piątek, 28 grudnia 2018

***


to tylko gwiazda
i aż gwiazda
którą zawiesił biały grudzień
a twarze pod nią
takie jasne
- to tylko ludzie
i aż ludzie

to tylko serca
i aż serca
przybrane w światła kolorowe
a perły
dzięki którym jaśniej
- to tylko słowa

i aż słowa


niedziela, 9 grudnia 2018

ZAKLĘTY W PŁÓTNO


ptak się uczepił
horyzontu
grom go nie strącił
wiatr nie złamał

mój wzrok go przejął
tuż nad sosną
wstawił w sztalugę
zamknął ramą

zaklęty w płótno
wciąż się wzbija
odkładam pędzel
skrzydeł słucham

kroplami spijam
górskie szczyty
bo moja wolność
taka krucha


Niech je szlak



powiedzieć górom niech was szlak
albo pochylić przed nimi głowę
niby nie to samo
a jednak

starzy Gruzini mawiają
z górami trzeba być na Wy a nie na ty
oni wiedzą
i nie zamierzają tego przekładać
na język współczesny

nocą góry podchodzą pod moje drzwi
gdy się budzę już ich nie ma
znam to
stary plecak też to zna
wierci się niespokojnie
trącany spojrzeniem

niech je szlak

mówiąc s z l a k puszczam oko
odpowiadają radosnym pomrukiem

mój szlak czeka tam na mnie

tak bardzo brakuje mi prawdziwej rozmowy
z karbowaną linią zadaszenia świata
z samym sobą w dialogu
milczenia z milczeniem

Aleppo



opadają modlitwy
co wzbiły się w niebo
wypatrują dla siebie miejsca na dachach
ale po dachach została tylko sterta gruzu

zamierzają osiąść na parapecie
ale po parapetach ani śladu

do nadawcy też już nie wrócą
nie ma go choć przed chwilą jeszcze był

a adresat chwilowo nieobecny

krążą modlitwy jak białe ptaki
z każdą chwilą tracąc
śnieżną biel



bądź



bądź
oddechem na szyi
niewolnicą
przymkniętych powiek
śladem stóp
odchodzącej nocy


bądź
strojną w pióra
wiarą w nieśmiertelność
tęczową jak banał
banalną jak
tęcza


bądź
cichym
wieczornym
zamykaniem drzwi
które co rano
otwieram z powrotem



kres Kresów

myślę Wilno
i widzę osnute mgłą historii
kościoły cerkwie i synagogi
kinesę i meczet
bezradność cmentarza na Rossie
dla którego śmierć to codzienność
ale sam nie chce umierać

myślę Podhorce
i śnię o winnicach nad Styrem
biało-czerwonych proporcach
przemijaniu i nieśmiertelności
płynnej granicy pomiędzy

myślę Lwów
i słyszę dziadka Józefa
opowiadającego o Wiszence Małej
która odeszła prędzej niż on
nie zostawiając śladów po sobie
oprócz kilku ponadczasowych kamieni

myślę Wołyń
i widzę ludzi
chwilę później
już tylko osieroconą lalkę
wydartą płomieniom
i jej smutne
bezrozumne oczy






stare listy, stare meble

stare listy mają żywotne serca, kruche ciała, i wpojoną zasadę
reinkarnacji, podarte nie umierają tak naprawdę, stają się punktami
zaznaczonymi na osi czasu, zalegają tracącymi przejrzystość znakami,
do których boimy się wracać, bo zasysają jak rzeczny wir, odcinają
światło i tlen, szantażem biorą w niewolę, osiadają strupami,
rozwiane z dymem przysłaniają światło, kołyszą szarością
zasypiających ścian, mocą własnej wiary dostają drugie życie,
mocą naszej niemocy i bezradności zabierają nas ze sobą.

