
Zapatrzył się tańczącą przed nim smużkę dymu i… o dziwo, uśmiechnął się.
Trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Ważnych dni, ważnych i pięknych. Czy były między nimi dni szczególnie piękne, tego nie chce powiedzieć, tylko się tajemniczo uśmiecha.
Hej, Coby, nie jesteś już aniołem, ale Piotrusiem Panem też na pewno nie. Chcesz to lataj, skoro ci odbija… /190 dni temu, 00:56 (13 grudnia)/
***
Coby, Agnieszka, Przyjaciele 3
„Jak dobrze że mogę zbierać
jagody w lesie
myślałem
nie ma lasu i jagód.
Jak dobrze że mogę leżeć
w cieniu drzewa
myślałem drzewa
już nie dają cienia.
Jak dobrze że jestem z tobą
tak mi serce bije
myślałem człowiek
nie ma serca.
***
Wiercisz się Coby w nocy, wypatrujesz snu po kątach, nasłuchujesz... dawno się nie pojawiała... a bez niej noce jałowe. Już dawno nie czułeś na powiekach jej chłodnej dłoni, gdy delikatnie wyciągała cię z tamtej strony, gdy spotykałeś się z nią na pograniczu jawy i snu. Bez niej, sam musisz rozwiązywać swoje problemy, zdawać się na własną niedoskonałą, złudną intuicję. Do niedawna była niezawodna, gdy tylko zaczynałeś się wiercić, czułeś jak ugina się łóżko na krawędzi pod jej nibyciężarem, czułeś zwiastujący ją chłód jaki jej zawsze towarzyszył w drodze z zaświatów, jak delikatny podmuch. Nigdy nie otwierałeś oczu, wolałeś zdać się na pamięć jej twarzy, zapamiętanej z kawiarenki na Francuskiej, wolałeś by była też z pogranicza, jak cała ta wizyta, by chowała się za woalem mroku. Delikatne ruchy nibydłoni na twoich włosach, sercem i instynktem wyczuwane nibysłowa... Uczyła cię żyć, obdzielała cię swoją mądrością, poprowadziła rękę przy pierwszym wierszu i złożyła na twoim czole pocałunek-cukierek, na zachętę, jak na czole dziecka... chyba uznała, że dojrzałeś, okrzepłeś, dorosłeś... że musisz sobie sam już radzić. Już nie musi ci, jak kiedyś, tłumaczyć, że warto żyć, przecież tego ci już nie trzeba tłumaczyć... tułasz się po świecie, a jej się nie chce już za tobą gonić. Wybacz jej i zrozum. Wybacz Agnieszce. Powiedziałaby ci najwyżej to samo co kiedyś:
„Nosi Ciebie z miasta do miasta,
Popatrz na mnie, bracie, ja też krwawię,
Od wieków już nie tańczę na zabawie,
Lecz nie pora na nas...
Jedna zła dziewczyna, to nie wszystko,
Po ziemi chodzą Weroniki śliczne,
Wyciągnij rękę, nie noś głowy nisko,
Bo nie pora na nas...
Uwierz mi - warto żyć,
Życie to jest taka świetna sprawa,
Póki trwa, póki trwa,
Póki jeszcze kipi jak karnawał.
Po ziemi chodzą Weroniki śliczne,
Ich dusze są jak ciepłe winogrona,
Zachowaj dla nich swoje serca czyste,
Wracaj, wracaj do nas.
Nie kalecz się braciszku nawet różą,
Odjazdu nie nazywaj pięknym balem,
Pozostaw pusty peron przed podróżą,
Bo nie pora na nas.”
Uwierz mi - warto żyć...
353 dni temu, 20:14 (3 lipca)
***
Coby wie, arogancja ludzka nie zna granic, dlatego jesteście często podminowani/ane. Tak jak pewna bibliotekarka, która chciała pomóc biedakowi, który od godziny szperał w książkach i czegoś szukał. podeszła z miłym uśmiechem i zapytała w dobrej wierze: - w czym mogę pomóc, czego szukasz młody człowieku. i nie czuła się najlepiej jak usłyszała -Nietzchego. /350 dni temu, 22:27 (6 lipca)
***
Agnieszka znowu przyszła, rozgoniła białe ptaki, poczułem jej chłodny dotyk. cieszę się powiedziałem, jednak pamiętasz o mnie, czasami znajdujesz czas... co to jest czas, zapytała... no właśnie, tam to pojęcie zapewne nie istnieje. ale naprawdę się cieszyłem. pogadamy, pomilczymy, zapytałem... jak zawsze nie widziałem jej, była w pobliżu, czułem jej obecność, nie otwierałem oczu. więc? może posłuchamy muzyki, powiedziała, co ty na to, wybierzesz coś dla mnie, coś wyjątkowego. powiedziała, a ja już wiedziałem co, coś co miałem przy łóżku, coś po co często sięgałem. posłuchamy, powiedziałem i wcisnąłem klawisz.
nie masz żalu, że właśnie to wybrałem, zapytałem... głos miała spokojny, łagodny, gdy odpowiadała, nie dlaczego, nie mam żalu. to wszystko już mnie nie rusza, to już historia. nawet dobrze, że wyciągnąłeś kołysankę Krzysztofa, kiedy to ja słuchałam jej ostatni raz... nuty spadały po schodach w dół, nie dawałem za wygraną... ta kołysanka jest dla mnie jak spacer, wyjaśniłem, choć ludziom na całym świecie mrówki chodzą po plecach jak jej słuchają. jak spacer, a zwłaszcza jak właśnie tamten, gdy mocno pijani szli z Markiem po zboczu Hollywood, gdy to się stało... gdy pytam, mam na myśli Marka... to był dla niego straszny dramat. Marek kochał Krzysztofa bardziej niż brata, odebrał sobie życie, gdy Krzysztof zmarł przez niego... wolna już jesteś od myśli o tym? to już tylko historia, Coby, powiedziała beznamiętnie, nie będziemy do tego wracać. wszyscy w jakiś tam sposób piliśmy... działy się różne rzeczy, to był wypadek. nie, nie mam żalu, posłuchajmy... ale Marek nie poradził sobie z tym ciężarem nalegałem, przecież bardzo go kochałaś, zresztą byłaś wtedy śliczną dziewczyną, śliczną... jak go poznałaś miałaś 19 lat, on był 2 lata starszy. to tylko historia, powtórzyła. nie spotykasz Marka na niebieskich łąkach, uparcie pytałem, jak tam jest... chwila ciszy, namysłu i usłyszałem głos cichy, jakby misternie tkany tiulem... nie ma niebieskich łąk, jest tylko świadomość, pamięć, a gdy ona się kończy nie ma już nic... nikogo nie spotykam... dziękuję Coby, za kołysankę, czas by twoje białe ptaki powróciły, a ja je tylko płoszę... odpłynę już...
i odpłynęła. a przecież sama była białym ptakiem. bielszym niż inne... tak jak Komeda, jak Hłasko, jak inni piękni dwudziestoletni... /339 dni temu, 10:31 (17 lipca)
***
Cobyemu dalej odbija, dalej pisze wiersze o miłości… to podobno niegroźna choroba, daje się leczyć, ale lepiej przeczekać, objawy same ustąpią. Wirus ma dobrą pożywkę, dlatego się rozwinął… karmi się głodem miłości u niezliczonej ilości osób, które szukają jej jak w szalonym tańcu. Na ogół bezskutecznie. Ale dzięki takim wierszom zachowują wiarę, że jest, że istnieje… Takie wiersze powinny być zakazane, sieją złudzenia i zbędną nadzieję, ale cóż… skoro nie ma jeszcze ustawy… Cobyemu też kiedyś musiał ktoś to zaszczepić. Sięgając pamięcią, mógł to być pewien złotousty, który chciał ocalić od zapomnienia swoją Natalię, jej ręce, oczu chmurność, wszystkie takie chwile, nawet puszkę po kostkach magii w leśniczówce Pranie. Tak , mógł to być on, mogło być wielu innych. Coby te Pieśni potrafi wyciągnąć z pamięci w całości jeszcze teraz, po wielu latach. Pamiętacie:
Gdy próg domu przestępujesz.
To tak jakby noc sierpniowa
zaszumiała wśród listowia,
a ty przodem postępujesz.
A za tobą cienie ptasie,
szczygieł, gil i inne ptaki.
Świecisz światłem wielorakim
od sierpniowej nocy jaśniej.
…
i tak dalej. i tak bardzo ładnie dalej...
Mógł to być on. A warsztatu uczyła Agnieszka, to się chyba daje wyczuć, zresztą przychodzi nocami, we śnie, i pilnuje, pilnuje, ale na ogół nie krytykuje. Jest dobrym mentorem. A Coby? Też by chciał ocalić coś od zapomnienia. Stąd tak dobrze ta choroba się rozwija. No cóż, czas jest najlepszym lekarzem wszystko leczy. Podobno…
No Coby, co chciałbyś znowu ocalić…
/337 dni temu, 08:56 (19 lipca)/
***
Czego mnie nauczyła Agnieszka, patrzenia? To zbyt uproszczone... Życia?... to zbyt górnolotne... Patrzenia na życie? chyba tak... spokojnie uczyła, bez walenia linijką po łapach.
Nie bądź smutna,
no nie bądź,
ta mgiełka, to tylko pamięć.
Patrz jakie czyste niebo,
a w morzu - łabędź!
Nie bądź smutny, ja nie chcę,
to czarne, to tylko myśli,
dalej jest mała przystań
na brzegu Wisły.
Nie bądź smutna, no nie bądź,
ta chmura jest małą chmurką,
jutro już będzie słońce
i ciastko z dziurką /333 dni temu, 19:51 (23 lipca)
***
Jak to jest z tymi słowami, które Agnieszka określiła jako "te proste słowa o kochaniu". Zachowują swoje magiczne znaczenie, czy je tracą, czy mentalność ludzka wypiera je poza margines, odkłada do pudełka, gdzie najbardziej cenne i zapamiętane z życia chwile, opatrzone są etykietą KICZ. Zapewne nie ma reguły. Przecież mężczyźni, którzy są z Marsa, będą to zawsze inaczej odbierali niż kobiety, które są z Wenus, a co poniektóre po prostu ze Snickersa. Coby w dzieciństwie czytał futurystyczną powieść, gdzie małżeństwo co dzień siadało rano do śniadania, mówiło sobie na powitanie rutynowe "kocham cię", potem już ani na siebie nie patrzyli ani się do siebie nie odzywali, wiało z kąta chłodem i nudą, każde żyło własnym życiem, w poczuciu spełnienia małżeńskiego obowiązku, w postaci pseudoświętych słów.
