czwartek, 30 października 2025

* * *

 

kusi cię mgliste światło
które deszcz rozmywa
i źródło tajemnicy
niezgłębionej bieli

bo mgła
która cię nęci
może być szczęśliwa
zależy z kim w nią wchodzisz
z kim tę podróż dzielisz

ta noc
ma twoją senność
moje rozbudzenie

na gładkiej tafli wstydu
pierwsze ślady pęknięć

i nagle w tej ciemności
dotyk
błysk
iskrzenie

ja z tobą
plus z minusem

piękne światło
piękne

*

za wcześnie
za bardzo
za późno

tak wszystko zaczynać
 od nowa

ty miałeś być tylko
kochankiem

i nie bój się
tego słowa



sobota, 25 października 2025

Śni mi się czasem sad

 śni mi się czasem sad

obok świetlista łąka

i ten na wróble strach

co się po łące błąka


zgarbiony polny krzyż

dzwony kościelnych wież

wpycham się w takie sny


ja też

ja też

ja też


*


najpierw zanucę siebie

z nadzieją że słyszysz

drżenie warg tu wystarczy

zawsze wystarczało


potem w noc się zapatrzę

i przeczytam ciszę

litera po literze

a jest ich niemało



wiem

że to musi być trudne

kryć w oczach odbicie planet

odległych

martwych

bezludnych

jak noc bezsenna nad ranem


wiem

marzysz o perseidach

lecz droga ich wciąż daleka


rozerwę ciemność

nadlecę


jeśli mi ufasz

zaczekaj



piątek, 24 października 2025

Jak wtedy


ich szczęście lubi wieczną niewolę

w klatkach smartphonów

młodzieńczą złudę frunącą śladem

skrzydlatych duchów

twoje jest kruche jak kromka chleba

w dłoni zmęczonej

zasycająca uczucie głodu

resztką okruchów


ich szczęście ciągle jeszcze rozkwita

z posianych ziaren

które po latach zmienią się w złote

pszeniczne kłosy

twoje starzeje się razem z tobą

i z tamtym ciałem

co już pół wieku wtula się w ciebie

i nie ma dosyć


na młodych skrzydłach markowe ciuchy

władców przestworzy

a ty wciąż w spodniach noszących ślady

chronicznej biedy


twoim bogactwem chwila gdy znowu

drzwi ci otworzy

i zajrzysz w oczy piękne i dumne


takie jak wtedy



środa, 22 października 2025

Szczelina

 w wiecznej wędrówce

przez bezludne wyspy

i w zniewoleniu

stwardniałym jak skała

szukałem światła

innego niż wszystkie

gapiąc się w niebo


gdzieś istnieć musiało


ze świadomością

samobójczej jazdy

goniąc komety 

w zwariowanym pędzie

zawsze szukałem

tej jedynej gwiazdy 

z cichą nadzieją

że to ty nią będziesz


i nagle jakby

otworzył się czas

szczeliną

którą wywróżyły karty

i nagle pożar

ogień

światło

blask

i nagle diament

popiołom wydarty


wpadłem w ten płomień

jak bezwolna ćma

świeciłaś dla mnie

jaśniej od księżyca

dziwią się gwiazdy

czemu właśnie ja


ty nie chcesz mówić

a ja nie śmiem pytać




wtorek, 21 października 2025

* * *

 skrzydła anioła

lot motyli

bez szeptów westchnień i bez słowa

nawet zbudzony wiatr się dziwił

skąd w tym aż tyle

zawirowań


skrzydła anioła

lot do góry

a wkrótce droga poprzez piekło

łzy na poduszce po raz wtóry

bo nie umiałaś

go odepchnąć


skrzydła zbolałe

i zmęczone

bo ile razy można spadać

ile znieść można upokorzeń

wracając wciąż

po mokrych śladach


popiół na stopach

w dalszej drodze

blizny pod gładką taflą ciała

ślepota z jaką brnęłaś w ogień

bo nie umiałaś


nie umiałaś



piątek, 17 października 2025

NA SKRZYDŁACH NUT

 za sprawą Fryderyka

który spogląda z nieba

inaczej czas mierzymy

bo taka w nas potrzeba


w klepsydrze zamiast piasku

preludium nokturnowe

mierzy się z opadaniem

i z wilgotnością powiek


dumna z matczynej roli

klepsydra nuty szczerzy

bardziej białe niż piasek

choć trudno w to uwierzyć


my też w niewoli czasu

za młodu i na starość

na skrzydłach nut spadamy