ocal je i przechowaj, podobnie jak stare meble pod dachem,
który dla mnie budujesz, w szczególności odcisk po szklance z herbatą
na lakierowanym blacie, przy którym pośród zadrapań i przebarwień
plamami osiadały wiersze i krople czasu przesycone solą,
ocal i zdejmij płócienne pokrowce, posadź duchy na koślawych
taboretach i zarwanych fotelach, po październikowe zamyślenie.

i nawet jeśli nie ma powrotów, to jest przecież oczekiwanie,
jeszcze smak, jeszcze zapach, dożywotnie skrzynki na kwiaty,
wypłowiałe portrety, dokuczliwa potrzeba posiadania własnego błota
przed domem, jakim naznaczyły cię wspomnienia dzieciństwa.


numery

w twoim kalendarzu
imiona bez twarzy
dni bez okien
godziny bez klamek 
czerwone i czarne znaki

spoglądasz
na grudzień
zza krat tygodni

ktoś dorysował choinkę
na gałązce świecę
pod świecą sopel wosku
dopalony numer miesiąca
numer dnia
godziny
numer telefonu tam w dole


numer kolejnego numeru

testament

też kiedyś byłeś dzieckiem
a może nigdy nim nie byłeś
od razu wrzucono cię w dorosłość
zamiast konika na biegunach
rampa skazańców

wczoraj spod płótna
którym cię przykryto w szpitalnej sali
wysunęła się udręczona starością ręka
z milczącym oskarżeniem
wyblakłymi cyframi ustawionymi w szeregu
jak do apelu

to twój testament
nie miałeś zbyt wiele do przekazania
może jeszcze wśród pożółkłych kartek
literę P zamienioną w kotwicę

uciekam spojrzeniem za okno
mazowieckim wierzbom się przyglądam
wciąż jeszcze płaczą

wiem że jeśli myśląc o twoim życiu
zapytam teraz śmierć czy nieśmiertelność
Horacy tylko się uśmiechnie
mury znowu zadrżą ze strachu




TWOJE ŚWIĘTO, MATKO (1918-2018)

nieśmiertelnym nie śpiewa się sto lat
na setne urodziny zaśpiewamy ci
o gwiazdce pomyślności
i że nie zginiesz kiedy my żyjemy

przyglądam się twoim włosom
mapie spękań na twarzy zabliźnionym ranom
dłoniom wciąż tak samo matczynym
trzymając się poręczy schodzę w głąb
zaciemnionych oczu

jaka ty jesteś piękna matko

przynoszę ci kwiaty
białe i czerwone
dziękuję za to co mi dałaś
obiecuję bronić tego co inni chcą roztrwonić
wiem że bronisz każde ze swoich dzieci
ale nikt nie jest doskonały
mamy wiele wad
ty wiesz to najlepiej

sprawialiśmy zawsze tyle kopotów
ale nie potrafimy inaczej
i nawet dziś przy świątecznym stole
padną zapewne przykre słowa
te same co zawsze

*

jaka ty jesteś piękna matko
jaka świąteczna
jaka troskliwa


jaka zatroskana


kamienie nie boją się śmierci

nocą na macewach osiadają gwiazdy
osuwają się po skórze szarej ściany
której serce pękło na pół

kamienie nie boją się śmierci
ich pamięć zadziwia
spokój też

jeśli wierzyć tym
których wypalone oczy niejedno widziały
dla kamieni to normalne
że człowiek pochyla przed nimi głowę

Ściana Płaczu na czerniawskim cmentarzu
coraz rzadziej ogląda łzy
sama też już nie płacze
płaczą pobliskie wierzby
człowiek zwykł tylko poruszać ustami
kamienne płyty
to jego najtrwalsza pamięć

gdy znowu tu zejdę z Góry Trzech Krzyży
po chłodny dotyk lasu
w którym pomiędzy bukami wyrastają stele
zabiorę ze sobą ten wiersz
modlitwy wydają się bardziej łatwopalne
powracają na ziemię z osmalonymi skrzydłami
nazbyt często oznaczone adnotacją
adresat nieznany

złożoną kartkę wetknę w szczelinę
zostawię ją gwiazdom

na ich nocny dyżur