poniedziałek, 24 listopada 2025

Rozpalę wiersz

 

Rozpalę wiersz jasnym słowem,
skrywaną przed światem iskrą,
słowa jak gwiazdy zabłysną,
jak gwiazdy coraz to nowe.
Chcę pragnienie Tobą ugasić,
to pragnienie, co w sercu, na dnie.
Chcę cię pić małymi łyczkami,
nie chcę upić się szybko, o nie

Zapalę wiersz nad twą głową,
niech jak pochodnia za płonie,
zgubioną drogę odsłonię,
rozjaśnię mroczność stalową.
Chcę byś w mroku znów była zapachem
białej skóry, wciąż pragnę czuć smak.
Chcę cię pić małymi łyczkami.
Chce smakować cię długo, o tak.

Strofami podświetlona
zaświecisz światłem nowym,
jak słońce po dniu deszczowym,
jak noc kometą zdobiona.
Chcę by w głowie szumiało i grało,
chcę cię w nocy pić i za dnia,
chcę cię pić małymi łyczkami.
Nie chcę szybko doczekać się dna.

piątek, 21 listopada 2025

A to historia

 A to historia

niemal żałosna

złamany obcas

skręcona kostka

zbite kolano

splamiona bluzka

i smak piołunu

w skrwawionych ustach


Fatum skrzydlate

trzynasty piątek

czy koniec świata

nie

to początek


Bo niespodzianie

ktoś się pochyla

dostrzegam dłonie

o których śniłam

jak w jakiejś bajce

jak w jakimś śnie

to te

no właśnie

no właśnie te


A oczy 

oczy

te co nade mną

jak błyskawica

przebiły ciemność

ręce ramiona

podniosły w górę

i niosły niosły

hen ponad chmury


A to historia

nad wyraz śmiała

trudno uwierzyć

że już na stałe

uwiła gniazdo

w mojej pamięci

gdzie patronują

jej wszyscy święci


Fatum skrzydlate

trzynasty piątek

czy koniec świata

nie

to początek

* * *

 to takie małe coś 

to takie wielkie nic

zadrapania na duszy

na ciele 


nie odbieraj jej siebie

i pozwól

pozwól śnić


ona jedna

a ciebie tak wiele




poniedziałek, 17 listopada 2025

Pragnę pragnąć

 

pragnę pragnąć
mogę móc, to wiele
wiem jak własne lęki się zabija
wiem, że gdy strach wygra, wszystko mija
i los wielu przegranych podzielę

pragnę pragnąć
mogę móc, to wiele
ale myślę że ciągle za mało
pod skorupą zmrożoną i białą
jeszcze wciąż rodzi się
świeża zieleń

biorę tyle, ile dźwignąć mogę
daję tyle, ile mogę dać
i próbuję dusić wszelką trwogę
strach swój tłumię
boję się bać

czy chcę więcej, niż to, co od losu
czy naprawdę więcej mogę mieć
czy na snów spełnienie znajdę sposób
czy naprawdę chcę tak...
chciałbym chcieć


niedziela, 16 listopada 2025

DRZEWA KU NIEBU

 

drzewa ku niebu wybujałe
okna ku słońcu rozchylone
tęsknoty nocne niedojrzałe

chcę spijać słońce
kiedy wschodzi
chcę tego światła tak jak one
chcę dzień odebrać
gdy się rodzi

chcę wdychać ranek mgłą spowity
jak zmartwychwstania powiew świeży
nicią poświaty srebrnej szyty

pragnę się kąpać w tej poświacie
pragnę ten świt do końca przeżyć
dopóki w złocie
i w szkarłacie

pragnę niewiele a tak wiele  
zachłysnąć się zapachem lata
nim rdzą zbutwieje świeża zieleń

nim stracę pewność że wciąż chce się
nim we mgle zniknie brać skrzydlata
i przyjdzie czas powitać jesień


sobota, 15 listopada 2025

JUTRO JUŻ BYŁO

 

z niedomkniętych powiek zdejmuję sufit
z nagiego ciała całą resztę
pożółkłe kalendarze wrzucam do pralki
dosychają na wygaszonych nocą ścianach