Kobiety, jak to jest, czy te dwa słowa powinny być w użyciu jak poranne mycie zębów, jak poranne siusianie, jak codzienny posiłek... a gdy mężczyzna zastąpi je swoim jaskiniowym nooo, to znaczy że nie kocha... czy te słowa są koniecznością, czy ma się je wręczać jak kwiaty, robiąc partnerowi (ajjj, źle, to tylko kobiety wymagają tych słów, więc poprawiam)... robiąc kobiecie przyjemność? słyszę pomruk aprobaty... a więc mają być rutynową przyjemnością.. no dobrze, kto zapomni o tych kwiatach sprawia kobiecie przykrość. No dobrze, niech będzie. Słowa pacierza klepie się podobnie, ktoś je kiedyś wymyślił, i żeby być w porządku, trzeba formułkę powtarzać. Ale ten Coby dziś upierdliwy, pewnie oberwało mu się, żongluje słowami, tylko nie tymi co trzeba, i pewnie nadział się na kontrę.
A kobiety? Są wolne od tego obowiązku, i co z tego wynika... może smutek, jak w słowach agnieszki, smutek po latach, że słowa te jednak nie przeszły przez gardło, wtedy, kiedy naprawdę powinny...
Takie dziś oczy mam niebieskie
jakby po walcu lub po chmurze,
taką mam w sercu kruchą łezkę
jak kropla, która rzeźbi różę...
Nie widać na mych smutnych włosach
śladów twej dłoni niecierpliwej,
nie słychać żalu w śpiewce kosa
i dobry Pan Bóg się nie dziwi.
Ach, nie mnie jednej,
ach, nie mnie jednej
to się zdarzyło - co się zdarzyło,
ach, czemuż tylko w rozmowie sennej
nie pamiętałam słowa: "miłość"?
Spoglądam w nieba abecadło,
wstyd zostawiłam na posłaniu,
czemu nie przeszły mi przez gardło
te proste słowa o kochaniu?
Nie wprowadzajcie się z rzeczami
między wieczorem a wieczorem,
jeśli te proste słowa
o kochaniu
nie przyjdą na myśl w samą porę. /320 dni temu, 19:11 (5 sierpnia)
***
Coby drzemał, spokojny, kto wie, może w poczuciu samouwielbienia, bo Coby był narcyzem, zarozumiałym i przemądrzałym. Pisał wiersze i wiele sobie w oparciu o to wyobrażał. co dokładnie, tego nie wiadomo, on sam zapewne też tego nie wiedział, ale zawsze coś tam... Drzemał, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. każdy miał jakiś oręż, on miał słowo. Słowo to siła, powtarzał sobie nieraz, słowo to władza, słowo to skrzydła... które potrafią unieść wysoko.
Coby drzemał, ale był ktoś, kto nie drzemał w tym czasie, kto cichutko i spokojnie coś nucił. Nawet jakby usypiająco, więc Coby zanurzył się w tę melodię, rozłożył w niej jak w miękkiej pościeli i tak odlatywał w krainę białych ptaszków. Aż dotarły do niego słowa i zrozumiał, ten ktoś śpiewał dla niego, już za późno było, by wyjść z tego snu, rozejrzeć się, sprawdzić, czy nieznany śpiewak miał skrzydła na plecach, czy malutkie różki. Już za późno było. Opuszczało Cobyego samozadowolenie i poczucie siły, poczucie szczególnego daru. A pewny dotąd oręż jakby stracił swą ostrość. Docierały do niego słowa, przytkane grubym woalem snu:
...czy zdanie okrągłe wypowiesz
czy księgę mądrą napiszesz
będziesz zawsze mieć w głowie
tę sama pustkę i ciszę
słowo to zimny powiew
nagłego wiatru przestworzy
może orzeźwić
ale donikąd dojść nie pomoże... /283 dni temu, 16:33 (11 września)
***
A gdy się ma 23 lata, co wtedy… wtedy wszystko, wtedy serce krzepnie, życie krzepnie… czasem odchodzi, cóż, tylko czasem. A czasem coś się rodzi… Czasem … Wpajano mi kiedyś słowa Różewicza: mam 23 lata, ocalałem prowadzony na rzeź… a teraz trafiłem na słowa Poświatowskiej, w których ogłasza triumfalnie; jestem Julią. Cóż, Julia na wysokim balkonie miała zdecydowanie mniej lat, ale nie szkodzi. Chodzi o dotyk miłości, po którym każda kobieta ma prawo zawołać: Jestem Julią. Zresztą, czy ważne są akurat te 23 lata? A jeśli to będzie tysiąc lat…
Jestem Julią
mam lat 23
dotknęłam kiedyś miłości
miała smak gorzki
jak filiżanka ciemnej kawy
wzmogła
rytm serca
rozdrażniła
mój żywy organizm
rozkołysała zmysły
odeszła
Jestem Julią
na wysokim balkonie
zawisła
krzyczę wróć
wołam wróć
plamię
przygryzione wargi
barwą krwi
nie wróciła
Jestem Julią
mam lat tysiąc
żyję
Halina Poświatowska /122 dni temu, 22:06 (19 lutego)
***
Agnieszka czasami powraca. A bywa, że wraz z nią zaglądają jej przyjaciele, dawni kochankowie. Coby lubi, gdy zerkają do niego przez drzwi, uśmiecha się do nich gościnnie.
Tej nocy mignęła mu twarz Marka. Głowa lekko przechylona, w ustach papieros.... To przy nim Agnieszka uczyła się życia i miłości. To o nim powiedziała: „niekiedy wilkiem się nazywał, lecz wilkiem nie był, raczej chciał być, gdy cały naród raźnie śpiewał – wolał zawyć…” Zanim Coby zaczął się uczyć od Agnieszki pisać wiersze, uczył się od Marka pisać opowiadania. Wsłuchiwał się w jego wskazówki:
- Dano ci życie, które jest tylko opowieścią. Ale to już twoja sprawa, jak ty ją opowiesz i czy umrzesz pełen dni.
- Książki warto pisać tylko wtedy, jeśli przekroczy się ostatnią granicę wstydu; pisanie jest rzeczą bardziej intymną od łóżka; przynajmniej dla mnie.
- Książki trzeba pisać jak donosy, pamiętając przy tym, że głupio napisany donos może zniszczyć przede wszystkim ciebie.
- Nie wiem, ile książek przeczytałem tego roku... przypuszczam, że kilkaset. I z każdym dniem wiedziałem mniej; i z każdym dniem popadałem w rozpacz, że nigdy nie przeczytam tego, co przeczytać powinienem...
Z takim bagażem zapisanych przez Marka zasad Coby napisał kiedyś swoje pierwsze opowiadania, które pożółkły lub znikały stopniowo w koszu na śmiecie. A tej nocy... tej nocy Coby pomachał bardziej przyjaźnie do zjawy, która go nawiedziła. Za dwa tygodnie minie 40 lat od jego tragicznej śmierci, gdy nie będąc w stanie udźwignąć ciężaru śmierci przyjaciela, Krzysztofa, targnął się na życie. Czterdzieści lat…. Zaglądaj czasem Marku. posłuchamy razem kołysanki Krzysztofa... (8 czerwca)
***
czwartek, 11 czerwca 2009
Coby, Agnieszka, Przyjaciele 2
Gdybym umiała się zatoczyć
jak pijak, co pod auto wlazł,
zabłądzić, zemdleć, zamknąć oczy,
zapomnieć tamten brzeg i las...
Gdybym umiała, choćby w kinie,
gdy serce nagły przetnie ból,
pomyśleć sobie: "Nic to, minie...
Przed nami jeszcze tyle ról"..
***
Coś taki zamyślony, Coby? Czytasz? a co czytasz... a, w sercu kobiety. to powodzenia życzę i kup sobie słownik - wyrazów bardzo trudnych.
Serce kobiety to cenna księga
oprawna w srebro i złoto;
rzadko mężczyzna czyta ją pilnie,
każdy przerzuci z ochotą.
Coby lubił czytać. był cierpliwym czytelnikiem.
***
Coby to rozumiał, przychodzą dni letargu, zniechęcenia... Zawsze sądził, że to tak jak ze snem, można prześnić, przebudzić... przemyć oczy zimną wodą. Potem życie samo się upomni, nie znosi pustki. Tak, rozumiem cię...
rozbieliły się mroki grudniowe
dzień się zrobił podobny do dnia
a myślałam - nie zmrużę już powiek
umrzeć nie chcę
a żyć - jakoś strach...
rozstąpiły się góry lodowe
ciepły promień dosięgnął do dna
a myślałam - nie zmrużę już powiek
umrzeć nie chcę
a żyć - to nie ja...
***
Agnieszka miała inne zdanie o Nadziei, niż Coby. Jej Prawda również była razem z Mądrością, ale Nadzieję odganiała: idź precz, chmuro...
co mnie zabija, to nadzieja
jej wątły krzyk i śpiew, i szept
ściga mnie po wsiach, knajpach, kniejach
wzywa na szlaki szczęść i bied
gdybym umiała choć w niedzielę
jak starzec, co nie pragnie już
na ławce zasiąść po kościele
i nie śnić snów, nie wróżyć wróżb, /513 dni temu, 14:55 (15 stycznia)
***
jeszcze nie wszystko we mnie
jest dla mnie znajome,
żyję w przedsionku jak na słonecznym podwórzu:
o gołębie moje, o klomby żółtych begonii,
o róże... róże...
jest dom i korytarze ciemne i kryjome,
i zegar, który drży jak serce i jak serce dzwoni,
i galerie patrzące umarłych oczyma,
i - Bóg, który jest wszędzie,
jest tam,
gdzie mnie nie ma.
***
Z okna Twojego jak ze szklanki wąskiej
piję wino błękitne i różowe
z gwiazdami co płyną
na dnie przejrzystym.
A Ty z serca mojego co drżące i gwarne
słodką, serdeczną dłonią zbierasz krople czarne
jak łzy perliste.