i dobrze nam z tą miarą




środa, 15 października 2025

Pomiędzy drzewem a kamieniem


obiecywałaś 

że to już że wkrótce

nie chciałaś słuchać

że wiosna dawno minęła


przysiadam na kamieniu

z pokorą wobec maleńkich ziaren piasku

daniną minut przesypujących się w klepsydrze

będącej miarą bezradności


jakże słyszalna staje się teraz

poufna rozmowa czasu ze zmęczeniem

jakże zrozumiałe wydają się starania

zgarbionego drzewa o rozpuszczonych włosach

wspinającego się po okiennicach niczym kotka


na wierzbie zawiesiłaś

przywiązane cienką nicią gruszki

chociaż tyle mogłaś dla mnie zrobić

odchodząc


oswajając rozkołysanie gruntu

przy braku innych oznak życia na ziemi

cieszę się i z tego



poniedziałek, 13 października 2025

Mały wielki świat



 o tak

świat jest wielki chłopcze

ty też kiedyś będziesz wielki


tylko najpierw naucz się wiązać sznurówki

pisać życie przez samo ż i tego że wielki

to nie to samo co wysoki ciężki ani gruby

a słowo świat to nie tylko podwórko i brama

wybiega daleko w ludzkie sny i marzenia

w śmiech i łzy

spełnienie i bezradność


znaczenie słowa wielki należy bardziej

zrozumieć niż się go uczyć bo w ślepym zadufaniu

wyrasta dumnym kwiatem pośród chwastów

bez świadomości tego że samo też jest chwastem

podobne kwiatom takim jak sens prawda czy piękno

podnoszącym barwne płatki na tyle wysoko

że nie są w stanie dostrzec zubożałych odmian

własnego gatunku


i naucz się jeszcze tego

że nie zawsze warto być wielkim

małe potrafi być piękniejsze a przez życie idzie się

drobnymi kroczkami po kamieniach wcale nie milowych

nie przeskakując skał patrząc od czasu do czasu w niebo

bo tylko ono tak naprawdę spełnia kryteria wielkości


bolesnymi odciskami się nie przejmuj


niedziela, 12 października 2025

Ławeczka

 W ogrodzie zmieniającym kwieciste kobierce

w skrywaną wśród zieleni namiętność wstydliwą,

gdzie jesień mglistym światłem rozpromienia serce,

czeka na mnie ławeczka z oknem na szczęśliwość.


Ona czeka tam na mnie, a ja czekam na nią,

zatykając minuty w zielonych lichtarzach

 - mocno wiekowa ławka, z farbą popękaną

i ja wcale nie młodszy, z pomarszczoną twarzą.


Siadam, w poszumie liści, co frunąc muzyką

osiadają na włosach tak znacząco białych.

Zjawiasz się zawsze wtedy, gdy oczy przymykam,

by odtworzyć raz jeszcze minione rozdziały.


Nie chcę oczu otwierać, słucham nut deszczowych,

zastępujących piasek w klepsydrze zielonej.

Gdy je w końcu otwieram, słyszę jak odfruwasz,

gasisz światła, zaciągasz za sobą zasłonę.


Krótkie są te spotkania na wiekowej ławce,

i bezdźwięczna rozmowa na scenie pamięci,

ale cieszę się wszystkim, a chyba najbardziej,

że mamy taką scenę,  że jest takie miejsce


gdzie pod liśćmi kasztanu mam swój własny eden,

gdzie powraca wraz z tobą niebo numer siedem,

gdzie w jesiennym zamgleniu lewitują dusze,

gdzie ucząc się milczenia wciąż się uczę wzruszeń.



środa, 1 października 2025

Dzień wspólnego wiatru

 


kałużą płynął suchy liściasty żagiel

ja płynąłem

czasami tak się zdarza

gdy nachodzi mnie syndrom

powrotnej drogi


z drzewa zeskoczył kasztan

ja zeskoczyłem

nie bałem się upadku i pęknięć

przerabiałem to przez lata

zwłaszcza wtedy

zanim sam stałem się jesienią


chryzantemy ustępowały z drogi

ja ustępowałem

wymiana gestów i uśmiechów wystarczała

nie trącaliśmy się gałązkami


kwiat z plastiku

który tyle razy mnie prosił

o przyjęcie do znajomych

był mniej delikatny

wczepił się w rękaw

nie rozumiałem o co pytał


nie  był szelestem

nie był wierszem

nie był muzyką