zdejmuję z siebie siedem dni stworzenia świata
siedem nocy pod jabłonią dobrego i złego
tygodnie na granicy obłąkania
trzaśnięcie drzwiami
wyrzucające w kosmos protony i neutrony

ciebie nie potrafię z siebie zdjąć
to wciąż tylko szarpanina
oswajanie bezsenności i bólu stawów

odkurzam po raz setny film do widzenia do jutra
upewniający mnie w przekonaniu
że jutro już było

wybaczam słońcu
gdy staję się cieniem
wieczność nie dla mnie


wtorek, 11 listopada 2025

PRZYJDŹ

 

przyjdź
w tej swojej niemodnej garsonce 
skryj przed chłodem myśli rozgrzane 
serce otul wełnianym szalem 
to co chowasz w nim dla mnie 
przynieś
możesz przynieść w małym naczyniu 
chcę dopalać się wolno jak słońce 

przyjdź
po światło wiosennych kwiatów
kubek kawy świeżo parzonej
po horyzont spleciony z balkonem
po ten księżyc co plecy ci bielił
przechowany przezornie w pościeli
żebyś mogła go znaleźć
po latach

przyjdź
poczekaj przez chwilę w salonie 
aż problemy zamknę w szufladach 
drobne smutki do snu poukładam 

chcę cię wchłonąć siłą nałogu 
teraz mogę teraz już mogę 
szal ci zdejmę
i serce odsłonię

Na rozstaju

 

na rozstaju gwiezdnych mgławic
z jednej strony noc truchleje
z drugiej zachód ciągle krwawi
gojąc rany  wieczornieniem

w zachłanności upojenia
pierwszym haustem nocy młodej
słońce stacza się skulone
w ciemne brzegi w białą wodę

oszukane obietnicą
przechwyconą z krzywych luster
sięga opóźnionym dzisiaj
po już bliskie wczesne jutro

w rozmowie z matką ziemią
w cieniu zmęczonych kolan
z pokorą chyli głowę

w lekkości przebaczenia
zgłodniałym sercem sięga
po wiosny kasztanowe

w snach głosem ptaka śpiewa
deszczowym liściem sfruwa
osiada na parkanach

gdy ludzie idą lasem
chowa przed nimi drzewa
w odruchu blizn zaznanych



Pytasz

 

Pytasz, jakie masz oczy?
Myślę, że księżycowe...
Nie pytaj, co to znaczy.
Nie powiem

Nie odpowiem, bo nie wiem,
tak mi przyszło do głowy,
kiedy patrzę na księżyc
majowy.

Są tuż obok po nocach,
uzdrawiają sny chore,
przysiadają na włosach,
na czole.

Rozjaśniają mgły sine
niczym księżyc po nocy
twoje serce matczyne
i oczy

Masz piękne oczy, matko,
tylko lęku w nich tyle,
gaśnie radość jak światło
co chwilę.


niedziela, 9 listopada 2025

NO TO LECĘ

 no to lecę

na razie

wrócę

zawsze wracam

tak jak wczoraj jak jutro

jak lat temu dwieście

po to twoje czekanie

po talerz na stole

po pergamin na twarzy

w którym tyle treści


rozdzieleni marmurem pomników

bezszelestni w wędrówce

przez wieczność

smakujemy wspomnienie dotyku

w złotym krążku

na palcu serdecznym


a w tej tęsknocie

jakaś dzikość

bo z dzikich uczuć się wywodzi

jakże cudownie dziczeliśmy

w fermencie buntu

gniewni młodzi


jak nazwać dzikość

dziś po latach

gdy wychłodzoną kroplą spływa

chyba tęsknicą nie tęsknotą

tak w resztkach buntu

ją nazywam


cofnięta ręka

bezradność powiek

zwilżona twarz

to tylko życie

to tylko człowiek

to tylko czas




STYCZEŃ (na piosenkę)

 Spoglądasz na to, co już za tobą

za ścianą cienką, za linią białą...

Coś tam zostało, niemal tuż obok,

coś tam zostało...