I tak w niemej piersi wsłuchani oddechy
z winem różowym nasze łączymy uśmiechy
w przyjaźni zgodnej.
Aż serca niespokojne i dręczone burzą
jak żagle się w przestworzach skąpią i zanurzą
w mowie pogodnej.
/500 dni temu, 11:02 (28 stycznia)
***
Wołodia, Wołodia... gdybyś się nie zapił na śmierć, dziś kończyłbyś 70 lat... dziś ja piję za ciebie, za twoją pamięć. ty, bułat, Agnieszka, towarzyszyliście mi przez całe moje życie, dziś już wszyscy jesteście na niebieskich łąkach. chyba razem, bo byliście przyjaciółmi. wiedziałem co lubiłeś, czego nie...
Nie lubię fabuł z kiepskim zakończeniem,
I pędu życia nigdy nie mam dość,
Nie lubię, gdy ogarnia mnie znużenie,
Gdy mi z rozpaczy w gardle więźnie głos.
Nie lubię, gdy cynizmem zimnym ranią,
Gdy fanatyczny mnie dobiega pisk,
I gdy ktoś obcy zerka mi przez ramię,
Żeby bezczelnie mój przeczytać list.
Nie lubię plotek, co mi wróżą fiasko,
I od zaszczytów robi mi się mdło,
Nie lubię, gdy pod włos próbują głaskać,
I gdy rysami "ozdabiają" szkło.
Takim, co nigdy nie brak im rezonu,
Jakoś nie ufam. I zamieram aż
Gdy słowo honor znika z leksykonu,
I honorowym się nazywa łgarz.
Nie żal mi wcale, gdy się w przepaść toczy
Ten, co niejedno życie w popiół starł.
Nie lubię bezsilności i przemocy,
Tylko Chrystusa mi na krzyżu żal.
Nie lubię siebie, gdy mnie coś przeraża,
Kiedy niewinnych krzywdę z dala czuć,
Nie lubię, gdy perfidnie w duszę włażą,
A zwłaszcza, gdy mi w nią próbują pluć.
Nie lubię aren - z tłumem, z trybunami,
Tam się kupuje poklask i rząd dusz.
I niech nie mamią mnie obietnicami,
Ja nie polubię tego nigdy już!
/502 dni temu, 07:24 (26 stycznia )
***
Coby, spłodziłeś jakiś nowy wiersz? Sprężaj się, niedługo walentynki dobra okazja. Coś cię niepokoi? Chyba nie mają do ciebie żalu, że nie chcesz przeżywać w tym Hyde Parku żadnych emocji, tylko przeżywasz intelektualną przygodę, zabawę, kult ładnego słowa... dobrze, że akurat tu istnieje wolność wyboru, bo i stąd byś uciekł. No bo gdzie u ciebie emocje, zimna rybo. Daj na razie coś z szuflady, może ten wiersz mistrza
Jest wiatr, co nozdrza mężczyzny rozchyla;
Jest taki wiatr.
Jest mróz, co szczęki mężczyzny zmarmurza;
Jest taki mróz.
Nie jesteś dla mnie tymianek ni róża,
Ani też "czuła pod miesiącem chwila"
Lecz ciemny wiatr,
Lecz biały mróz.
Jest deszcz, co wargi kobiety odmienia;
Jest taki deszcz.
Jest blask, co uda kobiety odsłania;
Jest taki blask.
Nie szukasz we mnie silnego ramienia,
Ani ci w myśli "klejnot zaufania",
Lecz słony deszcz,
Lecz złoty blask.
***
Hej, dziewczyno, siedzę, piję gruzińskie wino... czytam Asnyka, bo prześladuje mnie od kilku dni. chyba już wiem dlaczego... mam, znalazłem. twój ulubiony wiersz powstał w listopadzie 2007, to teraz popatrz, jak to widział mistrz ponad sto lat wcześniej:
Gdybym był młodszy, dziewczyno, gdybym był młodszy!
Piłbym, ach, wtenczas nie wino, lecz spojrzeń twoich najsłodszy
Nektar, dziewczyno!
Ty byś mnie kochała, jasny aniele...
Na tę myśl pierś mi zadrżała
Bo widzę szczęścia za wiele, gdybyś kochała!
Gwiazd bym nie szukał na niebie ani miesiąca,
Ale bym patrzał na ciebie,
Boś więcej promieniejąca
Od gwiazd na niebie!
Wzgardziłbym słońca jasnością
I wiosny tchnieniem,
A żyłbym twoją miłością,
Boś ty jest moim natchnieniem
I słońc jasnością.
Ale już jestem ze stary,
Bym mógł, dzieweczko,
Zażądać serca ofiary,
Więc bawię tylko piosneczką,
Bom już za stary!
Uciekam od ciebie z dala,
Motylu złoty!
Bo duma mi nie pozwala
Cierpieć, więc pełen tęsknoty
Uciekam z dala.
Śmieję się i piję wino
Mieszane z łzami,
I patrzę, piękna dziewczyno,
W swą przeszłość pokrytą mgłami,
I pije wino...
/463 dni temu, 19:52 (5 marca)
***
A gdy przyszedł już nareszcie jako prawda, nie jak sen
podścieliła mu pod nogi swoich włosów zwiewny len
przytuliła jego głowę do swej piersi, do swych rąk
by pragnienia nie znał lęku, by czekania nie znał mąk.
Wszystkie róże swych ogrodów gdy dla niego w szczęściu rwie
on porzuca ją na zawsze
bo jej nie mógł wołać w śnie.
/464 dni temu, 21:26 (4 marca)
***
Czy Jacek Kaczmarski dostrzegłby w tłumie Cobyego? Kto wie, może mieli ze sobą coś wspólnego, diabeł jeden wie...
Nie nauczono mnie paciorka,
Nigdy nie byłem u spowiedzi,
Więc od czupryny do rozporka
Niejeden diabeł we mnie siedzi.
Prócz tych, co dbają o natchnienie,
Samopoczucie i rozkosze,
Szczególnie tego sobie cenię,
Którego w kręgosłupie noszę.
Tak mi usztywnił karku kręgi,
że mimo groźby i namowy
- Ani kazanie, ani pręgierz
Nie zdoła mi pochylić głowy.
Nie, żebym nie chciał!
Wręcz zazdroszczę
Tym, co potrafią ujść zatraty
I łączą swe talenty owcze
W stada wzajemnej aprobaty.
Przez to kalectwo - zdrowych ranię,
Na pogodzonych ściągam biedę,
Wszelkie zbiorowe pojednanie
Obracam w "jedność - minus Jeden".
Ani nie bronię się pogardą,
Ani nie brudzę się popiołem,
Lecz będę żył i umrę - hardo,
Chcąc nie chcąc - z podniesionym czołem.
Jeżeli hardzi Stwórcę brzydzą
Niech mi odmówi odkupienia.
Choć chyba mnie zrozumie, widząc,
że też samotnie trwa w przestrzeniach.
Bo czym są moje grzechy małe,
Gdy On pokornych ma - miliony.
Rzadko Mu głowę zawracałem
I tylko - w imię odtrąconych.
/457 dni temu, 10:59 (11 marca)
***
pocałunek... czym dziś jest pocałunek. to już raczej inna magia, inny smak. jest na pewno bardziej realny, niż ten który przed laty drżącą ręką opisał Grochowiak.
Błądziłem lasem twoich włosów zioła
I płacz odkryłem.
I schodziłem niżej
Na białe śniegi zimowego czoła,
Gdzie płacz już umilkł,
a był cień lichtarzy.
Potem zwiedzałem pamiątki twej twarzy,
Coraz to bliżej i coraz to bliżej
Ust twoich dobrych uśpionego sioła
W nim co się zdarzy
raz tylko się zdarzy.
I wszedłem w sioło.
A była pogoda
Pod całym niebem twego podniebienia.
Gdzieś w cichym kątku umierała młoda
Wstydliwość sielska w zapachu tymianku.
Nagle wróciłem i stałem na ganku.
Patrząc jak wokół krajobraz się zmienia,
Jak wschodzi pierwsza gałąź bzu w ogrodach,
I gną się rzęsy pod rosą poranku.
/437 dni temu, 20:17 (31 marca)
***
Noc, przyjaciółka człowieka. Jest osłoną dla tych co chcą płakać, kochać, śnić i tęsknić. Kryje w sobie tajemnice. Grę świateł zza firanek, kiedy za oknem przejeżdża samochód, grę świateł na suficie, kiedy wpatrujemy się w bezsenne godziny i układamy w myślach i w sercu puzzle dziennych zdarzeńAgnieszka znała magię nocy, jej moc, jej chemiczne działanie na nasze nastroje, potrafiła to opisać.
Spokojnej długiej, bezkresnej nocy, Agnieszko
"Są takie noce od innych ciemniejsze,
kiedy się wolno rozpłakać,
wolno powtarzać słowa najświętsze,
mówić o wróżbach i znakach,
tylko nie wolno tej nocy pod różą okraść,
okłamać, oszukać, bo się już będzie
odtąd na próżno bezsennej nocy tej szukać... "
/433 dni temu, 13:49 (4 kwietnia)
***
Agnieszka znowu zawitała we śnie. Nie musiał uchylać powiek, by to wiedzieć. To poczucie jej obecności włączało się jak światełko sygnalizacyjne. Nie czerwone, nie zielone, chyba raczej takie złote, słoneczne. Zaskoczyłam cię, spytała. Nie zaskoczyła, nie było takich zaskoczeń, zawsze był gotów na jej odwiedziny. Nie otwierał oczu, czekał na to co zawsze, że go pogłaszcze chłodną dłonią po włosach. I poczuł ten chłód na skroni, i uśmiechnął się. Piękne są takie uśmiechy przez sen. Teraz czekał co powie, zawsze niecierpliwie czekał na jej słowa. Przecież z jej wierszy czerpał siłę dla własnych. A wiesz, powiedziała, czasem warto dać się zaskoczyć, czasami czekamy na takie zaskoczenie. i jeszcze dodała coś więcej:
Nie kupujmy marzeń jak mebli,
nie bądźmy zanadto przebiegli,
nie wstydźmy się własnej nagości,
tylko dajmy, dajmy,dajmy
się zaskoczyć miłości.
Nie paktujmy z panem Bogiem,
z panem diabłem,nie mówmy,
że jest głupie, to co nagłe,
zamknijmy stare życie na klucz,
na dwa,wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo "ja", "ja", "ja"...
Nie kupujmy nieba na kredyt,
nie planujmy szczęścia ni biedy,
nie grajmy w dwa życia jak w kości,
tylko dajmy, dajmy,dajmy
się zaskoczyć miłości.
Niech przyjdzie zbyt nagle zdyszana,
niech nie da dotrwać do rana,
niech przyjdzie nie na czas,nie w porę,
niech krzyknie: "Gore... gore, gore, gore..."
Zamknijmy stare życie na klucz,
na dwa, na trzy,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo,jedno słowo:
"my", "my", "my".../428 dni temu, 16:51 (9 kwietnia)
***
z pewnych powodów przypomniał mi się Wysocki, zatęskniłem znowu za jego narowistymi końmi. Tak narowistymi jak Ognisty Koń Fanki i mój czarny rumak. chciałbym je przypomnieć. w drugim klipie ostatnia podróż Wołodii, dla przypomnienia, jak odchodzą wielcy tego świata.
Wzdłuż urwiska, nad przepaścią, po samiutkiej, po krawędzi,
konie swe nahajem smagam i popędzam... i popędzam.
Lecz brakuje mi powietrza, piję wiatr i mgłą się krztuszę,
i w śmiertelnej trwodze czuję, że już po mnie! - Odejść muszę.
Odrobinę wolniej konie... odrobinę choć.
Nie słuchajcież wy bata, on łże!
Ale konie narowiste przeznaczył mi los.
I tak żyć się chce i dośpiewać tę pieśń.
Ja i koniom dam pić, ja i pieśni dam żyć,
choć przez chwilę mi tylko na krawędzi tkwić.
Zginę, wiem. Mnie tak jak puszek z dłoni zmiecie huragan
i powloką saniami po śniegu, jak jeńca.
Ech, wy konie, zwolnijcie i przedłużcie o chwilę,
choć o chwilę... tę podróż w nieznane, do końca.
Odrobinę wolniej konie, odrobinę choć.
Bo ten bat... ani pan, ani car!
Ale konie narowiste przeznaczył mi los.
I tak żyć bym chciał i ta pieśń niech trwa.
Ja i koniom dam pić, ja i pieśni dam żyć, choć przez chwilę mi tylko na krawędzi tkwić.
Zdążyliśmy. W tę gościnę i tak nikt się nie spóźnia.
Ale czemuż to anieli krzywo na nas spoglądają?
Czy to u mych sani dzwonek się rozszlochał ogłupiały,
czy to ja do koni krzyczę, żeby wolniej, wolniej gnały?!
Odrobinę wolniej konie, odrobinę choć.
Błagam was: i nie w skok, i nie w cwał!
Ale konie narowiste przeznaczył mi los.
Skoro życie me gdzieś, niech więc choć trwa pieśń.
Ja i koniom dam pić, ja i pieśni dam żyć,
choć przez chwilę mi tylko na krawędzi tkwić.
/427 dni temu, 10:05 (10 kwietnia)
***
Przyśnił mi się szum morza, jego znajomy kojący szept. A to tylko deszcz wędrował tej nocy po parapetach i drzewach, starał się stąpać na palcach i wyszła z tego muzyka. Mogłem się od razu domyślić, kogo przywabi ten szept, kto przybędzie w ślad za nim... czarodziejka, pani moich sennych wędrówek. Agnieszka. Zjawiła się i od razu na powitanie puściła w to rozbujane morze swój wiersz, jak malutką łódeczkę. Zapatrzona w toń, jakby to nie było morze, tylko jej Mazury. Jakby nie przyszła dziś do mnie, jakby mnie wcale nie było. Właściwie, to racja, nie było mnie w tym wszystkim, uśmiechała się do nieznanych mi wspomnień...
Chciałeś zabrać mnie nad morze,
a zgubiłam się na lata,
teraz muszę, mój ty Boże,
wracać dookoła świata.
Dookoła świata płynę,
co za koszt i jaki kłopot,
zamiast kupić wtedy bilet,
prostą drogą pruć do Sopot...
Cierniem jesteś w mej koronie,
w mym uśmiechu - smugą smutku,
czy ja kiedyś cię dogonię,
chociaż idziesz pomalutku?
/420 dni temu, 20:36 (17 kwietnia)
***
L. do Cobyego:Nie wiem, jak Ty to robisz, ale nie przestawaj - chociażby dlatego, że Cię o to poproszę.
Umiesz tak pięknie pisać. A może tylko mi się tak wydaje? Może wcale nie wiem, czym piękno jest... ale zawsze, kiedy odwiedzam to miejsce, rzędy literek omiatam oczyma - tak ciepło, tak miękko otulają. Nawet kiedy mówią o smutku,o bólu, o tęsknocie czy frustracjach - nawet w tedy spokój rodzi mi się gdzieś w środku... Słowa, niektórzy umieją serwować je na pięknej tacy, a mimo to czuje się, że nasiąknięte są goryczą lub agresją. Twoje nie. twoje są jak czysty poranek, jak pajda świeżego, chrupkiego chleba ze szklanką mleka...
Daj mi słowo - Kofta Jonasz
Już słońca wschód, początek dnia, biały poranek obiecuje dobre chwile nam.
Jesteś mój, ale czy wiesz, co jeszcze z twoich ust usłyszeć chcę.
Daj mi słowo, słowo niezwykłe, co jutro zakwitnie jak sad, tak jak sad.
W sercu schowam, przejść wtedy mogę przez ogień i wodę, bo wiem, że je mam.
Oczu mową dawno nazwane, zwyczajne i znane tak trwa.
Daj mi słowo, chcę w nie uwierzyć, chcę z tobą je przeżyć, już czas.
Dzień chyli się, nadchodzi chłód, nie uwierzyłeś jeszcze, miły, w białą magię słów.
A ja to wiem, gdy cisza trwa, co nie nazwane jest, ucieka nam.
Daj mi słowo, słowo niezwykłe, co jutro zakwitnie jak sad, tak jak sad.
W sercu schowam, przejść wtedy mogę przez ogień i wodę, bo wiem, że je mam.
Oczu mową dawno nazwane, zwyczajne i znane tak trwa.
Daj mi słowo, chcę w nie uwierzyć, chcę z tobą je przeżyć, już czas.
/410 dni temu, 00:12 (27 kwietnia)
***
Coby, Agnieszka, Przyjaciele...
Oto szczęście: słońce na balkonie,
Ciepłe złoto w oczach przymkniętych.
Wszystko inne w nocach utonie,
Zawieruszy się w dniach niepojętych.
/545 dni temu, 21:58 (14 grudnia)
***
Przyszła w nocy, położyła na jego przymkniętych powiekach chłodną dłoń . Nie, nie... Coby nie śni o Agnieszce, to byłoby nadużycie... Coby tylko ją wspomina. Zresztą, może czasem, kiedy w nocy myśli przewalają się w głowie jak w czasie burzy, może wtedy Agnieszka czasem się pojawia, żeby się przywitać. Ale to wszystko. Agnieszka O. będzie i tu się pojawiać, już taka jest, że odwiedza każdego, kto ją kocha. Siła miłości. Kiedyś napisała:
Ty nie strój mnie, życie, w koronę,
do ręki nie dawaj mi berła,
nie wciskaj swej mordy skrwawionej
w to miejsce po starych perłach.
Ty przyjdź do mnie kiedyś nad ranem,
ze śmiercią jak z panną pod rękę,
i podaj mi czarny atrament
na śmieszną ostatnią piosenkę.
Jej ostatnia piosenka na pewno nie była śmieszna...
/544 dni temu, 15:44 (15 grudnia)
***
Szukam wiatru w polu,
zapomnianych słów,
śladu łez w kąkolu,
przedwczorajszych bzów.
Szukam wiatru w polu,
jak to trwa i trwa,
chociaż oczy bolą,
szukam w niebie dna...
Hej, nie przejmujcie się, że Coby szuka w niebie dna. Może lekko świrnięty, ale niegroźny. Daje się głaskać po głowie i przytulić, Nie gryzie... nawet lubi pieszczoty.
/544 dni temu, 14:14 (15 grudnia)
***
Cooby usiadł na przystanku. Nie, nie był zmęczony. Ot, po prostu z nadziei naiwnej. Bo Coby był naiwny z wyboru. Lubił to. Lubił złudzenia.
Bo na końcowych przystankach
ranek ma szary smak,
noce są zawsze za zimne,
a łzy za gorące - tak, tak.
......
Są pętle piękniejsze niż inne,
gdzie szumi z daleka rzeka...
Tam zajeżdża tramwaj nadziei niewinnej
i na ten tramwaj ktoś tam czeka.
/543 dni temu, 19:45
***
Hej, Coby, Coby... Ty masz chyba narąbane w tej chorej głowie. Co Ci się tam podoba w tym twoim pokręconym życiu. Nie sądzisz, że można byłoby go inaczej urządzić? Tak, żeby był z tego jakiś czysty zysk. Nie? Co tak się głupio uśmiechasz? Spierdalaj, zboku.I Coby spierdolił. Ale nie przestawał się uśmiechać. Swoje wiedział...
Życie nie stawia pytań,
życie po prostu jest...
Czasem zębami zgrzyta,
a czasem łasi się jak pies.
(...)
Życie nie daje nagród,
życie nie daje wiz,
życie to trochę szabru
i bardzo rzadko - czysty zysk...
/542 dni temu, 12:19 (17 grudnia)
***
Kiedy Coby zadawał sobie trudne pytania, nie wznosił rąk do nieba, nie zwracał się do Tego Co Nad Nami. Wolał zwracać się do ludzi. Teraz siedział na tym krańcowym przystanku i przyglądał się wysiadającym. I radość życia na pewien czas skryła się za obłokiem, a Coby posmutniał. Jak to jest z tymi ludźmi, z ich podłością i małością, z ich słabością i biedą, czy jest antidotum na całe zło tego świata, na policję, kłamstwo i nudę... I znów przywołał Agnieszkę, bo znała wszystkie odpowiedzi. Tak, do niej lubił się zwracać.
Na naszą słabość i biedę,
niemotę serc i dusz.
Na to, że nas nie zabiorą
do lepszych gór i mórz.