Odgradza przeszłość każda minuta

jak wychłodzona wilgotna szyba,

a to spojrzenie, to chyba smutek.

To smutek chyba...


A ta zaduma, to dotykanie

cienkiej materii przemijania,

co smugę światła na białej ścianie,

dłonią przysłania.


Stary kalendarz już się dopalił,

ocalał tylko czas zatrzymany,

razem z wierszami, na dnie szuflady.

Razem z wierszami... 


piątek, 7 listopada 2025

Ciasno mi w twoim niebie

 ciasno mi

w twoim niebie

przestrzeń

do bólu w nim zwarta

księżyc oparty o ciebie

i ty o księżyc oparta


tyle mnie we mnie

po wypełnienie

po czarne światło

po białe cienie

po wiersze które lądują w chmurze

gdy je uwalnia ciało nieduże


uśmiecham się do szyby

jej łezki wzruszają

niedawno była wiosną

pyta czy pamiętam

nawet nie wie że dzisiaj

piękniejsza się zdaje

bardziej bliska

dojrzalsza

tak jak ja

jesienna


zrzucam bezruch

i bierność

teraz gdy już wiem

że toczący się kamień

nie obrasta mchem


staram się wyrwać daremnie

z niewoli duszy i ciała

więcej mnie w tobie

niż we mnie

jest tak jak chciałaś


bo chciałaś



Ja w swoim oknie

 

ja w swoim oknie
ty gdzieś tam w swoim
podwójne mury
podwójna szyba
lecz może gdybyś
przypięła skrzydła
ja może gdybym...
ech... co tu gdybać

coś wzleciało coś minęło
coś trwa nadal
kołnierz z lisa zdarta płyta
dno butelki
ból w kolanie sen na raty
słaba kawa
ja  niepiękny ty  niepiękna
my wciąż piękni

a ja dzisiejszy?
gdzieś wśród betonu,
gdzieś w aluminium,
w domu ze szkła.

a ja prawdziwy?
gdzieś w tamtym przedtem,
gdzieś w tamtym potem,
gdzieś w tamtym za.

a przecież
przetrwaliśmy
w zamgleniu firanki
choć nie ma już tych okien
i tamtego śniegu
ty wczorajsza wariatka
która już nie tańczy
i ja kurczak beztroski 
z wolnego wybiegu


Wśród tamtych kłosów

 Wśród tamtych kłosów

w tamtym życiu

niby leniwie niby sennie

przysiadłaś obok

bardzo obok

i wrosłaś we mnie

i już nie byłem potem sobą

i wszystko jakieś inne było

słońcem dojrzało tamto słowo

i zakwieciło

Wymodliły mnie akacje

wyśpiewały drzewa

pochylony stary kasztan

wciąż coś dla mnie śpiewa


To nic, że już nadeszła jesień,

że rdzą pokryła świeżą zieleń,

ważne, że wciąż tak samo chce się,

że tego chcenia ciągle wiele.

Zanurz w nią kartkę, niczym sito,

przecedź co sypkie i co liche,

z dna podnieś słowo nierozmyte.

Pełnym powitaj je kielichem.


A rzeka płynie, płynie, płynie...

jak z fotografii, jak z obrazka,

w liściastej złotej pelerynie,

gdzie tyle słońca, tyle światła.

środa, 5 listopada 2025

Ulotne chwile

 

ulotne chwile
śnieżnobiałe cienie
zielony księżyc i niebieskie słońce
to tylko ja
to tylko zakręcenie
to moje wiersze które w głowie mącą

ciągle wierzę
bardzo bardzo bardzo wierzę
zadrży klamka
drzwi otworzą się już szerzej
zadrży serce
ono także się uchyli
w takiej chwili
bardzo bardzo takiej chwili

to słowo wyczekiwane
czas bardzo długo je toczył
nim znalazł
końcowy przystanek
i zwilgotniały oczy 

mam twoje serce
ty masz moje
to wielka 
wielka wielka sprawa
teraz już jedź
kiedy powrócisz
zostaw je w sobie
nie oddawaj