Na czarnych myśli tłok,
na oczy pełne łez
lekarstwem miłość bywa.
Jeżeli miłość jest,
jeżeli jest możliwa.
Na ludzką podłość i małość,
na oschły Boży chłód.
Na to, że nic się nie stało,
a zdarzyć miał się cud.
Na szary mysi strach,
bliźniego wrogi gest,
ratunkiem miłość bywa.
Jeżeli miłość jest,
jeżeli jest możliwa.
Tu kukły ludźmi się bawią,
tu igra z nami czas.
Tu wielkie młyny nas trawią
i pył zostaje z nas.
Na to, że z pyłu pył
i za początkiem kres
ratunkiem miłość bywa.
Jeżeli miłość jest,
jeżeli jest możliwa.
Na krajów nędzę i smutek,
na okazałość państw,
policję, kłamstwo i nudę,
potęgę małych draństw.
Na nocny serca ból,
że człowiek żył jak pies
ratunkiem miłość bywa.
Jeżeli miłość jest,
jeżeli miłość jest...
/542 dni temu, 10:54 (17 grudnia)
***
Jesień powoli odchodziła, wręcz dosłownie znikała za rogiem. Chłodny wiatr porażał drzewa, i nie tylko... serce Cobiego też. Zima była kobietą o bladej, poważnej twarzy, o uśmiechu chłodnym i prześwietlającym jak spojrzenie prokuratora. Coby nigdy nie widział prokuratora, ale oglądał filmy. Postawił kołnierz i zatrząsł się, być może sprawił to badawczy wzrok Pani Zimy. Minął kawiarnię, ale poszedł dalej, bo tam też nie wydawało się przytulnie, chyba ją też zmorzył zimowy sen.
Jeszcze powietrze tobą pachnie,
jeszcze się suszą łzy na sznurze,
ptak się w gęstwinie czasem żachnie
i chmurna sowa się rozchmurzy.
Jeszcze się czasem młody kretyn
utopi w morskiej toni
i gaśnie z wolna mórz seledyn
i pusto w mojej dłoni.
Wcześnie kawiarnia nasza ziewa,
sen ją zimowy wkrótce zmorzy
i chłodny wiatr poraża drzewa
i serce tak się czegoś trwoży.
/538 dni temu, 20:54 (21 grudnia)
***
Siedziała smutna, a jej smutek ściągał Cobiego jak magnes. Coby miał miękkie serce, ale zgodnie z potocznie przyjęta zasadą twardy tyłek, odporny na kopniaki. Chciał podejść, pocieszyć, ale nagle poczuł się bezradny. Nie miał nic do zaoferowania. A ona miała swoje problemy, jak setki, jak tysiące innych kobiet. Hej Coby, Coby... nie naprawisz świata, więc nie wcinaj się w nie swoje sprawy. Kobieta musi uronić czasem łezkę. One wiedzą dlaczego. Ta też na pewno wiedziała. Teraz już wiedziała, że wcześniej nie wiedziała...
Nie wiedziałam, że się serca tak ostudzą,
uwierzyłam, że umiera się parami,
nie wiedziałam, że się ludzie różnie budzą
jak okręty, nie te same,
choć w tej samej wciąż przystani...
Nie wiedziałam, że to można - tak bez tchu...
Nie wiedziałam, że odfrunie, co się rzekło,
nie czekałam, nie cierpiałam, nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu.
/538 dni temu, 11:59 (21 grudnia)***
No właśnie, mój drogi Coby, życie powinno mieć smak. Powinno mieć kolor, zapach, nawet własne nuty. Jeśli jeść, to tylko dobre rzeczy, i nigdy dużo, pamiętaj, nigdy dużo, bo zgubisz smak. A jeśli pić, to trunki mocne i aromatyczne. Czy wiesz, co to jest gruzińskie wino? No właśnie. Jak zdobywać, to tylko góry wysokie i niedostępne. A jeśli kochać... zapisz to, młody. To ma być jak tsunami, jak race w sylwestrową noc, jak sen pijanego cowboya... no, znowu nie kumasz, musiałbyś się kiedyś sam dobrze upić. Lepiej grzeszyć i później żałować, niż żałować, że się nie grzeszyło. Gdybyś był kobietą, to kazałbym ci to podkreślić, bo to właśnie do nich jest skierowane. Wiem to od Agnieszki. Polej młody, dawno nie piliśmy za nią...
Kochać za młodu się nie chciało,
gdy się kochało, to nie dość,
cóż winne zbyt leniwe ciało,
cóż winien niełaskawy los? ...
Nie dosyć człowiek był szalony,
nie dosyć śmiały, nie dość zły,
niegotów polec za androny,
niegotów błądzić pośród mgły.
Wypić za młodu się nie chciało,
a gdy się piło, to nie dość,
cóż winne nazbyt trzeźwe ciało,
cóż winien zbyt łaskawy los.
Nie dosyć człowiek był zalany,
nie dosyć śmiały, nie dość zły,
niegotów skonać za banały,
niegotów brodzić pośród mgły.
Dziś by się piło i kochało,
gdzieś by się gnało pośród mgły,
gdyby choć echo zawołało,
gdyby zapukał ktoś do drzwi,
dziś by się śniło i cierpiało,
dziś by się gnało pośród mgły,
gdyby choć echo zawołało,
o gdyby, gdyby, gdyby, gdy! ...
***
Chodzisz tak Coby i dumasz, fatygujesz swój ograniczony umysł. Co ci to daje, nie masz innych zajęć? Twoi kumple pompują na siłowni, połykają piwem sterydy, a ty chudzino będziesz miał tylko żylaki na mózgu. Kup sobie Fakt albo Super Ekspres, albo coś, co nie wymaga myślenia, odpocznij. Jakie odwieczne tajemnice chcesz zgłębić? Co to jest prawda, co to jest miłość... włącz se pornola. I nie mędrkuj.
Oto prawda:przynieść z ulicy
Pęk fiołków miłemu dziewczęciu.
Wszystko inne jest tajemnicą
Pod okrutną bożą pieczęcią.
Oto miłość: pierwsza jedna chwilka,
Myśl daleka, spojrzenie drżące.
Wszystko inne będzie słowem tylko
Zasadzonym w wierszu jak w grządce.
/525 dni temu, 12:34
***
Graj Coby, graj... no właśnie, w co ty grasz? Karty z poezją, karty znaczone. Poeta, to nie gracz, to komediant. Co ty rozgrywasz, czy potrzebujesz tak bardzo poklasku, że sprzedajesz duszę za kilka srebrnozłotych słów. Żąglowanie słowami nie ma nic wspólnego ze szczerością. Aha, nie musisz być szczery. Niesiesz radość innym i z tego jesteś tak zadowolony. Sobie też się podobasz. Fakt, zawsze byłeś Narcyzem, to wcale nie jest tylko daleko posunięta asertywność. Masz problem, chcesz o tym porozmawiać? Jaka kozetka, jaki psychoanalityk, w Polsce wystarczy flaszka czystej. Uwierz mi, pomaga. No dobrze więc, graj Coby, graj swoje pieśni, ale pamiętaj, że jak grałeś tylko dla siebie to nie byłeś tak zarozumiały, ni waliło ci w dekiel. I uważaj z tymi słowami, bo to nie do końca prawda, że one leczą, pomagają...
Słowa śmiertelną moc mają
i są celniejsze od kul
spójrz w oczy tych co słuchają
spójrz w oczy tych co czytają
spójrz, jaki sprawiasz im ból...
/521 dni temu, 20:29 (7 stycznia)
***
Ej, Coby, ty miałeś rozdawać cukierki. Spójrz, co podarowałeś dziewczynie, baton wielkości bagiety. A przecież uczyłem, bierz małe porcje, przy dużych gubi się smak. Nie masz tam czegoś małego i smacznego. Czegoś od Agnieszki, o kobiecym smaku, nawet tym gorzkim...
A jeśli Bóg myśli, że wiele mi dał,
to bierze On formę za temat,
bo przecież im piękniej, im piękniej ją gram,
tym bardziej miłości nie mam.
/521 dni temu, 08:18 (7 stycznia)
***
Jeśli ciągle jeszcze Coby chcesz wysoko latać, nie baw się w ćmę, nie igraj ze słońcem...
Skrwawione ręce, opalone skrzydła
Anioł usłyszał - "Odejdź! nic nie wskórasz."
I już nie błyszczą srebrne w słońcu pióra,
Lecz czarna wstaje przeciw chmurze chmura...
/520 dni temu, 20:26 (8 stycznia)
***
Kim jest Coby? Tak jak się domyślasz, aniołem. Jak każdy anioł, gotów do opieki. I martwi się o Ciebie. Hej, dziewczyno, nie pisz już takich rzeczy, jak niedawno. Strach czytać. Coby zawsze mówi, że życie jest piękne, tylko moczopędne. Ale Coby mieszka teraz w kraju, gdzie wyprodukowano pierwsze wino na świecie, wie co mówi. I wierzy w to. Też spróbuj. W gruncie rzeczy, Ty też, mimo bólu samotności który Cię rozrywa, dajesz sobie radę. Być może inni akurat teraz też Ci czegoś zazdroszczą. sauna, basen.... Jeśli Coby będzie szukał pomysłu na życie, pomyśli akurat o tym.Coby jest aniołem wirtualnym. Ubzdurało mu się, że zadarł z Tym Co Nad Nami i został częściowo wyklęty. Dlatego niesie wirtualną pomoc. I podaje wirtualną dłoń. A czego chce Coby? Niestety, rzeczy nierealnych.
Więc chcieć to móc?
warto poddać się temu
przeświadczeniu złudnemu
powalczyć
jeśli z walki tej wrócisz na tarczy
jeśli czegoś nie można mieć
zostaje tylko chcieć
i musi to wystarczyć
nie jest to do końca przesłanie aniołów, ale bywa przesłaniem wirtualnych aniołów.
/519 dni temu, 16:21 (9 stycznia)
***
Coby odłożył na miejsce pudełko po cukierkach. Odsunął pudło ze zdjęciami, ten zatrzymany w pigułce czas. Czas na którym osiadł kurz, czas miniony już. Nie miał chęci tam zaglądać, Maria miała rację:
Gdy się miało ziemię całą
Czyjeś ciało, jakie się nie trafia
A została tylko fotografia
To naprawdę troszeczkę za mało...
/515 dni temu, 09:12 (13 stycznia)
***
Coby (zebrane) 2
***
Hej, Coby, jak to jest z tą Twoją poezją, spytała dziewczyna. Piszesz o kimś konkretnym? Przeżyłeś miłosny zawód?Coby zamyślił się. Sted powiedział, że wszystko jest poezją. Chyba tak. Właśnie tak jest. Bierzesz do ręki jabłko, a wychodzi wiersz. Miłosny zawód? Może był kiedyś, ale dziś nie ma żadnego znaczenia, choć rzeczywiście zaowocował paroma wierszami, nawet coś i tu się znalazło. Coby rozdaje wiersze jak cukierki, ale połowa z nich nie jest jego, tylko Agnieszki, to z nich właśnie dochodzi kobiecy jęk. Nie, wiersze Cobiego nie są poświęcone wybrance, to magia, żonglerka słów, to miód, to chore sny. Agnieszka pisała podobnie, siadała w kawiarni na Francuskiej, piła wino i przelewała zakręcone myśli na papierowe serwetki. Coby też... no właśnie, bierze do ręki jabłko, a wychodzi wiersz...
***
Przysypiała, nie zapomniała o pocałunku, który jak pieczęć złożyła na rytmicznie unoszących się z każdym oddechem plecach Cobyego. Sen już przeciągał ich na drugą stronę, zabierał w zakręconą podróż. - Coby, czy z jakąś inną kobietą byłoby ci tak dobrze, jak ze mną?. - Z inną zastanowił się, -tak, byłoby mi dobrze. Ale z tobą jest mi lepiej.-Okrutny -wymamrotała - a czy potrafiłbyś kochać inną, tak jak mnie? - Inną... tak, potrafiłbym - usłyszała -ale wolę ciebie.Coby, Coby, proszę... nie mógłbyś odpowiedzieć, że nie, że nie ma życia beze mnie, że tylko ja daję ci światło i powietrze, potrzebne do życia, że żadna inna... - Czy mógłbym... tak, ale z prawdą jest mi lepiej.Nie pytała już o nic. Mężczyźni przecież nie płaczą, nie mówią kocham cię, nie... byleby tylko byli, nawet tacy jak ten uparciuch ... byle tylko mogła czerpać z niego garściami. - Kocham cię - szepnęła, zdając sobie sprawę, że już zapewne odpłynął... ale nie, mruknął coś, co mogło brzmieć... tak, raczej na pewno brzmiało: i ja się kocham.Niełatwo być kobietą./470 dni temu, 08:54 (27 lutego)
***
Zaczepiło go znajome spojrzenie, odsłoniła się przed nim ta sama pomarszczona twarz i osadzone w niej przyjazne, mądre oczy. Ale było w nich coś niedopowiedzianego, radość pozorna, hamowana... To ty - usłyszał - nie poznałem, przepraszam. - To ja, Coby - przypomniał staremu. - Nie poznałem - powtórzył i radość odpłynęła na swych motylich skrzydłach - może ty, może nie ty... Spojrzenia ich starły się, ale nie był to pojedynek, było to co najwyżej zakłopotanie. Dlaczego, pytało spojrzenie Cobyego, co się stało. A starzec czytał jego myśli jak otwartą na właściwej stronie księgę.- Coby był inny, pamiętam jak się rodził, jak i czym zdobywał sympatię i zainteresowanie przyjaciół. Coby to słowo. Jego ego to słowo. Dziś coraz mniej jest w Cobym pięknego słowa. Właściwie już nie ma Cobyego, rozdrabnia się, zapomina o tym, co jest jego istotą. Może jeszcze Coby nie umarł, może tylko toczy go tylko choroba, może jeszcze nic straconego... Zmartwił się Coby naprawdę, zaczynał rozumieć - Pozbyłem sie skrzydeł, może o to chodzi - posmutniał. - Nie - rzekł starzec - Przyjaciele tłumaczyli Ci , nie skrzydła czyniły cię aniołem, tylko dusza, która wznosi się wyżej od skrzydeł, a ty tego nie zrozumiałeś. Dla nich na zawsze pozostaniesz aniołemCoby pokiwał głową - Dobrze, nie będę się upierał. Poszukam nowych skrzydeł. A starzec pokiwał głową z uznaniem - Nowej duszy nie można poszukać, można ją co najwyżej odzyskać. Jak myślisz, dlaczego spotykamy się właśnie dziś, w pierwszy dzień wiosny? Kiedy wszystko budzi się na nowo do życia, zmartwychwstaje...Coby po raz pierwszy poczuł niepokój. -Kim jesteś- zapytał starca - trafiam na ciebie co jakiś czas, opiekujesz się mną, udzielasz dobrych rad, ale ja cię nie znam. Tak, chyba poznaję, to spojrzenie starej, mądrej sowy, poznaję... Ale tylko niedopowiedziany uśmiech był jedyną odpowiedzią. - Zawsze jesteś przy mnie? - Coby nie dawał za wygraną, - przy innych też? Znów ten niedopowiedziany, nie do końca zimny uśmiech , ale tym razem stary odpowiedział: - Byłeś dla mnie zawsze miły, wyciągnąłeś rękę, gdy trzeba było mi ją podać, uśmiechałeś się do mnie... więc ja do ciebie też się uśmiecham, gdy jest taka potrzeba. Czasem pogłaszczę cię po głowie, czasem posłużę radą. Nie, nie o każdego tak dbam, nie każdy się do mnie uśmiecha, ja też nie muszę... taka prawda. Niech Bóg ma w swojej opiece wierzących, wszystkich, jeśli chce. Ja tylko tych, co się do mnie uśmiechają, których sobie upodobam, czasem nawet cwaniaków, łotrzyków, wcale nie muszą we mnie wierzyć. Tak, dobrze zgadłeś, nazywam się Los. A dziś też przychodzę pogłaskać cię po głowie, choć ręka bardziej zimna niż zawsze , przychodzę powiedzieć, że wiosna nadchodzi po to, byśmy mogli się odrodzić, puścić nowe soki, zakwitnąć, odżyć... Coby może żyć dalej, albo zmienić się w coś bez twarzy, bez skrzydeł. A teraz znikam, przemyśl to...I odszedł na swoich starych, zmęczonych życiem nogach. A Coby już wiedział, że chętnie powita go kiedyś znowu życzliwym uśmiechem. Skoro tak łatwo kusić Los, skoro opanował tę sztukę... Zobaczył przyszłość, taką jak przeszłość. Piękną. I poszedł czynić wiosnę w swoim życiu. /447 dni temu, 18:51 (21 marca)
***
Coby odłożył świąteczną lekturę i pomyślał sobie, że świat łez jest naprawdę tajemniczy, świat łez Małego Księcia szczególnie. Coby udawał, że nie wie co to jest świat łez, nawet przez jakiś czas udawał przed samym sobą, no, głównie przed samym sobą, skoro mamy być szczerzy... Dziś przyznaje się do tej słabości, głównie za sprawą właśnie Małego Księcia
"- Jeśli ktoś kocha kwiat, który jest jedyny na milionach i milionach planet, to mu wystarcza do szczęścia patrzenie na gwiazdy i mówi sobie: "Gdzieś tam jest mój kwiat. Lecz jeśli baranek zje kwiat, to tak jakby wszystkie gwiazdy zgasły. I to nie jest ważne? Nie mógł mówić dłużej. Wybuchnął płaczem. Noc zapadła. Porzuciłem moje narzędzia. Kpiłem sobie z młotka, ze sworznia, z wody i ze śmierci. Na jednej gwieździe, na planecie, na mojej Ziemi był Mały Książę, którego musiałem pocieszyć. Wziąłem go na ręce i ukołysałem. Powiedziałem: - Kwiatowi, który kochasz, nie grozi niebezpieczeństwo. Narysuję ci kaganiec dla twego baranka, narysuję osłonę dla twego kwiatu... Ja... Nie wiedziałem, co powiedzieć. Czułem się nieswojo. Nie wiedziałem, jak do niego przemówić, czym go pocieszyć. Świat łez jest taki tajemniczy."/444 dni temu, 12:38 (24 marca)
***
Zasiadł do stołu z Gruzinami. Pierwszy Zurab podniósł w górę róg napełniony do połowy winem, przemówił: gdy schodziłem tu z gór, widziałem wielkie drzewa, z niektórych zostaną zrobione nasze trumny, i tego nie odwrócimy. Chcę wypić za te drzewa, za ich długowieczność, niech rosną jak najdłużej, zanim przyjdzie pora iść pod topór. Wypili. Giorgi przejął od niego róg, figlarnie zajrzał w jego napełnione na nowo wnętrze. Mówią, rzekł, że każdy taki kielich z winem to gwóźdź do naszej trumny. Wypijmy przyjaciele za jak największą ilość takich gwoździ, by ta trumna była solidna. Wypijmy przy okazji za abstynentów, podobno tacy bywają, żebyśmy mieli kogo nawracać. Wypili, Giorgi starym zwyczajem przechylił róg, strącając na podłogę nieliczne ocalałe jeszcze krople. Teraz napełniony róg podniósł Mamuka. Wesołe iskry w jego oczach odbijały się w lustrze kachetyńskiego wina. Przez pustynię szły kiedyś osły, zagaił, szły jeden dzień, drugi, trzeci... wody ani kropli, traciły już siłę, a tu tylko piach i piach. Aż tu nagle pojawiły się przed nimi dwie beczki, jedna z wodą druga z winem. Rzuciły sie na tę wodę jak obłąkane, mało sie nie potopiły. Przyjaciele, nie bądźmy jak te osły, napijmy się wina. Zurab, pełniący rolę Tamady, podał dyżurny, największy róg Cobyemu. Wierny druhu, z krainy naszych przyjaciół, a ty co powiesz... I Coby nie chciał być dłużny, podniósł róg bardzo wysoko. Jesteście narodem filozofów, artystów, buntowników, ciągle robicie jakieś rewolucje. Zadedykuję Wam słowa polskiego poety, które też niejedną rewolucję widział. Otóż rzekł on: gdy wieje wiatr historii, ludziom jak pięknym ptakom rosną skrzydła, natomiast trzęsą sie portki pętakom. Zurab przetłumaczył. Pokiwali głowami, podobało się. Za piękne ptaki, podjął Mamuka, ale Zurab nakrył jego słowa dłonią, uciszył. Piękne ptaki, to ładny toast, ale wypijemy za to, o co chodziło Cobyemu. Za ludzi, którym rosną skrzydła, prawda? I nawet nie czekał na odpowiedź. Dobrze wiedział, znał Cobyego. /442 dni temu, 11:23
***
Gdzie idziesz, Coby, zapytali mieszkańcy ławki gdy znów go ujrzeli wychodzącego z samego rana, z dobrze znanym plecakiem, idziesz znowu w te swoje góry?Nie, dziś nie, odpowiedział, tylko na spacer, nieco dłuższy, ale tylko spacer.No dobrze, Coby, ten najweselszy i najśmielszy miał najwyraźniej chęć pogadać, powiedz nam po co ty tam wszędzie łazisz, po co ci na przykład te góry.Coby się uśmiechnął dobrotliwie, niemal wstydliwie. Po co? Żeby coś sprawdzić... Wesołek zaśmiał się, pozostali wtórowali mu delikatnie. Co sprawdzić? Czy one tam stoją, czy trudniej się w idzie z góry czy pod górę, czy może dlaczego tak mało tam ludzi? Może po prostu ludzie potrafią myśleć i wiedzą, że na ławce lepiej, bezpieczniej, przytulniej...Może tak, pomyślał Coby, ale nie odpowiedział.A powiedz nam Coby, po co ty tak jeździsz po świecie, czy tam gdzieś jest lepiej niż tu na ławeczce, czy tam jest inaczej...Może tak, pomyślał, ale nic nie odpowiedział.No Coby, co ty chcesz tak naprawdę sprawdzić... to, czy kobiety tam gdzieś daleko są inne, czy robią to inaczej...Zarechotali, jakby ktoś rozsypał groch. Jak zawsze weseli, zadowoleni z siebie.Może tak, pomyślał Coby, ale tym razem już odpowiedział: idę sprawdzić. Sprawdzić czy jeszcze żyję.I poszedł. Wiedział co odpowiedzą, że oni to bez sprawdzania doskonale wiedzą, po to mają ławeczkę. Ale wiedział też, że każdy sprawdza to inaczej. /421 dni temu, 18:55 (16 kwietnia)
***
Siedział na krześle wpatrując się biel kołdry, czasami tylko zdobywał się na spojrzenie jej w oczy, zmęczone i przekrwione. Blask tych oczu wygasał w tym samym tempie, jak gasło życie. Jakby mógł, nic by nie mówił. Tak naprawdę nie mógł, bo krtań przerośnięta był tkanką żalu, goryczy i bezsilności. Też milczała, wydawała się wyjątkowo spokojna. A gdy już przerwała milczenie, nie użyła do tego celu wypełniacza. Umieram, Coby... powiedziała, jakoś tak pewnie i zdecydowanie, że aż się przeraził. Jakby coś takiego trzeba było mówić szeptem, jak w kościele. Umieram Coby, nie chcę umierać. Chcę żyć, chociażby dla dzieci, bo co one... jednak głos się załamał, krtań nie przepuściła więcej żalu na raz, dawkowała jak pipeta. Nikt mi nie może pomóc, wypada mi się z tym pogodzić, teraz już muszę... Jednak wstał, nie wytrzymał, podszedł do okna i tak już pozostał w milczeniu. Jej słowa trafiały teraz prosto w jego plecy. A ty Coby? Spróbujesz mi pomóc... Aż się przeraził własnej bezsilności. Ja? Ty Coby, wszyscy się już modlili, bym wyzdrowiała, prosili Boga, by ich wysłuchał. Na pewno słuchał, ale... tak sobie pomyśałam, że może ciebie wysłucha. Wiem, wiem co powiesz, ale zgódź się, pomyślałam, że wierzących nie wysłuchał, może zrobi to dla ciebie, wie przecież, że jesteś dobrym człowiekiem, może prędzej wysłucha niewierzącego, może będzie to szansa dla mnie, może i dla ciebie, a także i dla Niego. Tak to jakoś wymyśliłam, bo nic innego nie potrafię. Zgodzisz się? Zaprotestował ostro w głębi duszy. Absurdalne, nierealne, nienormalne... ale gdy otworzył usta, mogła usłyszeć tylko jedno. Co mam zrobić? Idź Coby, porozmawiaj z Panem Bogiem, może...biegasz zawsze w niedziele rano na swoją giełdę komputerową, pójdź raz do kościoła, poproś... kto wie, może już potem, gdybym ja... może wracałbyś tam częściej niż na giełdę, może... Kiwnął tylko głową. Gdy już był gotów, podszedł i ucałował gorące czoło. Czuł, że przemęczone, chore oczy śledzą go uważnie, jak jeszcze nigdy. Udało mu się uśmiechnąć. Będzie dobrze, powiedział.
I poszedł Coby, na rozmowę z Panem Bogiem. Pierwszą w swoim życiu.
Coby nie umiał rozmawiać z Bogiem. Ale nie bał się tego. Świątynia go przytłoczyła, tak jak przytłacza wszystkich, każe ściszyć głos, spycha na kolana, ale Coby czuł się nawet pewnie. O dziwo. Uklęknął i długo się rozglądał. Był tu gościem, pragnął uszanować Gospodarza, okazać mu szacunek. Zwłaszcza, że przyszedł prosić. Przyglądał się świeżym kwiatom przy ołtarzu, chłonął zapach tlących się świec, podziwiał światło filtrowane przez witraże. Czekał. Nie wiedział na co, może na jakiś znak. Ale znaku nie było, trzeba było podjąć dzieło.Panie Boże, powiedział szeptem i znów uważnie się rozejrzał. Nawet mucha nie przeleciała (bzdura, w kościele przecież nie ma much), nawet stare drewno ław i konfesjonałów nie miało ochoty zaskrzypieć… Panie Boże, jeżeli jesteś… cisza. Nie, nie przerażająca, taka naturalna, dostojna, taka jak ta pozostająca po uderzeniu dzwonu. Panie Boże , jeżeli jesteś, choć wiem że cię nie ma , daj znać… cisza… daj znać, że jesteś i uratuj ją. Nie znajdziesz lepszego człowieka, niż ona. Nigdy jej tego nie powiedziałem, ale ona wie jak ją cenię, może nawet bardziej niż moją żonę, która jest jej siostrą. Wie, musi wiedzieć, skoro właśnie mnie tu przysłała. Zostawia małe dzieci. Panie Boże, daj ten znak. Jakieś dalekie podzwonne echo, ale to też nie był żaden znak. Panie Boże, jeśli dasz ten znak, ze istniejesz, przyjdę ci podziękować. Zamiast na swoja giełdę, przyjdę tu do ciebie, choćby posiedzieć w tej ławie… nie chcesz się to do mnie odezwać, bo po co, wiem, że cię nie ma , ale jeśli tam…Posiedział, porozglądał się, czekał… Na boży znak? Nie, po prostu nie chciał wracać. Bał się powrotu.A kiedy coś zatrzepotało pod kopułą, jakiś przypadkowy ptak zagubił się w kopulastej klatce świątyni, pomyślał, że to może już dusza… ale zdusił te myśl w zarodku. W latające dusze też nie wierzył.
Z pogrzebu nie wszystko pamiętał. Był mocno rozkojarzony, mocno zagubiony. Podtrzymywał ramię żony, która chowała właśnie własną siostrę. Wydawało mu się nawet, że go tu nie ma, że patrzy na wszystko z góry, że oczy ma z lodu. Poczucie wielkiej bezsilności. Płacz dzieci…
A w niedzielę jak zawsze wstał, ubrał się, wyciągnął plecak z szafy. Ucałował śpiącą żonę i cicho podążył w stronę drzwi. Gdzie idziesz, na giełdę …usłyszał zaspany głos. Na giełdę, potwierdził, śpij. I poszedł swoim stałym szlakiem dobrze znanymi ulicami, które żyły tym samym życiem, co przedtem. Życie toczyło się dalej. Niebo było jasne, bezchmurne, optymistyczne… Ale starał się nie patrzeć w górę.
***
niedziela, 7 czerwca 2009
COBY (zebrane)
Znasz bajkę o Coobusie? To taki anioł, który miał aspiracje zostać archaniołem. Ale piórka już nie te, mocno wylniałe. co najwyżej mógł robić karierę w okolicy, więc starał sie jak mógł. trafił akurat tu. plastikowe panienki, różowe bluzeczki, kolczyki w pępku, ble, ble ble... szedł przez park , pełen plastikowej zieleni i szeptał: co ja tutaj robię, moja planeta, pełna życiodajnego tlenu jest gdzie indziej. aż nagle usłyszał głos, ludzki głos. zaniemówił. to płakała dziewczyna. podszedł i pogłaskał po głowie. uśmiechnęła się, przynajmniej tak mu sie wydawało. odczuł troszkę ciepła w serduszku, anielskim zresztą. a gdy chciał odejść usłyszał ciche, a może bardzo krzykliwe: nie zostawiaj mnie tu samej. przeraził się. sam by też tu nie chciał zostać. nie miał co jej dać, dał cukierka. i wtedy usłyszał w pobliżu jeszcze inne ludzkie głosy. a więc jednak było życie, byli tu ludzie, wśród tego plastiku, wśród plakatów Dody, Mandaryny i Davida Backhama. poczuł nawet zapach świeżej zieleni, choć może to było tylko złudzenie. Znalazł chatkę na skraju i został. boże, co za jazda, sam jeden w pustej chatce, nikt go nie odwiedzał, tylko ta dziewczyna... fakt, że ją zaprosił. jak w leśniczówce. Coby poczuł się nawet szczęśliwy. cukierków miał dużo, mógł rozdawać garściami. tylko, ze dziewczyna nie uwierzyła w jego anielskie skrzydła i zapytała: kim jesteś, Coby. wykręcał się migał, lecz cierpliwie pytała. zdobył się na odpowiedź, i przestał być tajemnicą. i już nie był Cobym.
/515 dni temu/
***
Tak, to dobre pytanie... czy anioły zapadają w sen zimowy? Cobiemu śniło się raz, że jest Aniołem. Nie zwyczajnym, raczej takim superaniołem, umięśnionym jak macho od tego machania skrzydłami, z pedalskimi blond włoskami. Taki słodziuchny chłoptaś z piórkami. Raźno wzbił się w górę i poszybował pełen zapału ponad światem. Tak, to było właśnie w Sylwestrową noc, pomyślał, że z góry ludzka radość wygląda pięknie i kolorowo. Szczęśliwego Nowego... krzyczał radosnym głosem i zaglądał do okien. Hossanna, Alleluja... Ale szybko stracił zapał i entuzjazm. Zamiast ludzkiej radości, zobaczył smutek, śmierć, łzy i choroby. Kilka osób uparło się, że w tę szampańską noc muszą się upić i poszaleć. Prześnić, zaczarować, oszukać rzeczywistość, choć przez tę jedną noc w życiu. I chwała im za ten akt desperacji. Reszta nie wykrzesała z siebie tyle entuzjazmu, nie potrafiła. Kamienne twarze, pełne troski o dzień jutrzejszy, stalowe oczy pełne smutku i bólu. Samotne kobiety, zdradzane żony, zaniepokojone matki... Coby szybował coraz niżej, niżej, aż w pewnej chwili poderwał się szaleńczo w górę, bo wydawało mu się przez moment, że w ten sposób podrywa nadzieje do lotu. Tak uczynił, choć sam w to niezbyt wierzył. Ale pragnął coś uczynić, cokolwiek...
A gdy się obudził, język miał suchy jak kołek i bolały go rzęsy. Przeholowałeś moczymordo, pomyślał. Kac był na tyle silny, że już nigdy nie będzie Aniołem. Tak postanowił.
/524 dni temu/
***
Ej, Coby, musisz się jeszcze uczyć bycia aniołem. jeśli polecisz za wysoko, jeśli osmalisz piórka, możesz także poparzyć innych, i niewinnych. cukierki, Coby, to za mało.
nakrzyczałeś na dziewczynę, bo ubzdurało ci się, że głos jej zwiastował katastrofę, ale to tylko ty bujasz w obłokach i odbierasz wszystko inaczej. jej serce miało prawo do krzyku. jeśli potrafisz, powiedz przepraszam. jeśli nie potrafisz, przenieś się do innej bajki. gdzie dawno, dawno temu... za górami... a tak naprawdę wczoraj, i tuż za rogiem... ej Coby, Coby... wiem, to już jest twoja bajka.
/515 dni temu/
***
Czasem nad ziemią przechodzą nawałnice, trąby powietrzne, to gdzieś w niebiosach stado aniołów toczy zażarty spór i gestykuluje skrzydłami.
Wezwała Rada Cobiego. Archanioł zabrał głos: tracisz orientację, Coby, do niedawna nawet nie bardzo wiedziałeś, czy jesteś aniołem, czy to ci się tylko śni. Wyjaśniliśmy, prawda? Pamiętasz, niedawno pewien polityk myślał że ma skrzydła tak duże, jak u anioła, a my ostrzegaliśmy: kaczka, która traci orientację, ląduje dupą. No i widziałeś. Teraz tobie mówimy, Coby, tracisz orientację. Wyrzekłeś się Tego Co Nad Nami, sam zdecydowałeś być dla siebie Wielkim Demiurgiem, wziąłeś swój los we własne ręce. Wybaczyliśmy ci, nie strąciliśmy cię w otchłań piekielną tylko dlatego, że daliśmy ci szansę, bo nikogo nigdy nie skrzywdziłeś, bo miałeś iść między ludzi i im pomagać. Gasić, a nie wzniecać pożary, łagodzić a nie rozdrażniać... czy to wszystko nie wymyka ci się z rąk? Jeśli coś poszło nie tak, wycisz to, uspokój. Inaczej... zobacz, to jest miecz Archanioła. Oj Coby, Coby, czego ty chcesz, znowu rzeczy niemożliwych...
***
Wezwała Rada Cobiego. Rada była mądra i kochana, anielskie serca, anielska cierpliwość. Archanioł rzekł : nie jesteś już Coby aniołem, nie zdałeś egzaminu. Sztuka latania, to najtrudniejsza ze sztuk. Nie musimy cię strącać w otchłań piekielną, proponujemy twój pomysł jako wyjście z sytuacji, uznajemy, ze to wszystko, to był tylko sen. Idź Coby własną drogą, tylko nie udław się tą wolnością, nie upij się od razu, nie wpadnij w ręce sprzedajnych kobiet. No pomyśl , co zrobisz z tą wolnością. I zrozum nas dobrze.
Rada Aniołów była mądra i kochana. Coby pomyślał, że może dlatego kiedyś, w poprzednim wcieleniu nas wszystkich, ktoś chciał stworzyć raj na ziemi i nazwał go Kraj Rad.
/512 dni temu/
***
Zrozum nas dobrze... Coby wyjął mądre księgi i szukał. Znalazł słowo upij, znalazł pojęcie sprzedajne kobiety, w różnych jego wersjach, potem błądził długo wokół słowa wolność, dalej nie wie co to znaczy.
Hej, przyjaciele, czy istnieje prawdziwa wolność, czy ktoś ją zna? Rączki w górę, proszę.
/512 dni temu/
***
Coby, tyle osób, zawiedzionych i zagubionych, potrzebuje porady, jak sobie radzić z tym życiem. Poradź coś, zawsze wydaje ci się, że jesteś mądrzejszy od innych. Znasz jakieś życiowe reguły? Te na tej kartce to już wszystko? Dwa zdania? I to ma być życiowy przewodnik... popatrzmy... reguła pierwsza i jedyna: życie nie zna żadnych reguł. I to wszystko? oj, Coby, Coby, zawsze nam niewyraźnie wyglądałeś, ale nosa to potrafisz do góry zadzierać. Jakbyś zaglądał w kolorowe tygodniki kobiece, to byś wiedział jak żyć, tam jest dużo reguł.
/479 dni temu/
***
Wtuliła się w ramię Cobyego i szepnęła: -Zabierz mnie dziś do nieba. Beznamiętnym głosem, bez wyczucia chwili, odpowiedział: nie ma takiego rejsu. - To może chociaż bliżej nieba. - Na poddasze? -No trudno, niech będzie na poddasze... zgodziła się bez chęci dalszej walki. Więc wziął ją za rękę i poprowadził po schodach. Chłodno i spokojnie usunął zalegające graty, a potem kochali się już wcale nie tak chłodno. i nie tak znów wcale beznamiętnie. A gdy świat się już zawalił, gdy powoli odzyskiwała utracony oddech, pomyślała, że Coby znów ją zabrał w daleką podróż, że jednak była bliżej nieba, że nawet dotknęła gwiazd.
/488 dni temu/
***
Coby spotkał znajomego, na myjni. Nie uwierzycie, znajomy przyprowadził tam ... słonia, którego akurat pucowało szczotami czterech pracowników. - Piękny...- wyrwało się Cobyemu. Znajomy ucieszył się. - Naprawdę piękny? To dobrze, to bardzo ważne. Widzisz, poznałem kobietę, zrobię wszystko, by ją zdobyć. Powiedziała, że oczekuje ode mnie czegoś czystego, pięknego i wielkiego. Jak sądzisz - spytał niepewnie i wskazał na słonia - czy jak jej to oferuję, będzie moja?
Coby pokiwał głową z uznaniem. Będzie. Chociaż... kobiety są z Wenus, mężczyźni z Marsa, czasem mężczyznom trudno przychodzi je zrozumieć.
/498 dni temu/
***
Ulicą szły dzieci, parami, trzymając się za rączki i śpiewając. Piękne, jak zabawki na choince. Coby podbiegł i poszedł razem z nimi. ciągle jeszcze czuł się dzieckiem. Wtedy podszedł do niego starzec i odciągnął go na bok. -Dlaczego, lubię dzieci, lubię śpiewać -zasmucił się Coby. Starzec uśmiechnął się smutno - nie możesz, ludzie tego nie rozumieją, wezmą cię za zboczeńca, za pedofila, pobiją i zamkną. Coby nie dowierzał. - a jesli podejdę do tamtej ładnej dziewczyny i uśmiechnę się? Czy to mi wolno? Starzec pokręcił głową - Nie radzę, może to uznane za molestowanie. -ale kiedyś można było? oj, Coby, Coby, musisz sie życia uczyć na nowo. Świat już nie jest ten sam, ludzie są dziś inni, nagrywają się wzajemnie i opluwają, nie kryją się ze świństwami. Nie są tacy jak ty. Pośpiewaj sobie w domu, pouśmiechaj się do lustra, to jeszcze wolno. albo wróć na swoją planetę, tu zginiesz...
/510 dni temu/
***
Coby czeka na wiosnę. Nawet tego nie zauważył, tylko Agnieszka... znowu przyszła w nocy, i weszła w jego sen, jak do własnego domu. Bo to był jej dom. Brakowało mu tego uśmiechu, więc przyjął go jak kwiaty. Nakryła dłonią senne powieki, tak jak zawsze. - Jak tam na górze? - zapytał, wskazując sufit. Nawet się zdziwiła, chyba szczerze. - Ja i niebo, coś ty wymyślił głuptasie. Czyli gdzie - wystraszył się, ale wspólny śmiech rozładował sytuację. - A co u ciebie Coby. Czy to co widzę, to sen zimowy? Gdzie twoja słynna radość życia. Czekasz na wiosnę? Zawsze wiedziała. - A Twoja radość życia po życiu, Agnieszko... i od razu wystraszył się niesmacznej riposty. - Nie ma tego złego, mogę przynajmniej odwiedzać cię w snach. Wiesz, że to polubiłam? _ Powiedz mi Agnieszko, napisałaś tam jakiś wiersz? Po raz pierwszy w jej oku zobaczył łzę. Nie przejmuj się Agnieszko, ja tu na ziemi doglądam Twoich wierszy, trzymam je w pudełku po cukierkach, wraz ze swoimi. Nawet wymieszały się z cukierkami.
Gdybym umiała się zatoczyć
jak pijak, co pod auto wlazł,
zabłądzić, zemdleć, zamknąć oczy,
zapomnieć tamten brzeg i las...
Gdybym umiała, choćby w kinie,
gdy serce nagły przetnie ból,
pomyśleć sobie: "Nic to, minie...
Przed nami jeszcze tyle ról"...
/513 dni temu/
***